Co z tym Dembélé? Tłusty Czwartek #1
Od pierwszego momentu, gdy Maciek poinformował nasze grono, że możemy spróbować swoich sił na Footrollu – zastanawiałem się nad serią felietonów, którymi mógłbym się dzielić z wami. Nie chciałbym się ograniczyć tylko i wyłącznie do samej piłki nożnej. Chciałbym przedstawić wam to w jaki sposób ja postrzegam wszystko to co się dzieje wokół niej. Cała seria oczywiście będzie mieć charakter subiektywny. Biorę na siebie 100% odpowiedzialność za wszystko co się w nich znajdzie – w końcu Footroll z założenia ma charakter opiniotwórczy.
Dzisiejszy tekst napisany jest na pełnym luzie, bez niepotrzebnej napinki. Chwytam otwieracz, zapinam pasy i startuję z zielonkawym napojem gazowanym, który zazwyczaj poprawia mi jakże zwichrowany po pracy humor. Zewsząd dochodzą do mnie głosy, wręcz okrzyki rozwścieczonych "internetowych ultrasów" Barcelony, że "łooo kurła ale tyn Dembele pszepłacony, kuuurła szklanka, wydać tyle hajsuf na takiego patałacha to tylko tyn Bartomełu umi" – czytając to ogarnia mnie śmiech, choć czasem mam wrażenie, że jest to wręcz pogranicze śmiechu i zażenowania.
Ktoś mi zaraz napisze "Pabiano co Ty pleciesz? Facet kosztował 105 mln, grzeję ławę i co chwilę łapie kontuzje, a do tego potrafi olać swój klub". Oczywiście, pełna zgoda – to są fakty i z nimi nie dyskutuję. Tylko pytanie brzmi, czy jest to sprawiedliwa ocena sytuacji? Według mnie – zdecydowanie nie.
Myślę, że wszystkie te zarzuty sprowadzają się do jednego wspólnego mianownika, czegoś co spowodowało, że mamy do czynienia z pewnego rodzaju efektem domina – każda kolejna przyczyna niepowodzeń napędza następną. Zagłębiając się w ten temat odnoszę wrażenie, że czynnikiem pierwotnym, który napędził pierwszą "kostkę domina" był strajk Francuza, gdy do klubu z Dortmundu wpłynęła długo oczekiwana oferta transferu do Barcelony. Dembele, znany z odstawiania szopek transferowych już w Rennes - postanowił nie stawiać się w klubie, prowokując w ten sposób zarząd BVB do radykalnych kroków wobec jego osoby. Utalentowany Francuz został odsunięty od treningów z pierwszą drużyną. Sygnał ten dotarł do Barcelony, która wobec odejścia Neymara była pod ścianą – musiała kupić kogoś za wielkie pieniądze. Jeśli uważacie, że Borussia była w tej sytuacji pokrzywdzona, to jesteście w błędzie – klub z Dortmundu zwęszył okazję i wycisnął z Barcelony tyle, ile się dało. Strajk Dembele był na rękę Zorca, który widząc ogromna determinację Bartomeu i spółki, mógł na luzie zażądać astronomicznej kwoty za swojego piłkarza. Brak przepracowanego w pełni okresu przygotowawczego odbija się Ousmane’owi do teraz – zerwanie ścięgna mięśnia dwugłowego uda na początku sezonu wykluczyło go z gry na blisko 4 miesiące. Później przydarzyła mu się kolejna kontuzja "mięśniowa". Niestety, będąc nieprzygotowanym fizycznie nie da się grać na tak wysokim poziomie co trzy dni.
Kolejnym aspektem, który ośmielę się poruszyć jest ogromna presja, która nieustannie ciąży na Dembele. Kwota, jaką za niego zapłacono, musi być sporym obciążeniem psychicznym, które mu nie pomaga. W dzisiejszych czasach, kupując tak utalentowanego zawodnika, nie płaci się za jego obecne umiejętności, tylko za potencjał, który w przyszłości pozwoli mu osiągnąć kosmiczny poziom, niewątpliwie będący w zasięgu piłkarza Barcelony.
Jest to długoterminowa inwestycja bez gwarancji zwrotu nakładów poniesionych przez klub. Nikt nie wie czy Ousmane odpali na miarę swojego talentu. Na dzień dzisiejszy umiejętności są, ale mam wrażenie, że głowa jeszcze nie "dojechała" do Barcelony. Apeluję, aby dać mu czas – jest to stosunkowo młody zawodnik, który dosyć wcześnie znalazł się pośród gwiazd światowego formatu, widzianych wcześniej jedynie w telewizji. Dopiero gdy w pełni przepracuje okres przygotowawczy, zgra się z resztą zespołu, zrozumie założenia taktyczne trenera, możemy oczekiwać od niego poziomu godnego piłkarza Barcelony.
Oczywiście największym problemem Dembele jest jego ciężki charakter oraz natura buntownika, który zawsze chce postawić na swoim. Jak pokazuje historia, gra z Messim w jednym zespole potrafi czynić cuda – taki Neymar potrafił schować swoje wysokie ego do kieszeni na czas pobytu w Barcelonie. Oczywiście tylko na ten czas, bo, jak widzimy dziś, Neymar w Paryżu to ten, którego pamiętamy z czasów jego gry w Santosie.
Czas pokaże, czy Ousmane nabierze pokory i respektu, bo dostał on życiową szansę – możliwość gry w jednym z najlepszych zespołów na świecie. Jeśli tylko zmieni swoje podejście do zawodu, kibice Barcelony mogą spać spokojnie...