Wszystko pod nosem potęg - fenomen Atalanty Bergamo
Mieszkańcy włoskiego Bergamo śnili na jawie mniej więcej od zeszłego sezonu. Żyjąc pod Mediolanem, gdzie na ustach od zawsze są Milan i Inter oni mają swoją niszę. Swoją świątynię do której udają się co dwa tygodnie na mecze, nie zważając na wyniki robili swoje. Do czasu, kiedy w zeszłym sezonie faktycznie Atalanta zaczęła dobrze iść, aż w końcu zakończyli sezon na czwartej pozycji, pierwszy raz kończąc nad Interem i Milanem. W tym sezonie sen trwał dalej w europejskich pucharach, z którego zostali wybudzeni w czwartek, a szkoda bo na to nie zasłużyli. Te piękne chwile zapisały się u tych ludzi w głowach na zawsze i tych wspomnień, które pewnie prędko nie wrócą nie odbierze.
Lombardia to piękny region w północnej Italii. Jak się przejeżdża samochodem obok miast to nie można oderwać wzroku od widoków. Przy okazji jest to jeden z tych regionów, który jest bardzo bogaty, o ile nie najbogatszy. Ma wiele zabytków w samym sercu czyli w Mediolanie. La Scala, Katedra i plac wokół robią wrażenie na każdym. Dla piłkarskiego kibica ważnym miejscem jest San Siro oddalone od centrum +/- 9 kilometrów w linii prostej. Wiadomo grają tam upadli giganci. Jednakże pod Mediolanem, w miejscu gdzie jest lotnisko, na którym lądują samoloty linii RyanAir znajduje się miejscowość Bergamo, gdzie siedzibę przy stadionie Atleti Azzuri d'Italia siedzibę ma Atalanta BC, czyli rewelacja ostatnich sezonów w Serie A.
Atalanta zawsze była zespołem ze środka tabeli, na który nikt nie zwracał uwagi, bo zawsze trzymali się w środku tabeli, a parę razy zdarzyło im się zlecieć z ligi. Przy okazji z ich szkółki wyszło kilku fajnych zawodników, którzy wypłynęli gdzieś dalej. Paolo Montero, Giampaolo Pazzini, Giacomo Bonaventura, czy bracia Inzaghi. Nazwiska, które w jakiś sposób robią wrażenie, ale to była tylko trampolina, bo ciężko można się identyfikować z takim klubem, pod nosem zdecydowanie większych firm.
Do Bergamo po przygodzie w Genoi przybył Gian Piero Gasperini, który robił tam wynik adekwatny do składu jaki ma. Wcześniej znany był ze swojej nieudanej przygody w Interze, gdzie dla kibiców stał się on kimś w rodzaju persona non grata. W barwach Rossoblu potrafił nawet w sezonie 14/15 zająć szóste miejsce w Serie A, co dla wielu było sporym wyczynem, ale i tak nie otrzymali pozwolenia od UEFA na grę w pucharach. W momencie gdy trafiał do Bergamo nikt się po nim nie spodziewał fajerwerków. Objął drużynę, która była w kampanii 2015/2016 była trzynasta.
A tu zonk. Atalanta zaczęła grać naprawdę świetnie i po czternastu kolejkach zajmowała szóste miesjce. Utrzymywali oni w miarę równą formę, a nawet potrafili urwać punkty Juventusowi u siebie, dwukrotnie z Milanem, ale też potrafili obskoczyć solidny wpierdziel od Interu na Meazza w stosunku 7:1, ale zakończenie sezonu na czwartym miejscu to był największy sukces w historii klubu. Zwłaszcza, że utarli nosa bogatszym kuzynom z Mediolanu, którzy mogli tylko oklaskiwać Atalantę. I wtedy ktoś pomyślał, że drużyna zostanie wyprzedana.
I w sumie niektórych sprzedano. Odeszła dwójka najważniejszych zawodników. Franck Kessie i Andrea Conti przenieśli się do Milanu, starać odbudowywać potęgę tego klubu. Kwestią czasu są przenosiny Spinazzoli czy Caldary do Juventusu, który to jest właścicielem ich kart. Milan robił jeszcze zakusy na Alejandro "Papu" Gomeza. Gomeza, który był najlepszym zawodnikiem zespołu w najlepszym sezonie. Była to jego ostatnia szansa na transfer do wielkiego klubu. A on pokazał coś, czego nikt by się nie spodziewał. Wykazał się on lojalnością wobec klubu, co spotkało się z niesamowitym szacunkiem. Nie mówię tu o kibicach Atalanty, ale głównie Milanu, którzy tak bardzo pragnęli go w swoim zespole, docenili jego przywiązanie do tego miasteczka.
Miasteczka, które robi wrażenie na każdym, kto się tam zjawi, a atmosfera na Atleti Azzuri d'Italia ma renomę jednej z najwspanialszych w kraju. To jest na swój sposób niesamowite, że pod nosem potęg finansowych i medialnych powstało coś takiego, co pochłania życie miejscowej społeczności, dla której aż chce się grać, a takie przykłady jak Gomez tylko to potwierdzają, że naprawdę ciężko jest się stamtąd ruszyć. W dniu meczu miasto tonie w czarno-niebieskich barwach i każdy mieszkaniec żyje klubem.
W tym sezonie zagrali w Lidze Europy. Pierwsze takie wyróżnienie od czasu gdy zagrali w Pucharze Zdobywców Pucharów. Ale nie dlatego, że zdobyli puchar, tylko byli finalistami, bo w tamtym sezonie 86/87 dublet zgarnęło Napoli z boskim Maradoną na czele. Czyli to dawno temu. W tym sezonie wygrali swoją co by nie mówić trudną grupę z Lyonem, Apollonem Limassol i Evertonem. I mogliby zameldować się w 1/8 gdyby nie ogromny niefart w końcówce meczu z Borussią. Piękny sen został zakończony i wrócili do szarej rzeczywistości w lidze, która rozwija się w szybki sposób i w tym sezonie jest tak mocna, że taka niespodzianka nie wchodzi w grę po raz kolejny. Nawet zważywszy na fakt, że grają naprawdę pięknie i jest za co chwalić.
Szkoda tylko, że dobrym wrażeniem i piękną grą nie wygrają trofeów. Nie wiadomo, czy projekt Gasperiniego utrzyma się tak długo i czy dalej ten zespół będzie tak zachwycać na dłuższą metę. Przy obecnej konkurencji w lidze ciężko będzie im się przebić przez czołówkę i powtórzyć sukces sprzed sezonu. Taki trochę casus Sassuolo sprzed dwóch lat, czy innego Chievo 2004/2005, które miało jednorazowy wystrzał. No chyba, że chcą nawiązać do Udinese z Di Natale na czele i przez kilka lat zachwycać wszystkich dookoła. Zwłaszcza, że klub słynie z kreowania przyszłych gwiazd, które będą chciały pokazać się szerszej publiczności w dużo większym klubie. Tu we wszystkim najważniejsze będzie to co w głowie ma prezes Percassi, który będzie pewnie szukał długofalowego rozwiązania. Tak czy inaczej, jak we wstępie. W Bergamo przeżywają swój najlepszy piłkarski okres i żyją chwilą. Chwila, która dla nich jest najpiękniejsza na świecie.