Drogi pamiętniku... #7 - Doświadczenie
Drogi pamiętniku! To było w jakiś sposób do przewidzenia. Milan natrafił na porządną drużynę, która mimo dołka nie miała nic do stracenia i wygrała wbrew temu co twierdzili jej kibice. Arsenal przyjechał i powtórzył wynik z 2008 roku i prawdopodobnie zakończył tegoroczną europejską przygodę. A może to jest lekcja, która była potrzebna? Może to jest ten moment, żeby wyciągnąć wnioski i nie popadać w hurraoptymizm, tylko pochylić się nad problemami, które ten zespół trapią i prawdopodobnie wywalą za burtę w Lidze Europy? Nie wiem, ale długofalowe myślenie o przyszłości drużyny przykrywa smutek po porażce, która przerywa tą świetną serię 13 spotkań bez przegranej.
To kiedyś musiało nadejść. Najgorsze jest to, że przeciwnikiem, który zakończył tą serię jest Arsenal, który gra żenująco na co dzień i ostatnio nie popisał się z Brighton. Szanse po losowaniu rozkładałem 45/55 na korzyść Kanonierów. I teraz te szanse wzrosły przed rewanżem na 30/70. Milan utrudnił sobie zadanie. Nie udało się strzelić gola przed własną publicznością, a 0:2 to okropnie słaby wynik mając w perspektywie rewanż na Emirates Stadium. Czyli można rzec, że przygoda z Europą po długiej rozłące kończy się na 1/8 finału. Szkoda, ale widocznie tak musiało być.
Arsenal ma to do siebie, że nawet jeżeli mentalnie jest słaby to dalej jakościowo przerasta Milan. I nie jest to w żaden sposób prześmiewcze. W Arsenalu grają zawodnicy, którzy w każdym innym klubie byliby zawodnikami pierwszego składu. Jeżeli porównamy sobie pierwsze jedenastki, które wyszły na plac to z ekipy Rossonerich jedynie: Donnarumma, Bonucci, Romagnoli, Bonaventura i Kessie mogliby być podstawowymi piłkarzami The Gunners. Uwaga. Szóstej drużyny Premier League. Milan gra od paru lat jedynie poważne spotkania przeciwko włoskim zespołom i dopiero dziś ci zawodnicy zostali rzuceni na głęboką wodę w meczu z drużyną z innego kraju, prezentującą inny styl gry i przy okazji nie mającej nic do stracenia. Przegrali ligę, puchar, więc dla Arsenalu LE to ostatnia deska ratunku.
Powiedzmy to sobie szczerze. Arsenal wygrał ten mecz doświadczeniem i lepszym zorganizowaniem taktycznym. To są zawodnicy z doświadczeniem w Lidze Mistrzów, w której frajersko odpadali w 1/8, ale na tle Milanistów to było dużo. W meczach takiej rangi grali jedynie Leo Bonucci, Hakan Calhanoglu i Ricardo Rodriguez, a Lucas Biglia grał w Lidze Europy. Doświadczenie. Tego brakło w szeregach Rossonerich. Można to zaobserwować na zachowaniu w pierwszych piętnastu minutach. Calhanoglu mógł nie podskakiwać nad Ospiną to dałby się sfaulować, bo mógł wykalkulować, że do tej piłki i tak nie dobiegnie. Na dodatek piłkarze Arsenalu byli lepiej zorganizowani w obronie. Wyłączony został Patrick Cutrone, więc jedyny schemat w ataku spalił na panewce. Młody Włoch dostał takie krycie, że był niewidoczny przez cały mecz. Zawiódł również Jack Bonaventura. Filar drugiej linii walił po trybunach bez jakiegokolwiek pomysłu, z czystej frustracji. Ale dla niego to też był pierwszy takiej rangi mecz, mimo tego, że w tym roku skończy 29 lat. Na dodatek Kolasinac nie miał problemu z wyłączeniem Suso, który mimo starań nie dawał rady uruchomić swojej lewej nogi. Dośrodkowania nie miały sensu, a na strzały nie miał zwyczajnie miejsca.
Równie średnio było w obronie. Wenger rozgryzł temat, że prawą stroną od Ozila nie ma co próbować wyprowadzać ataki, bo Rodriguez i Roman sobie z nimi poradzą. W takim wypadku Mchitarian miał za zadanie zrobić z Calabrii taki wiatrak, że będzie tańczył aż do meczu z Genoą. I mu się udało. Davide, nawet jeśli wystrzelił z formą to ciężko by było wymagać, żeby uciągnął rangę tego meczu, a Miki robił z nim co chciał. W takich meczach można było dać szansę Abate, który jakiś warsztat ma i co najważniejsze – doświadczenie. Gol Ormianina padł po rykoszecie, bo na linii strzału stanął Bonucci. Niefart, trudno. Sprawę ustawił gol do szatni, ale to co pograli zawodnicy Arsenalu przy golu Ramseya to ich. Genialne podanie i wykończenie Walijczyka spowodowały to, że ręce same składały się do oklasków. Calabria zagrał naprawdę słabe zawody i nie chodzi bynajmniej o to, że brak mu umiejętności. Doświadczenie. Poza tym cały czas drżałem na sam widok, gdy łapał się za kolano, ale takie coś zawsze wygląda groźnie.
Gattuso pokazał, że mental to ważna kwestia w ramach tworzenia wielkiej drużyny. Ale taktycznie Wenger go zjadł. Milan zostawiał za dużo przestrzeni między obroną i drugą linią, co pozwalało Kanonierom bezproblemowo konstruować akcję. Dla porównania, Arsenal tą strefę całkowicie zabezpieczył, dzięki czemu ciężko było przeprowadzić składną akcję, a o wrzutkach nie było mowy. Rino będzie miał teraz nie lada ból głowy. Musi usiąść i przeanalizować razem ze sztabem całe spotkanie minuta po minucie, żeby znaleźć rozwiązanie na rewanż w Londynie. A Wenger nie należy do głupich trenerów. On nie potraktuje tego meczu jako jednego z wielu, bo na Emirates przyjedzie wku...wiony Milan, który nie będzie miał nic do stracenia przed tym rewanżem i piłkarze Gattuso nie cofną się przed niczym. Pytanie tylko, czy faktycznie się zmotywują, czy już w tunelu obsrają zbroję. Jak się uda to w porządku, jak nie to trudno.
To była dla Milanistów prawdziwa lekcja gry w europejskich pucharach. To doświadczenie, które właśnie zdobyli w tym meczu, oraz mecz na Emirates zaprocentuje w przyszłości. A już na 100% w przyszłym sezonie. Bo w tym meczu można było odnieść wrażenie, że ta drużyna w podstawie potrzebuje ogrania na poziomie europejskim. Nie było tak, że można mieć do kogoś pretensje, bo zagrał źle. Nikt w tym meczu nie zasługuje na lincz, bo jednak próbowali, ale na taki Arsenal widocznie brakło argumentów. Niezależnie od tego, czy Arsenal jest w formie czy nie i jak wielkim jest memem. Na poziom Ligi Europy to dalej jest dobry zespół i główny faworyt do wygranej w tych rozgrywkach.
Kadra jest prawie kompletna. Cieszy, że wykrystalizowali się podstawowi zawodnicy, ale brakuje jedynie kilku uzupełnień na ławce rezerwowych. Bo w każdym meczu będzie można wtedy zaskoczyć ze składem. Z jednej strony to dobrze, że w końcu widać kto jest najważniejszy w hierarchii, ale z drugiej strony skutkiem tego jest przewidywalność. Dla Gattuso to też jest niezła nauka na, bo z takich meczów najlepiej wyciągać wnioski na przyszłość. Taki kubeł zimnej wody był potrzebny, żeby nagle nie pomyśleli jacy są świetni. Ten mecz również dobitnie pokazał jaką loterią są mecze pucharowe i dlaczego rozgrywki w lidze są najważniejsze. Milan miał argumenty przeciwko słabszym zespołom i jedyne na co mógł liczyć to to, że najsilniejsi się po drodze powybijają, a jedyne co pozostanie to krojenie ogórków. Dyspozycja dnia i losowanie. To są czynniki, które decydują o sukcesach w europejskich pucharach, ewentualnie kto jak daleko zachodzi. Milan wczoraj tego szczęścia nie miał i to może zaważyć o tym, że o ewentualną Ligę Mistrzów trzeba będzie walczyć normalnie w lidze, bo na wjazd tylnymi drzwiami za tydzień może nie być na co liczyć.