To przepraszam państwa #19 Fajnie jest czasem zagrać o pietruszkę
Futbol reprezentacyjny ekscytuje każdego, nie ma co do tego wątpliwości. Dzieje się tak z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, kadry narodowe grają rzadziej niż kluby między sobą, co automatycznie sprawia, że jesteśmy tym bardziej podjarani. Nie ma w tym nic dziwnego, wszystko na co trzeba dłużej czekać, jest ciekawsze. Tak samo jest z zaćmieniem słońca, nową operacją w Counter Strike’u czy tą niepasującą do reszty dwój piątką, którą dostałeś ostatnio w szkole, bo akurat ściągnąłeś od kujona siedzącego obok. Po drugie, reprezentacje wiążą się z naszymi wartościami narodowymi, patriotyzmem, a te naturalnie są istotniejsze niż sympatie klubowe. W końcu urodziliśmy się Polakami, a klub, któremu kibicujemy wybraliśmy sobie z takich lub innych przyczyn kilka albo nawet kilkanaście lat po naszym przyjściu na świat.
Są jednak takie mecze reprezentacyjne, które wbrew tym wymienionym wyżej zasadom, obchodzą w zasadzie mało kogo. Oczywiście są to spotkania towarzyskie. W związku z tym, że nie gra się w nich o nic, nawet nie o złote kalesony, prawie nikt, poza ludźmi którzy z tego żyją albo są koneserami, nie jest tym zainteresowany. Już na pewno nie przyciągną one uwagi typowego wtorkowo-środowego eksperta Ligi Mistrzów. Taki, nazwijmy go Mirek, ogląda z browarem w ręku i wypiekami na twarzy spotkania w których coś się dzieje, a stawka jest wysoka. Dlatego poza europejskimi pucharami chętnie obejrzy sobie też eliminacyjne mecze reprezentacji, ze względu na te same czynniki no i Roberta Lewandowskiego. Takich Mirków jest cała rzesza i stanowią oni ogromny procent kibiców, który na spotkania towarzyskie już się wypina.
Nie można się więc dziwić, że poszczególne związki piłkarskie pod przewodnictwem UEFA postanowiły coś przedsięwziąć i w jakiś sposób zainteresować tych kibiców spotkaniami, które nie są eliminacyjnymi, ani nie odbywają się na wielkich turniejach. W tym celu postanowiono stworzyć Ligę Narodów. Rozgrywki, które mają odbywać się wtedy, kiedy nie działyby się żadne z wyżej wymienionych wydarzeń i ponadto w terminach, w których dotychczas można było grać towarzysko. Wczoraj wszystko rozlosowano, zaprezentowano puchar, logo, hymn. Całość prezentuje się pięknie, ale… czy tak naprawdę jest potrzebna? Mecze towarzyskie faktycznie są jak ta brzydka koleżanka z klasy. Niby nudne, nie ma na co popatrzeć, ale jak trzeba się czegoś dowiedzieć, to okazują się niezbędne.
Przez ostatnie kilka lat mecze towarzyskie pełniły bowiem rolę naukową. Były istnym researchem piłkarskim. Przez to, że nie miały żadnej stawki selekcjonerzy nie bali się eksperymentować. Teraz nie będą mogli tego robić. Czego dokładnie?
Po pierwsze, trudniej będzie testować nowych zawodników, juniorów i debiutantów. W takim zwykłym towarzyskim spotkaniu z jakąś Słowenią Adam Nawałka nie miałby skrupułów wystawić jakiegoś Świerczoka czy innego Jacha. Nieopierzeni kadrowcy nie mieliby na sobie tak dużej presji, która wciskałaby ich w murawę i wiązała nogi. Wiedząc, że nie ma stawki, mieliby świadomość, że jak coś popsują, konsekwencje będą niewielkie. Przez to nie baliby się zagrywać ryzykownie, a jak wiadomo to właśnie takie akcje, o ile są skuteczne, najbardziej imponują. Nie byłoby ich jednak wcale, gdyby ci piłkarze mieli pełne gacie i grali tylko bezpieczne piłki do tyłu, byleby nic nie popsuć. Sam trener miałby też spokojniejszą głowę. Wiedziałby, że może sobie wystawić kogo chce, a media nie będą go potem rozliczały, a przynajmniej nie tak surowo, za to że jakiś zawodnik, którego testował, skompromitował siebie, całą drużynę i nasz kraj. Gdyby takich spotkań nie było prawdopodobnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że Jacek Góralski potrafi być solidnym uzupełnieniem kadry, a Kapustka pewnie nie pojechałby na Euro.
Nie tylko piłkarzy testuje się na boisku w spotkaniach towarzyskich. Selekcjonerzy uwielbiają też przecież kombinować przy ustawieniach taktycznych. Nie musimy daleko szukać. W meczach z Urugwajem i Meksykiem Adam Nawałka zaimplementował naszej drużynie narodowej formację z trzema środkowymi obrońcami. Nie zdała może ona egzaminu celująco, z pewnością nie wyprze klasycznego ustawienia kadry, ale selekcjoner dowiedział się, że w razie co, być może w poszczególnych przypadkach, w ustawieniu pod konkretne drużyny, może się okazać skuteczna. W razie czego została przećwiczona, piłkarze nie będą biegali w kółko i kopali się nawzajem po czołach. Za parę lat, może nawet kilkanaście miesięcy znów zmieni się moda w futbolu, ktoś wprowadzi inną, nietypową jak na nasze obecne czasy formację, zacznie nią wygrywać i nagle wszyscy zaczną się w nią ustawiać. Czy wtedy, kiedy mecze towarzyskie zostaną zastąpione Ligą Narodów, selekcjonerzy reprezentacji będą mieli odwagę sprawdzić czy ich drużyną odnajdzie się w owym ustawieniu? Być może okazałaby się ona dla nich sukcesem. Równie dobrze może się jednak zakończyć blamażem. Niewielu jednak zdecyduje się na ten krok, jeśli każdy mecz będzie miał stawkę.
Są też inne kwestie, które mogą działać na korzyść meczów towarzyskich. Wszystkie istotne spotkania reprezentacji odbywają się na Stadionie Narodowym. W końcu po to go zbudowano, jest tez największym takim obiektem w Polsce i ostatnimi czasy regularnie się wyprzedaje. Nie ma się więc co dziwić, że to tam odbywają się spotkania kadry. Starcia towarzyskie nie zawsze jednak były rozgrywane na Narodowym. Dawano szanse mniejszym obiektom w innych miastach. Po co? Żeby do takiego Poznania czy Krakowa też mogli przylecieć turyści z Urugwaju czy Meksyku i zostawić trochę pesos w lokalnym budżecie. Poza tym, z tych miast wcale nie jest blisko do stolicy. Być może miejscowi kibice dostawali jedną z nielicznych szans, by obejrzeć reprezentację, ponieważ na wyjazd do Warszawy nie mogli sobie z jakichś przyczyn pozwolić. Nie jest powiedziane, że wszystkie spotkania Ligi Narodów będą grane już tylko na Narodowym, ale jest to wielce prawdopodobne. Tacy fani, o których wspomniałem ciut wyżej, nie będą więc mogli obejrzeć kadry.
Stawiam się więc w opozycji do Ligi Narodów i innych tego typu rozgrywek, bo podobno FIFA ma wyjść z podobną inicjatywą dla zespołów z reszty świata. Mecze towarzyskie nie są tak ciekawe, ale tak jak wspomniałem wcześniej, są nam potrzebne. Bez nich selekcjonerzy będą mieli znacznie trudniejszą pracę, piłkarze również. No ale przynajmniej hajs się będzie zgadzał, a tłumy rządne krwi, wielkich emocji, pięknych bramek i gwiazd na boisku grających raz na 48 godzin będą zadowolone i z czystym sumieniem, na wzór widzów w rzymskim Koloseum, pokażą kciuk do góry, a nie w dół.