To przepraszam państwa #27 Wenger out, ale kto in?
Dzisiejszego ranka piłkarski świat okrążyła bardzo specyficzna wiadomość. Dlaczego taka była? Otóż każdy poniekąd się jej spodziewał, a wręcz na nią liczył, ale kiedy wreszcie się potwierdziła, mało kto był w stanie w nią uwierzyć. O zwolnieniu Arsene’a Wangera mówiło się już bowiem nawet nie od kilku miesięcy a paru sezonów. W zasadzie to żaden inny menedżer nie wzbudzał tak skrajnych emocji jak właśnie Francuz. Nienawidzono go i kochano jednocześnie, w pewnym momencie wydawało się, że jego związek z Kanonierami jest bardziej toksyczny niż ten Chrisa Browna z Rihanną, z tym wyjątkiem, że w przypadku tej piłkarskiej miłości nikt nie dostał po twarzy. Można nawet powiedzieć, że dzisiejsza informacja spadła na nas niemalże jak grom z jasnego nieba. Arsenal, choć na wyjazdach dalej zachowywał się jakby umiał grać na padzie, a kazano mu rozgrywać starcie na klawiaturze, u siebie prezentował się nawet celująco. Wydawało się, że ten okres, w którym Wenger miał największe powody, by odejść albo zostać zwolnionym, już minął. Tymczasem dostajesz taką wiadomość z samego rana w piątek. Wstajesz do pracy, do szkoły czy gdzie tam miałeś się wybrać, bierzesz do ręki telefon a tu dowiadujesz się, że następne lata twojego życia, począwszy od dziś, nie będą już takie same jak niemalże dwadzieścia dwa poprzednie. Oczywiście, przy założeniu, że przez tyle jesteś na świecie, ale to szczegół.
Nie piszę tego tekstu jednak po to, by wspominać czy podsumowywać te ponad dwie dekady w wykonaniu Wengera na Emirates Stadium, a wcześniej na Highbury. Nie czuję się na tyle z nim związany, choć nie powiem, że delikatnie posmutniałem dziś rano. Jak najbardziej predysponowaną osobą do takiego zadania jest z resztą Adrian Kozioł, który niedługo was uraczy zdecydowanie bardziej sentymentalnym felietonem na temat Francuza, który prowadził jego ukochany klub od kiedy pamięta. W sensie od kiedy Adrian pamięta, a nie Wenger. Panowie są w różnym wieku, tak gwoli ścisłości. Jak jego wpis już się pojawi, na pewno się o tym dowiecie, nie pożałujecie, jeśli przeczytacie.
Ja natomiast skupię się na niedalekiej przyszłości i podejdę do tematu z mniejszymi emocjami, w zasadzie to bliskimi zeru, a dużo większą merytoryką. W końcu umarł król, niech żyje król. Tylko kto to będzie? Właśnie o tym zamierzam się dziś rozpisać, kandydatur jest wiele, a każda ma swoich zwolenników i przeciwników. Miejscem, które przez te dwadzieścia dwa lata zdążył już na pewno porządnie zagrzać i raczej też zapocić Wenger, są zainteresowane największe tuzy światowej menedżerki. Liga Europy wcale im nie przeszkadza, a wręcz może motywować. Poprowadzić gotowy zespół do sukcesu to jedno, ale stworzyć taki z zespołu w kryzysie? Brzmi jak prawdziwy sukces.
Zdecydowanym faworytem mediów jest Patrick Vieira. Pisałem o jego kandydaturze zaledwie wczoraj w oddzielnym wpisie, ale wtedy odnosiłem się głównie do tego, że Francuz nie chciał podejmować się tematu, by nie przeszkadzać w robocie Wengerowi. Jak widać sytuacja zmieniła się przez ostatnią dobę, więc możemy dzisiaj rozważyć go na poważnie. Vieira to człowiek, którego najbardziej będą chcieli kibice. To były kapitan, wieloletni ulubieniec trybun. W Londynie go kochają. Nie ma wątpliwości, że to człowiek, który będzie potrafił wejść do głów piłkarzy i odpowiednio ich zmotywować, ale czy jest już na tyle dobrym fachowcem, by ułożyć zespół pod względem taktycznym? Patrick ma ubogie doświadczenie w trenerce, obecnie prowadzi New York City, gdzie przecież poziom nie jest za wysoki. Czy jego charakter byłby w stanie zrekompensować braki w rzemiośle trenerskim?
Innym popularnym wyborem jest Joachim Loew. Tu jednak sprawa jest bardziej skomplikowana, niż w przypadku Vieiry i raczej skreśliłbym go na starcie, ale już mówię dlaczego. Wenger ustępuje ze stanowiska tuż po zakończeniu sezonu. Jeśli Arsenal chce, by nowy menedżer dobrze przygotował zespół i zdążył wdrożyć swoje pomysły, musi objąć klub w zasadzie dzień po odejściu Francuza. Loew nie będzie mógł tego zrobić, bo będą wtedy trwały Mistrzostwa Świata. Kanonierzy straciliby więc dobrych kilka tygodni na czekaniu na Niemca, a nie mogą sobie na to pozwolić. Wszyscy oczekują, że wejdą w nowy sezon z buta, a by to zrobić muszą być przygotowani na tip top, czego Loew im nie zapewni. Nie wspominam już o ogromnym ryzyku z jakim wiąże się zatrudnianie gościa, który od dwunastu lat nie miał do czynienia z piłką klubową.
Brytyjskie media niespodziewanie podają, że duże szanse na zatrudnienie ma też Brendan Rodgers. Tak, tak, ten sam typ co wygrałby Liverpoolowi pierwsze od ponad dwudziestu lat mistrzostwo, gdyby Gerrard się nie poślizgnął. W tamtym sezonie Rodgers pokazał, że, mówiąc kolokwialnie, umie w menedżerkę. Od dwóch sezonów prowadzi Celtic z samymi sukcesami. Rok temu zdominował ligę i tym razem też najpewniej ją wygra. Poza tym, zna realia ligi angielskiej i ma doświadczenie w prowadzeniu wielkiego klubu, czego nie mogą o sobie powiedzieć Loew z Vieirą. Problem jednak w tym, że Rodgers nie jest mocną osobowością w szatni i to delikatnie mówiąc. Powiedzieć o nim, że jest charyzmatyczny, to jak stwierdzić, że Lorenzo Insigne jest całkiem wysoki.
Na koniec zostawiłem mojego osobistego faworyta. Massimiliano Allegri. Dlaczego uważam, że to człowiek, który odnajdzie się najlepiej? Po pierwsze, potrafi prowadzić duży klub, wie z czym to się je i z jaką presją wiąże. Po drugie, potrafi opanowywać ogromne ego piłkarzy, a jak ktoś komuś strzeli w pysk w szatni, to nie ma przebacz. Po trzecie, umie dobrze ustawić zespół zarówno z trójką, jak i czwórką obrońców. Będzie potrafił dobrać odpowiednią formację pod Arsenal, tym bardziej mając w składzie zawodników, którzy śmiało mogą grać jako wahadłowi. W zasadzie jedynym minusem jest nieznajomość języka, ale Antonio Conte pokazał, że to nie musi stanowić problemu.Jeśli więc nagle obudziłbym się jako Stanley Kroenke, czego sobie nie życzę, forsowałbym zatrudnienie Allegriego.
Abstrahując jednak od tego kogo Kanonierzy zdecydują się zakontraktować, mam nadzieję, że wyjdzie im to na dobre. Mimo, że jestem kibicem Manchesteru United, nie żywię antypatii do Arsenalu. Choć oczywiście bardzo lubię kręcić beczkę z obecnej sytuacji w klubie, część mnie też im współczuje, ponieważ sam przechodziłem dokładnie przez to samo, tuż po odejściu Sir Alexa Fergusona. Właśnie dlatego liczę, że nowy menedżer dźwignie zespół z kolan i robiąc z Arsenalu mocny zespół, ponownie włączy go do grona żelaznych faworytów Premier League.