6 lutego, czyli czas podlać Kwiaty Manchesteru
Data w tytule jest pewnie dla Was tylko trzydziestym siódmym dniem w roku. Kolejnym niewiele różniących się od poprzednich, a i następne zbyt odmienne nie będą. Ale nie dla mnie. Jako kibic Manchesteru United nie mogę obok tego dnia przejść obojętnie, nie wybaczyłbym sobie nigdy. To dzień, w którym przypominam sobie, dlaczego kibicuję temu klubowi. Codziennie umacnia on swoją pozycję w moim serduszku, ale 6 lutego robi to z nieopisaną wręcz siłą.
Dzisiaj zabiorę Was w przeszłość. I to daleką, bo do roku 1958. Wtedy to drużyna Manchesteru United występowała w Pucharze Europy. Czekał ich drugi ćwierćfinałowy mecz w Belgradzie z miejscową Crveną Zvezdą, a ówczesny menedżer sir Matt Busby z uwagi na długą podróż powrotną prosił władze ligi o przełożenie ligowego meczu z Wolverhampton. Jednak, jak pisze Jim White w książce "Manchester United - diabelska biografia", matołki ze związku nie wyraziły na to zgody. Każdy inny człowiek by się poddał, ale nie nazywany „Bossem” szkocki menedżer chcący za wszelką cenę wygrać oba mecze. Zarezerwował więc samolot do Belgradu, by po spotkaniu w Jugosławii wrócić do kraju w terminie narzuconym przez ligę. Spotkania w Belgradzie Manchester nie wygrał (remis 3:3), ale dzięki wygranej 2:1 na własnym boisku awansował dalej.
Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw, czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od Was ambitnej i nieustępliwej walki. ~Henryk Reyman
No to czas na szybki powrót do domu. Po drodze tylko krótki postój w Monachium w celu uzupełnienia paliwa. Niestety samolot to tylko maszyna i też może się popsuć. Niestety tak było tym razem. Biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne panujące tamtego dnia na lotnisku, trzeba było cudu, by ten start się udał. Na pasie leżała bowiem gruba warstwa topniejącego śniegu, a lot powinien być wstrzymany do następnego dnia. Pilot i tak dwukrotnie anulował start, lecz za trzecim razem niestety nie było już ratunku. Samolot zaczął się trząść blisko końca pasa, a w wyniku pożaru wznieconego przez część wraku uderzającą w zaparkowany w drewnianym garażu samochód zginęło 8 zawodników podstawowego składu, 2 członków załogi, 3 pracowników klubu, oraz dziennikarze. O godzinie 15:04 śmierć zabrała z tego świata łącznie 23 osoby.
Cała tragedia wystawiła klub na próbę charakteru. Używając szkolnej nomenklatury, egzamin został zdany celująco. W czasie, gdy Busby dochodził do zdrowia, Manchester pod wodzą jego asystenta – Jimmy'ego Muprhy’ego, z amatorami w składzie, dotarł do finału Pucharu Anglii, w którym uległ Boltonowi 0:2, ale z wyniku nikt ich nie rozliczał. „Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw, czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo wymagać od Was twardej, nieustępliwej walki.” - tak mawiał legendarny zawodnik Wisły Kraków, Henryk Reyman. Braku ambicji i hartu ducha nie można było zarzucić żadnemu piłkarzowi z tamtejszego składu na czele z legendarnym Bobbym Charltonem, który przeżył katastrofę i zdecydował się dalej grać w drużynie mimo tragedii, która zostanie w jego głowie do końca życia jako najczarniejszy dzień. Dlatego jak słyszę, że dziś ktoś nie chce grać w jakimś klubie, bo np. za mało mu płacą, to mam ochotę pojechać do siedziby klubu i strzelić go w pysk. Tak samo jak on metaforycznie robi to piłkarzom z dawnych pokoleń, którzy grali za pieniądze, które w porównaniu do teraźniejszych stawek trzeba nazwać śmiesznymi. Grali dla idei, dla ludzi pracujących w fabrykach, kopalniach, a często sami dorabiali, by utrzymać swoje rodziny. Posłużę się tutaj terminologią typowego Janusza-Nosacza. W dupach się przewraca. Ale teraz nie o tym.
Katastrofa w Monachium, od której w tym roku mija okrągłe 60 lat, nie jest pierwszą tragedią w historii z udziałem drużyny piłkarskiej. Pierwszymi z pechowców byli piłkarze włoskiego Torino. 4 maja 1949 roku samolot z ówczesnymi mistrzami Serie A na pokładzie rozbił się podczas drogi powrotnej z Portugalii ze sparingu przeciwko Benfice Lizbona. Zginęli wszyscy, w tym 18 piłkarzy, z których dziesięciu dumnie reprezentowało barwy reprezentacji Squadra Azzurra. Na ostatnie cztery kolejki ligowe Torino było zmuszone wystawić drużynę młodzieżową. Podobnie uczynili ich przeciwnicy, a zespół należycie zdobył scudetto, lecz nigdy nie odzyskał swej wysokiej pozycji. Pięć lat od tragedii Torino ogłosiło bankructwo, było zmuszone sprzedać swój stadion i dzielić obiekt z ekipą sąsiedniego Juventusu, a na kolejne mistrzostwo przyszło czekać do roku 1976. Od tamtej pory zespół balansował między Serie A, a zapleczem włoskiej ekstraklasy. Klub z Old Trafford stanął na nogi znacznie szybciej, bo na zwycięstwo w lidze kazał czekać swoim sympatykom „zaledwie” 7 lat, a następne 3 lata później zdobył upragniony Puchar Europy. Oczywiście z Busbym na ławce trenerskiej. Zasadne zdają się być słowa wypowiedziane 50 lat po katastrofie przez pewnego fantastycznego stopera Czerwonych Diabłów:
Monachium było prawdziwym punktem zapalnym, początkiem ustalania się standardów klubu piłkarskiego Manchester United. ~Rio Ferdinand
Bardzo mi smutno, że w tę rocznicę zespół prowadzony dzisiaj przez Jose Mourinho nie rozegra ani spotkania ligowego, ani pucharowego. Byłby to najpiękniejszy gest w stronę „Dzieciaków Busby'ego” oglądających z wysokości nieba spotkania w Teatrze Marzeń, w którym odgrywali pierwszoplanowe role. Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Duncan Edwards, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor, Liam Whelan i wszyscy pozostali, nikt nie zapomni o Was. Pamiętaliśmy w minioną sobotę podczas meczu z Huddersfield, pamiętamy dzisiaj, będziemy pamiętać zawsze.
We will never forget. #FlowersOfManchester pic.twitter.com/YAC0Lmqq2W
— Manchester United (@ManUtd) 6 lutego 2018
Kibicem Manchesteru zostałem dzięki serii filmików na YouTube, w których pewien chłopak rozgrywał karierę Manchesterem United w grze FIFA 12. Powód zupełnie błahy i niezbyt interesujący, jednak skoro już się wybrało „tę swoją drużynę”, to wypadałoby coś o niej wiedzieć. I właśnie wtedy poznałem całą historię klubu z Old Trafford. Historię tragiczną, ale jednocześnie piękną z uwagi na charakter tego klubu i powstanie z popiołów jak feniks, którego piłkarze Czerwonych Diabłów mieli na swoich koszulkach w dniu przegranego finału z Boltonem. Specjalnie nadmieniłem, że ten mecz był przegrany, ponieważ klub z Old Trafford po odejściu sir Alexa Fergusona przestał być hegemonem na krajowym podwórku, nie zdobywa aż tylu pucharów, przegrywa częściej. Ale po każdym niepowodzeniu trzeba się podnieść. Porażka to nie tylko przegrany mecz. To także strata kolegów, przyjaciół, najbliższych. Tego właśnie doświadczył sir Bobby Charlton, pozostali piłkarze, ludzie związani z klubem i rodziny ofiar.
Żaden klub nie może wygrywać ciągle. Jestem pewien, że wielu kibiców sukcesu, którzy nie rozumieją, że era sukcesów United na ten moment się skończyła, znalazła sobie już nowy „ukochany zespół”. Kiedyś musi trafić się słabszy dzień, gorszy okres, ale nie odwracajcie się przez to do swojego ukochanego zespołu plecami. Jeśli macie słabą pamięć – przypomnijcie sobie, za co go kochacie. Zapamiętajcie, a każda porażka, która przyjdzie prędzej czy później będzie miała mniej gorzki smak. I sukcesy, które nadejdą będą smakować jeszcze lepiej. Podlewajcie kwiaty swojej miłości klubowej, a nigdy nie uschną.