Kibicowanie jak związek z kobietą
Odkąd pamiętam swoją przygodę z piłką nożną zawsze byłem kibicem. Nie mogłem oglądać meczu będąc w stu procentach obojętnym na sytuację boiskową. Tak się w moim życiu złożyło, że jeden klub na wieki wieków skradł moje serce, a moim problemem jest ciężka miłość na odległość. Kibicowanie to w piłce nożnej temat bardzo ważny, bo gdyby nie kibice to ten sport (jak każdy inny) nie miałby racji bytu.
Piłka nożna w założeniu miała być sposobem na spędzanie wolnego czasu. Wiemy doskonale w jaki sposób się to wszystko potoczyło. Pomimo lat, stopniowej komercjalizacji tego sportu zawsze była jedna rzecz, która nigdy się nie zmienia i będzie trwała w futbolu - to romantyzm. Nie mówię jednak o piłkarzach. 90% z nich to półgłówki i ten termin jest im obcy. Ba, śmiem twierdzić, że dla nich to pojęcie to epoka literacka. Inaczej można powiedzieć o kibicach. Tu mamy do czynienia często z miłością na całe życie. Wybór klubu w tym wypadku jest tym samym co wybór partnerki na całe życie. Wiadomo, że takie porównanie dla piłkarskiego laika może wydawać się mocno trywialne. Ale kibic taki z krwi i kości doskonale rozumie problem.
Większość piłkarzy możemy porównać do nażelowanych głupków w klubie nocnym. Oglądają się za ładnymi, bogatymi i łatwymi dziewczynami. Jeżeli któryś z nich ma branie to uderza do najlepszych i zmienia je jak rękawiczki. Często taka relacja jest na jedną noc. Po zapięciu rozporka myśli już o kolejnym wyzwaniu. Wiadomo, trzeba szukać nowych opcji... Pewnie jest gdzieś tam ta jedyna, jednak oni wychodzą z założenia, że „jestem młody muszę się wyszaleć”. Takie zachowanie jest częste. Są jednak tacy, którzy nie przeceniają swoich umiejętności, inteligencji i innych walorów. Jednak wiecie - piłkarz to piłkarz. Przeciętny kibic nie ma jednak złotej karty kredytowej, nie jest napakowany i nie buja się po klubach nocnych. On od samego początku ma tą jedyną,z którą się kocha od zawsze.
Każdy z nas za dzieciaka, kiedy rozpoczynał swoją przygodę z piłką był poniekąd kibicem. Z czasem u niektórych to mogło przeminąć, ale dla nich to będzie jak pierwsza miłość. Ta niewinna relacja, której chcąc nie chcąc człowiek nigdy nie wypleni ze swojej pamięci. W piłce dzieciak często wybiera klub, który w danym momencie odnosił sukcesy. To jest tak jakby był z dziewczyną, która jest najładniejsza w klasie, ma duże cycki, chodzi w krótkiej spódniczce. Wtedy wszystko jest super. Inni jednak wybierają kluby lokalne. Mieszkają obok siebie i zaiskrzyło. Może taka dziewczyna często nie należy do najpiękniejszych, najbogatszych etc., ale może być niesamowicie inteligentna i znają się jak łyse konie. Dla takiego kibica nie ma potrzeby szukać daleko, nawet na drugim końcu Europy. Woli taką drużynę, która jest obok, a nie Barcelonę czy Real, z którą żyje na odległość.
Wiecie jak jest w związkach. Na początku jest fajnie, obydwie strony mają klapki na oczach i nie widzą poza sobą świata. Potem dochodzi do szarej rzeczywistości, która nie jest przedstawiona w różowych okularach. Najgorzej jest jednak gdy dojdzie do wypadku. Alegorią mogą być kibice np. Milanu lub Arsenalu. Ich ukochane kluby przysłowiowo w pewnym momencie „upadły i sobie głupie ryje rozwaliły”. Już nie są takie piękne, nie dają tyle radości co kiedyś. Ktoś powie, że wstyd się z kimś takim pokazać. Tak jak dziewczyna często mówi: „zostaw mnie jesteś wspaniałym człowiekiem, zasługujesz na kogoś lepszego”. Słowa ranią. Ranią jak jasna cholera. Czasem bardziej niż czyny. Mówi się, że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. Zwykły kibic zostaje co by się nie działo. I dajmy takiego kibica Milanu. On przez lata upokorzeń, dramatów, wylanego morza łez na trybunach lub przed telewizorem trwał. Trwał przy niej, aż w końcu zatliła się nadzieja na lepsze jutro. Jest ciężko, ale obydwoje wychodzą na prostą. Bogaty tatuś dał na operację plastyczną i znowu jest taka piękna jak przed laty. Dla kibica Milanu nie będzie może tak jak dawniej, ale ona już się nie dąsa, jest szczęśliwa i daje chłopakowi radość. Czy nie o to chodzi? O zwykłe bycie szczęśliwym?
Wiecie co? Miłość do klubu jest nawet lepsza niż relacja uczuciowa z drugim człowiekiem. Oczywiście relacja w dzisiejszych realiach. Wiele par się rozstaje o byle co i jest koniec. Finito. Usuwa się wszystkie fotki z fejsa, insta i blokuje numer. A z klubem? Jesteś na dobre i na złe. Mimo tego, że nie zawsze jest idealnie. Tak jak to mówił Eric Cantona: „możesz zmienić żonę, poglądy polityczne, wyznanie. Ale nigdy nie zmienisz ukochanego klubu”. Wiadomo, to tylko piłka. Najważniejsza z rzeczy nieważnych. Mimo to, zastanówcie się, czy to czasem tak nie wygląda? Przecież jeżeli Real przegra z Barcą to prawdziwy kibic nigdy po takim niepowodzeniu nie zmieni barw klubowych. A jeżeli dziewczyna kogoś mocno zrani to można się odpłacić pięknym za nadobne i iść do łóżka z jej najlepszą przyjaciółką? Można, jak najbardziej. Nie jest to może zachowanie zgodne z kodeksem moralnym, ale za to można dostać poklask. A kiedy zmienisz klub po jednym niepowodzeniu to jesteś dla wielu nic nie wartym sezonowcem.
A ja? Ja jestem cholernym dewiantem w całej tej sytuacji. Mam swój Milan. Tak jak na początku powiedziałem - żyję na odległość. I właśnie kibicowanie klubom zagranicznym często smakuje doskonale. Pamiętam swoją lipcową wyprawę na San Siro. Wcześniej zahaczyłem o siedzibę klubu. Kupiłem sobie tam trykot klubowy, porobiłem fotki. Moi rodzice w jakiś sposób to zrozumieli. Ujrzeli, że koszulka, którą sobie kupiłem jest dla mnie jak największy skarb. Ale dla nich był to jeden z piękniejszych widoków, gdy byłem zafascynowany tym obiektem. Mimo tego, że San Siro to straszak, który jest po prostu z zewnątrz paskudny. Ja wiem jedno - ta wycieczka spowodowała, że jak będę w stanie to będę tam wracał. Nie mam tego na co dzień, więc to jest swoiste carpe diem. Wykorzystuję daną chwilę gdy jestem na miejscu i potem mam co opowiadać i wspominać. I na swój sposób mam lepiej niż kibic, który tam żyje na co dzień. Dla kogoś takiego to rutyna. Dla mnie to wszystko jest magiczne, niespotykane i czerpię garściami. Tak jak mówiono w baroku: „chwytaj dzień”. I jest to na swój sposób piękne.
Jak we wstępie. Jest to mój pierwszy felieton na temat około-piłkarski na Footrollu. Nie obiecuję, że będą się one często ukazywały. Zachęcam was do komentowania, do wyrażenia swojej opinii. A jeżeli chcecie ze mną pogadać to śmiało wpadajcie na mojego Twittera. Tam jestem najaktywniejszy. Zapraszam was też na moją stronę na Facebooku. Możecie tam znaleźć moje stare wpisy, które według niektórych podobno są warte przeczytania.