To są właśnie te detale #23 Tam, gdzie Boga nie ma, świat w grzechu utonął
Rozumiem, że mogą być takie piłkarskie świry, które chcą oglądać Ekstraklasę ze względu na poziom czysto sportowy. Może nigdy w życiu nie widzieli futbolu w innym wydaniu i myślą, że to najlepsze na co stać ten świat. Nigdy nie oglądali w akcji mistrza Kazachstanu czy Mołdawii i tak dalej... Ale jednak większość z nas włączając tą polską kopaninę, liczy na to, że jakaś jakość w tych meczach będzie, że ktoś załaduje okieno z trzydziestu metrów, że ktoś zagra jakieś dwa-trzy podania z pierwszej piłki - nawet jeśli jedno będzie na dwa kontakty! No i trzeba też przyznać, że w większości przypadków ekstraklasowe spotkania raczej zawodzą, bo ich poziom jest mniej więcej taki jak położenie Amsterdamu względem morza. Pustawe stadiony, zimno, pizga po kościach, Seweryn Gancarczyk rzuca przekąt w stadionowy jupiter, a Sławomir Peszko oddaje precyzyjny strzał w narożną chorągiewkę. Można to kochać, ale rzadko kiedy podziwiać.
Najgorsze mecze są wtedy, kiedy na stadionie jest zupełna cisza. Tylko echo odbija się od mruczących trybun, lecą wszelkiego rodzaju bluzgi z poziomu murawy i słychać każdą precyzyjną wskazówkę trenera, rodem ze szkoły Pepa Guardioli: Wypierdol to! Można popaść w depresję. Nie ma nic gorszego niż cichy stadion. Takie mecze ogląda się w Polsce dziwnie, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni i nie mówię tutaj o jakiejś Chojniczance Chojnice czy Puszczy Niepołomice, gdzie spotkania można oglądać z okna w kuchni, ale o "trochę większych" arenach z zapleczem kibicowskim. Mówiąc wprost, fakty są po prostu takie, że mecze z dopingiem ogląda się dużo, dużo lepiej niż te bez dopingu. Od razu coś się dzieje na stadionie, jest kolorowo, wesoło, jest jakieś życie, pojawiają się emocje, czasem można wstać i pośpiewać razem z młynem i nagle szarobura kopanina nabiera jakichś barw. Nie powiecie mi, że tak nie jest, że oglądanie meczu, w którym jedynym dźwiękiem jest kopana piłka i gwizdek sędziego jest lepsze niż oglądanie tego samego "widowiska" z różnego rodzaju przyśpiewkami, nawet jeśli ktoś szczerze ma wywalone na to, co się dzieje na sektorach, gdzie krzesełka są zbędne. Znacie przecież sytuację, kiedy puszczacie telewizor lub radio tylko po to, żeby coś w tle leciało, nie?
A derby? O panie, derby bez dopingu to już w ogóle największa stypa ever. Nawet janusze i pikniki nakręcają się na taki soczysty szlagier i idą na mecz napaleni, emocjonując się bardziej niż zwykle, czując klimacik i licząc na to, że na stadionie będzie się działo. Miałem okazje być dwukrotnie na derbach GKS Tychy vs GKS Katowice w Tychach. Oba spotkania stały na żenująco niskim poziomie futbolowym, ale na pierwszym spotkaniu było ok. 800 kibiców gości. No i było grubo! Malowana zieloną farbą piaszczysta murawa nie sprzyjała grajkom, niemającym zbyt wielkiej chęci na dostarczenie piłkarskich emocji, ale fanatycy obydwu zespołów dali radę! Ostry doping z pozdrowieniami leciał zarówno z mojej prawej, jak i z lewej strony, a jakby tego było mało tyscy fanatycy zorganizowali konkretną oprawę i palenie barw katowiczan, których uzbierali wówczas całkiem sporo. I uwierzcie mi, że był z tego dużo większy pożar niż ten z ostatniego meczu Piasta z Górnikiem, a o żadnym walkowerze nawet nie było mowy, choć niektóre media niepotrzebnie nakręcały panikę, tworząc dość jednostronne materiały. Gieksa podobno także miała wniesione piro, ale ochrona zatrzymała ich sektorówkę, co pokrzyżowało im nieco plany, a szkoda, bo wtedy show na trybunach stałby na jeszcze większym poziomie! Aczkolwiek trzeba przyznać, że i tak atmosfera była zajebista. Dla porównania w obecnym sezonie frekwencja na analogicznym meczu była ze 2-3 razy mniejsza, a klimat na stadionie o wiele słabszy i spokojniejszy. Niestety wojewoda nie wpuścił kibiców z Katowic, bojąc się zamieszania, a wielka szkoda, bo niemający aż tak wielkiej motywacji tyscy kibice spisali się słabiej niż przed rokiem, co przełożyło się na całokształt tego widowiska. Było dużo nudniej, senniej, a oczywiście na piłkarzy nie można było liczyć, bo ponownie padł tylko jeden gol, jeszcze z karnego. Dwa tak samo słabe mecze, ale dwa tak różne ich wspomnienia. Ten pierwszy zapamiętam na długo, ten drugi już mi powoli wylatuje z pamięci.
Co komu przeszkadza piro na stadionie? No ja się pytam? Oprawy? Race? Stroboskopy? Przecież to wszystko jest mega efektowne i zajebiście wygląda, a jak ktoś ma wątpliwości, to niech wpisze sobie w Google coś w stylu "najlepsze piłkarskie oprawy" - whatever. Idealnie namalowana sektorówka albo perfekcyjnie złożona kartoniada - to wcale nie jest tak hop-siup, że można to kupić na Allegro. To wszystko trzeba zrobić, zaplanować, porozkładać, a wiąże się to przede wszystkim z wydatkami finansowymi, a także ogromem pracy ultrasów za to odpowiedzialnych. Pirotechnika podkreśla całość, dodaje efektu, a jeśli mecz zostanie na chwilę przerwany, to co, kurde, z tego? Można gadać o wybijaniu z rytmu i innych takich głupotach, ale no Jezus Maria, mecz trwa 90 minut i wygrywa lepszy, więc jeśli faktycznie jest lepszy, to niech to udowodni, a nie marudzi, że trochę dymu poleciało i musiał przez chwilę postać i odpocząć. Zresztą najczęściej ten dym nawet w ogóle nie przeszkadza i można kontynuować grę. Ludzie trują, że telewizja ma przez to straty, bo reklamy itp., no i może coś w tym być, ale fakty też są takie, że telewidzowie CHCĄ OGLĄDAĆ tego typu meczowe rarytasy. Zawsze śmieszy mnie sytuacja, gdy jakiś kibic wbiega na boisko i bawi się z ochroną w kotka i myszkę, a realizator usilnie próbuje wmówić nam, że wcale nic się nie dzieje i pokazuje na ekranie gola sprzed pół godziny albo cycatą fankę. No kurde, serio? - chociaż cycata fanka jeszcze się broni! Przecież widzowie mają wyjebane na tego gola, oni wolą oglądać typa z fujarą na wierzchu (lub nie), który biegnie przez murawę! I to się sprzedaje! Odpalone piro? Cholera, pokażcie je! Przecież to też jest pewien rodzaj sztuki, ktoś włożył w to wysiłek i wygląda to naprawdę zajebiście! Skoro w telewizji katujecie nasze oczy zbliżeniami na dryblingi Kucharczyka, to dajcie chociaż przerywnik w postaci efektownej oprawy...
Będzie kontrowersyjnie: nie widzę szczególnie wielkiej afery w wydarzeniach z meczu Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze. Serio. Powiedzcie mi, co się wielkiego stało? Ale tak realnie, pomijając emocje i opinie. Kibice Górnika spalili dwie flagi Piasta, fani gospodarzy zdenerwowali się, podeszli pod płot po drugiej stronie stadionu, wyrwali jedno tanie przęsło, drugie uszkodzili i na tym afera się skończyła. Jasne, jeden typek pobiegał trochę i pokazał, uwaga, uwaga, NIEKOMPETENCJĘ policji, która w kilku czy nawet kilkunastu chłopa nie potrafiła złapać jednego uciekiniera. Nie było mnie wtedy w domu, ale jak wróciłem, to przez bitą godzinę, jak nie dłużej, siedziałem na Twitterze, oglądałem filmiki, czytałem opinię, komentarze, memy i odtwarzałem przebieg wydarzeń. Przecież to był prawdziwy show! Ktoś pyknął ankietę, "czy byłbyś zainteresowany oglądaniem wydarzeń z przerwanego spotkania" i prawie wszyscy, a było ich sporo, zagłosowali, że tak! A co, wy byście nie oglądali? No kurde! Ktoś może zarzucić, że istniało realne zagrożenie dla kibiców, którzy siedzieli na trybunach wzdłuż boiska, czyli tych "niefanatycznych", bo co by było, gdyby Górnik wyłamał swoje ogrodzenie i ruszył przez boisko, bla, bla, bla. Po pierwsze nie ruszyłby, bo nadziałby się na prewencję z tarczami, pałkami, gazem i innymi ciekawymi atrybutami, a po drugie jeśli nawet by ruszył, to nie w stronę pikników, kobiet z dziećmi i inwalidów, tylko w stronę młyna Piasta Gliwice. Na tym polega ta zabawa. Paru pojebów może by skoczyło do niewinnych ludzi, niesiedzących w świecie kibicowskim i niebędących w niego zaangażowanych, takich zwykłych "klientów", ale to już byłaby oznaka bandytyzmu niezwiązanego z piłkarskimi kibolami - ot, zwykli przestępcy, z których ich ekipa nie byłaby na pewno dumna, delikatnie mówiąc. Natomiast w niedawnym derbowym klimacie fanatycy Górnika rzuciliby się na fanatyków Piasta, a fanatycy Piasta na fanatyków Górnika, mając głęboko wyjebane na przerażonych i totalnie niechcących w tym uczestniczyć zwykłych, przeciętnych kibiców z prostej. No chyba że jakiś janusz poczułby się kozakiem i zaczął się spinać do Torcidy, ale wtedy wina leżałaby tylko i wyłącznie po jego stronie. Na tym to wszystko polega.
Abstrahuję już zupełnie od kuriozalnej decyzji Komisji Ligi, która nie była dobra. Była beznadziejna do kwadratu i totalnie bezsensowna. Może w Polsce nie obowiązuje taki precedens jak w USA czy Wielkiej Brytanii, ale biorąc pod uwagę kilka innych podobnych wydarzeń i decyzje, które w związku z nimi podjęto, ta ostatnia może powodować co najwyżej narodowy face palm. Ale zupełnie inna sprawa jest taka, że nikt, w tym ja, nie zaproponował lepszego rozwiązania. Nie mówię już o takim, które zadowoliłoby wszystkich albo chociaż większość, ale ogólnie jakiekolwiek rozsądne wyjście. Nic, tylko hejt. Przypuszczam, że każda inna decyzja Komisji również byłaby zła i krytykowana, ale może chociaż nie byłaby aż tak debilna. Tym bardziej że od tamtego czasu piro i kibolskie pozdrowienia pojawiły się na kilku stadionach i jakoś nikt o żadnych prowokacjach nie mówił. W całej tej sytuacji jest mi szkoda jedynie tylko dwóch rzeczy - tego, że drużyny straciły możliwość zdobycia punktów przez ten śmieszny walkower i że kluby musiały wyłożyć trochę hajsu. Chociaż osobiście uważam, że nie było absolutnie ŻADNYM problemem to, żeby horda dzielnych panów policjantów stanęła przy wyłamanym przęśle, podeszła pod sektor gości i ostatnie 10 minut zostałoby spokojnie rozegrane. Ale do czego zmierzam...
Moim zdaniem powinien zostać zachowany status quo. Czyli szala nie powinna zostać przechylona ani w stronę grzecznych trybun, ani w stronę chuliganów. Niech organizatorzy nadal kombinują, wydają raz na jakiś czas wyroki i decyzje, niech krytykują, potępiają, ale niech nie pozbywają się kiboli, ultrasów i fanatyków jak jakichś chwastów, bo z trybun zrobi się jeden wielki pogrzeb. To także tyczy się drugiej strony. Niech nie pojawiają się zbyt duże ustępstwa, bo chyba nikt z nas (no dobra, większość) nie chce, aby powróciły szalone lata 90. i jeden wielki rozpierdol na trybunach, na które strach było chodzić. Daj palec, wezmą rękę, tak by zapewne było. Natomiast obecnie w Ekstraklasie nie ma już takich ekscesów jak dawniej, jest spokojnie i nawet jeśli raz na jakiś czas Lechia obstrzela sektor Arki i w drugą stronę... to są to po prostu zwykłe incydenty, które zdarzają się, uwaga, uwaga, nawet Bundeslidze. Poza tym to akurat potępiam, żeby nie było, bo miałbym to gdzieś, gdyby sektor gości obstrzelał młyn i na odwrót, ale jeśli cierpią na tym postronni kibice, to wtedy jest to już spora przeginka. Ale ile mamy takich sytuacji? No właśnie. Prawie wcale. Na Zachodzie sobie poradzili, ale tak się dziwnie składa, że to w Lille, w kulturalnej Ligue 1, kibice całą gromadą wbiegli na boisko... I na West Hamie też ktoś po murawie biegał... I Schalke odpaliło piro w Moguncji... I w Belgradzie... nie dobra, Bałkany to akurat zła analogia.
Uważam, że w Polsce powinno być tak, jak jest i właściwie tyle w temacie. Fanatycy i ich oprawy to bardzo mocny argument wszystkich hitów i szlagierów, o derbach nie wspominając. Nie ma sektora gości? Nie ma oprawy? Jest poczucie niedosytu, to jednak nie to, czegoś zabrakło. Piro, a nawet spalenie cudzej flagi, dodają temu wszystkiemu kolorytu, emocji, czuje się tę adrenalinę, pobudzenie, nakręcenie, kolejna przygoda w życiu. Wbrew pozorom i przekazowi medialnemu, który tylko próbuje gnoić kiboli, ani trochę nie próbując zrozumieć ich podejścia, wszystko odbywa się bez większych szans na zagrożenie dla osób postronnych i niezaangażowanych w to środowisko. Szturmować bramkę na sektorze gości wcale nie tak łatwo, a przyjezdni i tak muszą siedzieć w klatce jeszcze długo po zakończeniu meczu. Natomiast kibole gospodarzy nie dadzą w ryło kibicowi tej samej drużyny. Bardziej prawdopodobne, że wasze dziecko dostanie po mordzie, wracając nocą z imprezy, serio, i to nie będzie miało nic wspólnego z kosą Gieksy i Ruchu. Obecny status quo to bardzo dobra sprawa i powinien zostać utrzymany, bo dzięki niemu Ekstraklasa żyje i jest ciekawa. Dlatego parafrazując jeden znany kawałek można powiedzieć: tam, gdzie Boga nie ma, świat w grzechu utonął, czas dorzucić do ognia, niech wrogie barwy płoną.
PS Taka tam 2. Bundesliga
Pelea en el derbi de segunda división alemana MSV Duisburg - Fortuna Düsseldorf 11/03/2018. pic.twitter.com/wIqlKex3yG
— Ultras OF (@UltrasOF) 12 marca 2018