ItalJANA #1 - Wszędzie beton
No i wylądował. Moja dłuższa seria w formie kartki z pamiętnika o Milanie stała się zbyt trywialna i nie lubię się powtarzać. Wiadomo, że dalej będzie się ona ukazywała w takiej samej formie, ale odniosłem wrażenie, że nie można być w temacie ligi włoskiej monotematyczny, bo tyle tam się dzieje, że nie można obok tego przejść obojętnie. Z racji tego pojawiam się ja i raz w tygodniu co niedzielę, będę przybliżał ciekawe tematy związane z włoską piłką. Niedziela dla wielu jest dniem, w który należy odpoczywać. Dla mnie przez wiele lat jest to dzień, gdy grana jest Serie A. Przy okazji chciałem podziękować jednemu z użytkowników Stajni DissBlastera, który wymyślił chwytliwą nazwę dla tej serii - ItalJANA. Dziś na pierwszy ogień leci Napoli. Zapraszam do czytania!
Znacie pewnie ten wierszyk, który w zeszłym sezonie stał się niesamowicie popularny wśród bukmacherów. "Napoli, Napoli, kupon Ci spie..." Było to nadmiernie popularne, ponieważ piłkarze spod Wezuwiusza tracili głupio punkty, których nie mieli prawa przetrwonić, co spowodowało zakończenie kampanii 2016/2017 na trzecim miejscu. W Neapolu nikt się nie martwił, ponieważ przed sezonem byli wymieniani jako jedyni, którzy mają szanse odebrać mistrzostwo Juventusowi (pacjenci szpitala psychiatrycznego wskazywali Milan, ale jak wiadomo to można było od razu wcisnąć między bajki).
Wszystko szło w dobrym kierunku. Punktowanie, drobne zadyszki, przewaga nad Juventusem. Odpuszczone wszystkie pozostałe rozgrywki i skupienie swoich sił wyłącznie na lidze. I jak na ironię właśnie po tym jak zostali na jednym placu boju wszystko zaczęło się walić. Najpierw porażka z Romą, potem remis z Interem i zaczęło być zabawnie. Nawet Juve zaczęło się potykać z takimi siłami jak SPAL czy Crotone, ale Neapolitańczycy dalej robili swoje. Remisy z Sassuolo i Milanem tylko potwierdziły, że czar Maurizio Sarriego prysł i jego taktyczny beton będzie kosztował go upragniony tytuł. Z Udinese wygrać musiał, bo ta drużyna jest w 2018 roku w Italii najbardziej żałosna, a i tak musiał dwa razy gonić wynik. Drużyna, która śmiało była typowana jako ta, która w końcu zabierze scudetto z Turynu spowodowała, że ich rozkraczenie się w 2018 roku nie daje powodów do żalu nad nimi. Inaczej było w 2017 roku. Według suchych statystyk w zeszłym roku kalendarzowym tj. wiosna 16/17 i jesień 17/18 drużyna ta zdobyła najwięcej punktów ze wszystkich. Tylko to dalej nie przełożyło się na żadne trofeum. I ta szansa powoli leci na łeb na szyję. Co się stało, że się zesrało?
Brak rotacji
There are 10 #Napoli players who have played over 2,000 #SerieA minutes, compared to four for #Juventus. Eight Partenopei have managed less than 500, only Rodrigo Bentancur and Benedikt Howedes have done so for the Bianconeri: https://t.co/w8xtaSAzIe pic.twitter.com/uatSl43NnR
— footballitalia (@footballitalia) 18 kwietnia 2018
Jeżeli wejdziemy sobie w link w wyżej wymienionym tweecie, to mamy wykaz kto ile zagrał minut w sezonie Serie A. Porównanie dotycz oczywiście dwójki gigantów. Znaczy giganta i tego co aspiruje. 10 graczy Napoli zagrało w lidze ponad 2 tysiące minut. W Juventusie czterech. Zaraz zacznie się gadka, że Bianconeri mają szerszą kadrę i ma kto grać. To prawda i nie ma co z tym nawet polemizować, ale... No właśnie. Krótka ławka Napoli to troszkę mit, ponieważ może Sarri na ławie nie ma takiej jakości co Allegri, tylko że nawet takich zmienników należy wykorzystywać, robić często rotacje. Nawet jeżeli Rog, Diawara czy Ounas nie dają takiej jakości. Powinni wychodzić i grać w meczach ze słabszymi przeciwnikami i robić punkty jak najmniejszym nakładem sił. Bo inaczej Sarri stał się zakładnikiem swojego systemu.
Taktyczny beton
"Sarrismo" jako filozofia gry w piłkę nożną jest na Półwyspie Apenińskim czymś zupełnie innowacyjnym. Co ciekawe ten system opracował właśnie Sarri, czyli starszy pan, który wyłamał się z odgórnie narzuconych ram i zmienił całkowicie styl gry w Napoli. Po pierwsze wyciska maximum z każdego piłkarza, jakiego ma w składzie. A nie ma piłkarzy wcale topowych, tylko takich którzy o niego się ocierają. Według wielu można uznać go za beton, człowieka upartego jak osioł, który z uporem maniaka gra cały czas to samo i pozwolił wszystkim w lidze zapobiegać tej taktyce. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby pomyśleć jak mocno dotknęła drużynę kontuzja Faouziego Ghoulama. Przecież bez niego lewa strona poleciała na łeb na szyję. No bo granie Mario Ruim to już desperacja, a ostatnio z Milanem grał Hysaj, który gołym okiem widać, że nie najlepiej czuje się na lewej stronie boiska. Kolejnej kontuzji doznał Arkadiusz Milik. Ta sytuacja kompletnie poprzestawiała mu szyki i zajechał Mertensa, że ten jest cieniem zawodnika, który błyszczał w ostatnim sezonie.
Sarri również nie ma jednej ważnej cechy, która go gubi. Jest za mało cyniczny w tym co robi. Każdy mecz Napoli to muszą być fajerwerki, polot w grze i intensywna gra na zarąbanie przeciwnika. To fakt, taki styl gry porywa i sprawia, że ręce składają się do oklasków, ale nie jest możliwe, żeby tak grać cały sezon przez 90 minut i nie złapać zadyszki. Zwłaszcza, że za rywala ma cynika XXI wieku, który brutalnie wykorzysta każde potknięcie. Takie mecze jak z Benevento, SPAL czy Hellas należy wygrywać tak, żeby się przypadkiem nie zmęczyć. Nie na stojąco, ale właśnie w stylu Juve, najmniejszym nakładem sił. Przez to Sarri staje się zakładnikiem własnego systemu, którego za nic w świecie nie chce zmienić i gra tak z uporem maniaka w każdym meczu. Nie stara się dostosować taktyki zarówno pod atuty własnej drużyny i pod przeciwnika tylko cały czas tłucze to samo i jak widać to nie jest dobre. Staje się to przesytem, który nikogo już nie cieszy, ale coraz bardziej irytuje i przez to przegrywa mecze. Na przykładzie Eusebio Di Francesco, który niby z uporem maniaka gra 4-3-3, ale na Barcelonę specjalnie zmienił formację i dało to ten element zaskoczenia. Sarriemu tego brakuje. Robi błędy Ancelottiego z innych klubów i za mocno przywiązuje się do nazwisk, które posyła w bój na 90 minut i spawa z ławką wartościowych zmienników. I potem wychodzą takie kwiatki, że dziesięciu graczy ma w nogach ponad 2 tysiące minut w trakcie sezonu. Świetnym przykładem jest Marek Hamsik, który w tym sezonie ma jedynie przebłyski dobrej gry i jest to jego najgorszy sezon na San Paolo. Dalej gra jednak on, a nie Piotrek Zieliński, który ostatnio świeci genialną formą. Statystyki troszkę załamują nam rzeczywistość, ale każdy kto widział więcej niż trzy mecze Azzurich w tym sezonie gołym okiem widzą, że Hamsik nie daje tyle ile dawał w ostatnich sezonach. Poza tym jak popatrzymy na rozegrane minuty to widzimy jaka to jest dysproporcja.
Transfery
W kuluarach mówi się, że prezesa klubu Aurelio De Laurentiisa nie trzyma się kasa. To trochę pieszczotliwe określenie, bo facet sprawia wrażenie totalnego gołodupca. Oszczędza na wszystkim a i tak na nic mu nie starcza, zawodnicy do klubu nie chcą przychodzić za żadne skarby świata. No cóż. Jeżeli podstawowy obrońca Elseid Hysaj nie zarabia nawet bańki rocznie to o czym my rozmawiamy? Czym on chce przyciągnąć zawodników do Neapolu? Tym betonowym straszakiem, zwanym San Paolo? Niskimi płacami? Strachem ogólnie panującym w mieście (kto oglądał Gomorrę ten wie o co chodzi). Na dodatek notorycznie płacze on w mediach o wszystko i wszędzie widzi spisek północy, co już powoli zaczyna przypominać prawdziwą paranoję w jaką się wpędził. To już klasyka, że na południu, a zwłaszcza w Neapolu ludzie mają straszne kompleksy, które się wzięły z rozstrzału stanu życia na dwóch biegunach kraju. De Laurentiis zamiast patrzeć na siebie, cały czas sprawia wrażenie, że nie jest do końca zdrowy i nie należy traktować go do końca poważnie w tym co mówi. Jego nieumiejętne zarządzanie klubem może spowodować katastrofę, bo jeżeli taki gracz jak Dries Mertens ma wpisaną śmieszną klauzulę 28 mln €, to ktoś ma nierówno pod czapą. I to mocno. W czasach, gdy za podobne pieniądze można ogarnąć sobie przeciętniaka z Premier League czy La Ligi, to za tyle można wyciągnąć jednego z najważniejszych graczy wicelidera Serie A. Można oczywiście propsować coś takiego, bo przecież taki Bayern to też nie wydaje sum porównywalnych do klubów z Premier League, ale tam wszystko jest zarządzane z głową i piłkarzom płaci się adekwatnie do umiejętności. I co najważniejsze nie panuje tam galimatias i rozgardiasz jak w biurach na San Paolo.
To zasługują na tego majstra czy nie?
Drużyna Napoli jest wspaniała na ten moment i nie ma co z tym polemizować. Pod Wezuwiuszem nie było takiej ekipy przez ostatnie 28 lat, a tyle w stolicy Kampanii czekają na mistrzostwo kraju. Biorąc pod uwagę taktyczny beton, żenujące zarządzanie i prezes, który powinien wylądować w psychiatryku takie rozwiązanie nie byłoby dobre. Wiadomo, gdyby jutro udało się pokonać Juve to byłaby walka do samego końca, ale gdyby ona zakończyła się sukcesem... To byłaby na 100% piękna historia dla tych wszystkich ludzi w Neapolu, którzy na co dzień borykają się z biedą i codziennymi problemami, ale kochają ten klub nad życie. Z drugiej strony ich triumf może być załamywaniem rzeczywistości i przyzwoleniem na dziadostwo. Wygrana klubu, który organizacyjnie przypomina burdel nie jest dobrym przykładem dla innych klubów, bo wtedy każdy będzie mógł zobaczyć, że nawet mając organizacyjny syf można sięgać po najwyższe cele, a to nie może tak być. Italia musi nauczyć się, że dziadostwo nie jest gwarantem sukcesu, a jego antytezą, bo przez takie coś ta liga przez wiele lat znajdowała się w takim niebycie, że nikt nie traktował jej poważnie i jej obraz jest taki a nie inny. Można więc rzec, że szkoda takiego kolektywu, że trafił się akurat właśnie w takim organizacyjnym śmietniku, albo żeby nie być aż nadto brutalnym w domu wariatów, włoskim odpowiedniku Choroszczy. Jednak warto im kibicować w meczu z Juventusem, chociażby dlatego, że liga będzie trwała do końca, a nie zakończy się dziś. Wiadomo, że i tak wygrają Bianconeri, bo taka jest kolej rzeczy, ale przynajmniej będzie ciekawie do samego końca, bo w tym sezonie Włochy są ostatnim bastionem emocji piłkarskich, przy pozostałych ligach, gdzie od listopada wszystko wiadomo.