Taras jest teraz Polakiem - czy powinien jechać na mundial?
Pan profesor Janusz Filipiak, założyciel Comarchu, a także prezes Cracovii Kraków, jak każdy człowiek ma swoje ulubione powiedzonka. Oto jedno z nich:
Każdego pracownika można zastąpić skończoną liczbą studentów.
Za to ja, jak nie każdy człowiek, uwielbiam parafrazować słowa znanych ludzi. Być może to dlatego, że sam jestem zbyt głupi, żeby powiedzieć coś mądrego. Pozwoliłem sobie przeredagować także ten cytat Pana profesora na potrzeby tego tekstu.
Każdy obcokrajowiec może zostać Polakiem, jeśli przebywa w Polsce skończoną ilość lat.
Oto więc dziś przed Państwem, Pan piłkarz Polak Rodak – Taras Romanczuk. Urodzony 14 listopada 1991 roku w Kowlu, mieście położonym na Ukrainie, piłkarz Jagielloni Białystok oficjalnie uzyskał obywatelstwo polskie. Taras do naszego kraju trafił w roku 2013 przechodząc z klubu ze swojej rodzinnej miejscowości do Legionovii Legionowo. Stamtąd rok później trafił do Jagielloni Białystok, gdzie występuje do dziś na pozycji defensywnego pomocnika. Trzeba nadmienić, że z powodzeniem. Jaga po niedawnym zwycięstwie 2:0 z Wisłą Kraków wygodnie siedzi sobie w fotelu lidera, a Romanczuk od początku sezonu jest jednym z kluczowych elementów w układance trenera Ireneusza Mamrota. Swoimi dobrymi występami w Ekstraklasie sprawił, że wiele osób pomyślało sobie coś w stylu:
Hmm, niezły ten cały Romanczuk. Nawet nazwisko takie w miarę polskie chłop ma. Może by tak do kadry go?
Jeszcze niedawno w Polsce rozgorzała dyskusja nad osobą Jamesa Tarkowskiego i jego ewentualnego powołania do reprezentacji. Wydaje się jednak, że serial pt: „Obrońca Burnley z Orzełkiem na piersi” zakończył się jeszcze szybciej niż zdążył się zacząć. Lecz temat farbowanych lisów w naszej kadrze wraca jak bumerang, za każdym razem z kimś innym w roli głównej. Tym razem nad jegomościem kandydującym do reprezentowania naszego kraju trzeba pochylić się nieco głębiej.
Zanim o Tarasie, wrócę jeszcze do tematu Tarkowskiego. Poniżej wymienią Wam listę argumentów przemawiających za tym, żeby występował on w naszej kadrze.
Już skończyłem. Nie ma ani jednego argumentu. Prócz super-polskiego nazwiska, znanego (mam nadzieję) z literatury Sienkiewicza, nic nie przemawia na jego korzyść. Sam sposób, w jaki wypowiadał się o ewentualnym powołaniu skreślił go na starcie. „Jeszcze nie wybrałem, dla kogo chciałbym grać, bla bla bla, bla bla bla.” Nie rozumiesz różnicy między klubem, a reprezentacją narodową, trudno. Nie ja jestem osobą, która winna Ci ją tłumaczyć. Dziękuję, do widzenia, płakać za Tobą na pewno nie będę, choć bezapelacyjnie byłbyś wzmocnieniem naszego środka obrony. Jeśli liderujesz defensywie siódmej drużyny w tabeli angielskiej ektraklasy, to do reprezentacji Polski z pewnością się nadasz. Takie są realia.
Przypadek Romanczuka jest zupełnie inny. Facet mieszka na terenie naszego kraju blisko 5 lat, świetnie mówi po polsku i co najważniejsze, otwarcie powiedział, że chce dla nas grać. Jeśli chcecie dowodu, odsyłam Was do „Pomidora” z nim na kanale YouTubowym redakcji nc+. Z ust Tarasa na pytanie „Tego samego dnia przychodzi do mnie powołanie do reprezentacji Polski i Ukrainy. Wybieram Polskę.” słychać soczyste „Tak”.
Wszyscy jednak wiemy, że w parze z chęciami muszą iść umiejętności. Tych naszemu świeżo upieczonemu rodakowi zdaje się nie brakować. Niedawne starcie przy Łazienkowskiej między Jagiellonią i Legią z trybun obserwował selekcjoner Adam Nawałka. Romanczuk o polskie obywatelstwo wystąpił dużo wcześniej, ale nie jest wprost powiedziane, że trener naszej kadry przyjechał obserwować właśnie jego. Przede wszystkim chciał się zapewne przekonać na własne oczy, w jakiej formie są kadrowicze występujący w drużynie z Warszawy tacy jak Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński. Niewykluczone, że zawiesił też oko na robiącym postępy Jarku Niezgodzie, a po drugiej stronie barykady biegał Przemek Frankowski. Nie możemy narzekać na kłopot bogactwa praktycznie na żadnej pozycji prócz bramki, a na bokach pomocy szczególnie, zwłaszcza po kontuzji Maćka Makuszewskiego. Skrzydłowego Lecha czeka wyścig z czasem, więc trzeba szukać różnych alternatyw. Ale kto wie, może i nazwisko „Romanczuk” trener Nawałka zapisał w swoim kajeciku z powołaniami, jako potencjalnego grajka na pozycję numer „6”?
Jeśli tego nie zrobił, to ja radzę mu ponownie sięgnąć po długopis. Oczywiście znawca futbolu ze mnie żaden, ale zobaczyć, że Taras wyróżnia się w naszej lidze umie każdy. Dobry odbiór, warunki fizyczne, niezłe wyprowadzenie piłki, fajny przerzut na kilkadziesiąt metrów. Nawet bramkę potrafi strzelić, a w obecnej kampanii ma ich cztery. Na ten moment w niczym nie odstaje od powoływanego regularnie Mączyńskiego. Były zawodnik Wisły ma za sobą turniej życia w postaci Euro 2016, ale nie można żyć ciągle melodią przeszłości. Po transferze do Warszawy jego forma odstaje od tej, którą prezentował we Francji. Walorami czysto piłkarskimi Romanczuk do kadry moim zdaniem się nadaje i kwestią czasu jest powołanie go do kadry.
Pozostaje kwestia wielkiej imprezy, która w czerwcu będzie rozgrywana na terenie Rosji – Mistrzostw Świata. Czy Taras powinien jechać na nie z reprezentacją? Jestem przeciwnikiem tego pomysłu. Przede wszystkim to nie on wywalczył awans. Na mundial w pierszej kolejności powinni jechać piłkarze, którzy bilety do Rosji wywalczyli na boisku. W dalszej kolejności na pokład samolotu mogą wskoczyć Ci, których Nawałka regularnie powoływał. Niestety, ale Taras nie spełnia żadnego z tych wymagań. Światowy czempionat należy w mojej opinii rozpatrywać jako nagrodę dla tych, co na boisku w meczach eliminacyjnych gryźli trawę i byli z reprezentacją na zgrupowaniach. Oni najbardziej zasłużyli sobie na taki piękny (oby!!!!) moment w karierze.
W naszej drużynie narodowej wielką rolę odgrywa również atmosfera. Lubią się tam zarówno wszyscy razem, jak i każdy z osobna. Nie twierdzę, że Romanczuk rozpieprzyłby naszą szatnię od środka, wręcz przeciwnie. Facet wydaje się być miły, elokwentny, poukładany. W Lidze+ Extra wypadł naprawdę super i widać, że coś sobą reprezentuje. Takich piłkarzy należy szukać ze świecą, i to duuuużą, bo w dzisiejszym futbolu są rzadkością. Ale reprezentacja Polski uformowała sobie jakiś kształt, na który wielu ludzi pracowało przez wiele lat. Na boisku i poza nim. I mimo sympatii, którą Taras u mnie wzbudza, jego osobie na mundialu muszę powiedzieć „Nie”. To tak, jakby wpaść na melanż na tzw. krzywy ryj.
Za to w dalszej perspektywie powitam go w naszej kadrze z otwartymi ramionami. Jak na polskie warunki jest to kawał piłkarza, który z pewnością będzie wzmocnieniem. Może nie podstawowej jedenastki, bo Krychowiak zjazd na przestrzeni dwóch lat zaliczył, ale poniżej pewnego poziomu nie zejdzie, a Linetty w Sampdorii rośnie z każdym kolejnym meczem. Ale jako „ten dwunasty”, który ma za zadanie wejść z ławki i powalczyć, jak najkurnabardziej. Zasłużył sobie na tę szansę swoimi deklaracjami i swoją grą. A przede wszystkim nie jest to kolejny Obraniak, ani nawet następny Polański. Na tych gości selekcjonerzy ich rodowitych krajów nie spojrzeliby nawet, gdyby byli ostatnimi piłkarzami dostępnymi pod ręką. Z braku laku wybrali reprezentację, do której przyjmowano każdego. Mam szczerą nadzieję, że czas farbowanych lisów w naszej kadrze minął bezpowrotnie. I nie mam tu na myśli przypadków takich, jak Romanczuk, który historię Polski zna pewnie lepiej niż wielu Kowalskich. Nie chciałbym, żeby mnie i mój kraj reprezentował ktoś, kogo praprapradziadek od strony brata wujka ciotecznego siostry jego matki był przejazdem na terenie Rzeczpospolitej, a sam taki delikwent nie umie nawet pół słowa powiedzieć w naszym ojczystym języku.