ItalJANA #2 - Serie A jest najpiękniejsza i nie ma co z tym handlować
Po ostatnich tygodniach nie ma szans, żeby ktokolwiek powiedział, że jest inaczej. Masz to w Anglii? Nie masz tego. City betonuje ligę, wszystko wiadomo w październiku? Masz to w Hiszpanii? Nie masz tego w Hiszpanii. Real jak się potknął w drugiej kolejce, to Barcelona nie oddała lidera przez cały sezon. Masz to w Niemczech? Przecież przed sezonem wiedziałeś, że Bayern i tak zaora wszystko wcześniej czy później, a na dodatek zespoły z BuLi regularnie kompromitowały się w pucharach. A w Italii? Może i przez kilka lat faktycznie było jak w lesie, ale ten sezon dobitnie pokazał, że na Półwyspie Apenińskim po prostu jest zajebiście, bo masz walkę o tytuł do końca, walkę o puchary do końca, a w walce o utrzymanie jest płaska tabela. W drugiej odsłonie cyklu ItalJANA wykażę, dlaczego Serie A w tym sezonie zasłużyła na miano nadligi.
Trzeba być wyjątkowym ignorantem (albo po prostu debilem, jak ktoś woli), żeby być ślepy na to co dzieje się w lidze włoskiej, zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Sezon 2017/2018 jest niewyobrażalnie nudny dla wielu, bo od początku sezonu czekamy na to, aż liderzy poszczególnych lig w końcu zdobędą oficjalnie mistrza, a ci co grają w pucharach to jeszcze mają nadzieję na grę o cokolwiek. Przez ostatnie lata taki proceder znany był w Niemczech i we Francji, gdzie Bayern i PSG regularnie od pierwszej kolejki betonowały ligę (poza zeszłym sezonem, gdy w L1 wygrało Monaco), no i rzecz jasna we Włoszech, gdzie Juventus po raz szósty pod rząd w kampanii 16/17 Scudetto, tym razem jednak nie w styczniu, bo konkurencja mocno deptała im po piętach. No i w tym roku okazało się, że sezon jest niesamowity i wszystko wskazuje na to, że każda następna kampania będzie coraz lepsza.
Bitwa o majstra
Kiedy w czterech z pięciu europejskich TOP5 lig wiemy od listopada kto zostanie mistrzem kraju, we Włoszech trwała ostra batalia o to. Walczyła wtedy jeszcze trójka: Juventus, Inter, Napoli. Po jakimś czasie Inter spuchł co było do przewidzenia i taki sam los miał spotkać Napoli w marcu/kwietniu. Tak się poniekąd stało, gdy Juventus wskoczył na fotel lidera po ich zadyszce, ale Partenopei złapali w tym sezonie trzecie, kluczowe tchnienie, które pozwoliło im walczyć. No i jeszcze Kalidou Koulibaly, który przedłużył nadzieję Neapolu na końcowy sukces, ale tylko w przypadku potknięcia Juventusu, i uzbieraniu kompletu w czterech ostatnich kolejkach. Gwarancja niesamowitych emocji w sezonie 17/18? Tylko we Włoszech. No dobra jeszcze w Polsce, ale tej kopaniny nie da się oglądać.
Liga Mistrzów
Serie A jest największym beneficjentem nowej reformy UEFA, dzięki której ma teraz cztery gwarantowane miejsca w Lidze Mistrzów. Jest to dla ligi niesamowity prestiż biorąc pod uwagę fakt, że w 2011 roku stracili jedno miejsce na rzecz Bundesligi, a w eliminacjach bywało różnie. Popatrzmy sezonami jak wyglądała reprezentacja Serie A na Ligę Mistrzów:
2011/2012: Milan (ćwierćfinał), Inter (1/8 finału), Napoli (1/8 finału)
2012/2013: Juventus (ćwierćfinał), Milan (1/8 finału)
2013/2014: Juventus (faza grupowa), Napoli (faza grupowa), Milan (1/8 finału)
2014/2015: Juventus (finał), Roma (faza grupowa)
2015/2016: Juventus (1/8 finału), Roma (1/8 finału)
2016/2017: Juventus (finał), Napoli (1/8 finału)
2017/2018: Juventus (ćwierćfinał), Roma (póki co półfinał), Napoli (faza grupowa)
Bywało z tym różnie. Zdarzała się nawet seria gdy Włochy reprezentowały dwa zespoły w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie. Na dodatek wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Z tego tytułu, że UEFA dała im taki prezent, to zespoły po prostu muszą to wykorzystać, więc zaogniło to walkę o TOP4. Wyodrębniły się do tej walki Inter, Roma i Lazio. Miał jeszcze to być Milan, ale oni wolą świecić gołą dupą przed wszystkimi, a skoro w ich gablocie nie ma jeszcze trofeum Ligi Europy (tak samo starego Pucharu UEFA) to wolą grać w czwartki. A wracając to tamtej trójki pościgowej, to ktoś będzie musiał się obejść smakiem i najbliżej tego jest Inter, o ile Torino nie sprawi psikusa Lazio dziś wieczorem. Prawda jest taka, że każdy z tych zespołów zasługuje na grę w elicie, ale dwa wyżej są zdecydowanie poziomem ponad nimi. Póki co przynajmniej, ale do tego dojdziemy później.
Liga Europy
Jak już udało nam się ustalić o LE walczy Milan, który póki co nie nadaje się do niczego większego. Na dodatek walczy Atalanta i ktoś z grupy pościgowej. Dzięki temu, że to Juventus z Milanem walczą jeszcze o Puchar Włoch, siódma drużyna ma szansę gry w eliminacjach do (parafrazując Gabiego) "Pucharu g...". Czyli został bezpośredni mecz pomiędzy Atalantą a Milanem o to kto będzie musiał grać w eliminacjach do pucharów, żeby godnie reprezentować kraj, pokazać się z jak najlepszej strony i jeszcze nabrać doświadczenia w rozgrywkach na takim szczeblu. Na dodatek pukają do tego takie zespoły jak: Fiorentina, Sampdoria czy Torino, ale one póki co nie mają podjazdu do ww. ekip, żeby bić się o grę w Europie.
Walka o utrzymanie
Walka w pierwszej połowie tabeli trwa w najlepsze. Jednak tam na dole jest niemniej ciekawie. O utrzymanie w Serie A walczy w tym momencie siedem drużyn, z czego żegnamy Benevento, co było nieuniknione i bezbarwny Hellas Veronę, za brak charakteru. O utrzymanie walczą SPAL, Udinese, Crotone, Cagliari i Chievo, czyli jest jedno miejsce dla tego, co nic sobą nie reprezentuje najbardziej. Walka jest naprawdę ostra, bo w miejsce tych z którymi pożegnamy się po sezonie wejdą znane wszystkim firmy. Empoli ma zapewniony awans, Parma walczy do końca o powrót na salony, a odrodzenie Crociatich to jest to czego kibice ligi mocno pragnęli. Na dodatek spore szanse mają w playoffach Palermo i Frosinone, więc trzeba kibicować tym drugim, bo Palermo to niezły cyrk, z klaunem Zamparinim. A wracając do walki o utrzymanie, to tam będzie jazda bez trzymanki do samego końca.
Tifosi
Nigdzie nie ma tak oddanych kibiców jak we Włoszech. Tam skala fanatyzmu przebija wszystko. Włosi żyją futbolem na co dzień i uzależnia on życie Włochów nie tylko w Serie A, ale też w niższych ligach (zobaczcie sobie jak w Padwie świętowali awans do Serie B). Patrząc na to jakich Italia ma kibiców, można odnieść wrażenie, że w Polsce ludzie nie kochają futbolu. I wiecie co? Taka jest prawda. Wystarczy zobaczyć jak reagowali w Neapolu na zwycięstwo z Juventusem, gdy wstrzymano całe miasto, ludzie kąpali się w fontannie, a następnego dnia był to temat nr 1, nawet na przystankach autobusowych. Przy okazji sejsmograf zwariował w okolicach stolicy Kampanii Włoskie miasta są często ozdabiane muralami przedstawiającymi lokalnych bohaterów, a calcio jest elementem nieodłącznym od życia.
Wystarczy tylko popatrzeć na Romę. Tam ekstaza po wygranej i awansie z Barceloną w Lidze Mistrzów była tak wielka, że miasto żyło całą noc, a James Palotta (prezes Romy przyp. red) wskoczył do fontanny. Tam jednak jest niezła skala wariactwa. Mówił mi o niej znajomy Włoch (kibic Giallorossich) i mogliście przeczytać o tym dwa tygodnie temu w "Piłce Nożnej" lub na Twitterze:
Skala wariactwa w Rzymie. Działają tam trzy rozgłośnie radiowe, które nadają wyłącznie (ew. w miażdżącej większości) o Romie: Teleradiostereo, Rete Sport i Centro Suono Sport. Łącznie mają 700 tys. słuchaczy. Plus:
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) 7 kwietnia 2018
Roma założyła też swoje radio, by dementować co tam wygadują.
Wesoło co nie? Nie wydaje mi się, żeby w jakimkolwiek innym kraju mówiono o piłce z taką pasją jak we Włoszech. Po prostu się nie da, bo co dla nich jest w zupełności charakterologicznie normalne, to dla innych jest biletem do Tworek.
Siermiężna liga
Oczywiście k...! Siermiężna piłka, same remisy, po 0-0 wszędzie tylko taktyka, zero bezsensownego biegania za piłką. Taki oto ukroił się obraz tej ligi. O tym jakie to są niesamowite bzdury nie będę nikogo co ma więcej inteligencji niż struś przecież tłumaczył. Jeżeli jednak ktoś mądrzejszy dalej będzie twierdził swoje i opowiadał takie farmazony to przytoczę tylko statystykę, ile goli padło dla porównania w innych ligach po 17. kolejkach, bo ciężko sporządzić dane z Bundesligą, gdzie jest 18 zespołów w tym okresie, więc zajmiemy się tak jak to było w połowie sezonu i było jeszcze po równo:
To niezle Catenaccio :P #wloskarobota pic.twitter.com/1E7pFOf9pj
— Typowa Serie A (@TypowaSerieA) 5 stycznia 2018
Tak więc, opowiedzcie mi jeszcze o tej nudnej, siermiężnej i defensywnej piłce.
Money, money
Pieniądze są też czymś co zarzuca się Italii, że ich zwyczajnie brakuje. No cóż nie tym razem. Od najbliższego sezonu wchodzi nowe rozdanie pieniędzy z praw telewizyjnych, które może nie jest aż tak potężne jak w La Liga czy Premier League, ale już teraz zrobi różnicę na rynku Włoskim, żeby w miarę wyrównać szanse. A co do kasy itp. to może i we Włoszech nie płaci się popieprzonych sum za piłkarzy, ale chwila. Przecież Bundesliga też nie zwariowała tak jak Anglicy, którzy za byle jakiego piłkarza płacą krocie, dają mu sporą tygodniówkę i każą kopać. Może teraz to lekko przerysowuję, ale kominy płacowe we włoskich klubach nie są jeszcze tak poryte, a zawodnicy zarabiają adekwatnie do zasług i tego co robią w danym klubie. Wiadomo, że biedniejsi nie mają takich możliwości jak czołówka, ale w innych ligach też bywa zabawnie (powiem Wam, że się uśmiałem jak ogarnąłem, że West Brom z PL ma problemy finansowe przy ich kasie).
Przyszłość
Dawno, dawno, bo aż trzy lata temu pisałem artykuł o Serie A, w którym mocno ją krytykowałem jako sympatyk calcio. Możecie go znaleźć TUTAJ (tak kiedyś nie miałem brody). Naprawdę nie spodziewałem się, że w Italii tak szybko pójdą po rozum do głowy i w tym sezonie będzie się tą ligę oglądało z przyjemnością, a okres wakacji, kiedy nie będzie ona grana zostanie przez wielu uznany jako czas czekania. W tym roku jest na tyle spoko, że jest mundial, więc nie będzie czasu odpocząć od wielkiej piłki na dłużej.