To są właśnie te detale #30 Są poważne kluby i jest Borussia Dortmund
Ło kurde, dawno już nie było Detali. Tu jakiś wywiadzik wleciał, tu coś trzeba było ogarniać, tu nie było czasu i tak to się jakoś żyło na tej wsi. A stało się po drodze tyle ciekawych rzeczy, że aż szkoda nie poświęcić jednego odcinka Borussii Dortmund, która nie jest poważnym klubem piłkarskim.
W ogóle Bundesliga przestaje być poważną ligą i zaczyna się z niej robić powoli taka Ligue 1, tyle tylko że Ligue 1 stoi na jeszcze gorszym poziomie niż Bundesliga. Na razie, różnie może być. Bayern Monachium cierpi na tym, że jego ligowi rywale przypominają małe dziewczynki, które muszą przejść przez dużą kałużę, przez co na arenie europejskiej sam zaczyna prezentować się bardziej jak mocny średniak niż potentat do tryumfu wśród elity. I nie zmienia tego obraz rywalizacji z Realem Madryt w niedawnym półfinale. Tak to już jest z tą niemiecką ligą. Może się w końcu ogarną, może nie ogarną, ale o ile Bawarczycy póki co bronią się swoją jakością, o tyle taka BVB jest już parodią samej siebie sprzed kilku lat.
Kibice tego klubu żyją w iluzji, że wciąż jest to druga najmocniejsza drużyna Bundesligi. Uwaga szok: nie jest. W ciągu ostatnich czterech lat tylko raz udawało im się zdobyć wicemistrzostwo, a raz kończyli sezon nawet na siódmym miejscu. Tak, tak, już nie pamiętacie ostatniego sezonu Jürgena? I tego, jak Dortmund zimował na przedostatnim miejscu w tabeli, mając tyle samo punktów co ostatni Freiburg? Tak było. Potem Klopp odszedł żegnany jak Stalin w PRL-u, Borussia wzięła Tuchela, z którym szybko się pokłóciła i zaczęła popadać w regres. Normalne było to, że co sezon z ich drużyny odchodzili jacyś kluczowi piłkarze, których nie będę tu teraz wymieniał, bo i po co, skoro wszyscy kilku wymienicie z palcem w tyłku. Goście odchodzili, ale Dortmund zawsze ściągał jakichś godnych zastępców i choć nigdy nawet nie zbliżył się do legendarnych sezonów 2010/11, 2011/12, to zawsze to jakoś wyglądało i nie było specjalnej padaki.
Ale widać było, że poziom leci w dół, a "kolos" zaczyna się chwiać.
Borussia zaczęła tracić nie tylko piłkarzy, nie tylko straciła trenerów, z których jeden gra teraz w finale Ligi Mistrzów, a drugi będzie trenował mega perspektywiczne PSG. Borussia zaczęła tracić także osoby odpowiedzialne za funkcjonowanie klubu zza kulis, jak osławiony Sven Mislintat, były szef skautów, który wyszukuje teraz perełki dla Arsenalu. Na początku sezonu na ławkę trenerską przyszedł Peter Bosz, który myślał najwyraźniej, że Bundesliga = Eredivisie i srogo się przeliczył. Gdy w końcu został wypieprzony z posadki, jego miejsce zajął Stöger, który przypominał mi trochę kończącego się dziadka, poruszającego się z żółwim tempem, ślamazarnego i apatycznego. Kolejne lato z rzędu w zespole będzie przeprowadzana rewolucja kadrowa, bo dziwnym trafem takie gwiazdy jak Rode, Schürrle, Sahin czy Schmelzer nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Drużynę mają ciągnąć Götze i Kagawa, którzy byli rewelacyjni, jasne, ale kilka lat temu, zanim udali się na niezbyt udane wojaże do Monachium i Manchesteru. Po powrocie rzadko kiedy prezentują to, co dawniej, nie wspominając o tym, że bardzo podoba im się dortmundzki szpital. Niewykluczone, że odwiedzają tam stałego bywalca Marco Reusa, który dostał tam chyba juz jakiś etat. Na jego obronę trzeba powiedzieć, że jest on jedynym piłkarzem klasy światowej w Borussii, który, co ciekawe, nie potrzebuje z reguły kilku meczów na złapanie rytmu meczowego, ale od razu po kontuzji wchodzi z buta i niszczy każdego jak swego czasu Mielno. Ale to tylko od czasu do czasu, bo z reguły się leczy.
BVB przestało się wyróżniać jakością od klubów pokroju RB Lipska, Leverkusen, Schalke czy nawet Hoffenheim. Hoffenheim, które jest wsią (aczkolwiek gra w Sinsheim), które jest rozkupywane i latem, i zimą, a w ostatniej kolejce klepie Dortmund 3:1, sprawiając, że żółto-czarni muszą obgryzać ze stresu paznokcie, bo może nagle okazać się, że wypadną poza Ligę Mistrzów, a pieniążków na konieczne wzmocnienia i kontrakty nie będzie. Na szczęście udało im się wytrwać, chociaż z perspektywy sezonu miejsce w czwórce należało się bardziej Bayerowi Leverkusen, który skończył z taką samą liczbą punktów co trzecie Hoffe i czwarta Borussia. Oczywiście mówię tutaj o moich odczuciach i o tym, że jest mi Aptekarzy najzwyczajniej w świecie żal, bo jakby nie patrzeć tabela jasno pokazuje, kto w zakończonym sezonie był lepszy, a kto gorszy. Ale do bycia tymi rudymi w Leverkusen są akurat przyzwyczajeni, z nich wielkiej ekipy pokroju Dortmundu nikt nie robi i prędko robić nie będzie. To Borussia ma być tą drugą siłą w Niemczech, do której mają jeszcze daleką drogę. Chwalenie się stadionem i kibicami nie wystarcza, co pokazuje chociażby przykład Ruchu Chorzów. Tyle tylko że tam chwalą się tylko kibicami.
Dlatego dobrze, że na Signal Iduna Park zawita najprawdopodobniej Lucien Favre. Gość, który swego czasu wykonywał świetną robotę w Borussii Mönchengladbach. Wiadomo, że tamta Borussia to nie ta Borussia, przynajmniej w obecnych czasach, ale umiejętność pracy z młodzieżą i budowania zespołu teraz się w BVB bardzo przyda. Dortmundczycy to ekipa rozrzuconych klocków, w której brakuje kilku istotnych elementów. Trzeba ten burdel jakoś ogarnąć, przeżyć kolejną letnią przebudowę i wprowadzić do zespołu stabilizację, bo tego tam najbardziej brakuje. Jasne, że czołowi piłkarze Borussii nadal będą wykupywani, taka jest obecna pozycja ich, jak i całej Bundesligi, ale przez kilka lat potrafili odnaleźć w takiej strategii spokój i wiedzieli, jak w niej funkcjonować. Teraz wyglądają trochę jak naćpany koleś na viksie, który zmieszał tablety z tanim piwem i wódką, a jego ciało zachowuje się jak spadochroniarz, który zamiast w pole pszenicy trafił w linie wysokiego napięcia.