To przepraszam państwa #3 Co gra w piłkę?
Futbolowi mędrcy, piłkarscy eksperci i prawdopodobnie też Harry z Tybetu dadzą wam do zrozumienia, że statystyki nie grają. Ci sami ludzie powiedzą wam też, że nie grają buty i reszta ekwipunku, a jeśli dodatkowo mamy do czynienia z Januszem, wszechwiedzącym znawcą piłki kopanej, ale tylko tej z wtorku, środy i niedzieli, to usłyszymy od niego „Wincyj sprzyntu, niż talyntu.” Od nich dowiemy się również, że w piłkę nie grają pieniądze, bo przecież co z tego, że gość się podetrze banknotem o nominale 500 euro, jak w futbolówkę krzywo kopnie. Czy w takim razie w piłkę faktycznie grają tylko dwie nogi, sporadycznie wspomagane przez głowę i klatkę piersiową, a jeżeli uwzględnimy szczególnie Luisa Suareza, to również ręce i zęby?
Zacznijmy od statystyk. Owszem, powiedzenie, że są one jak spódniczka mini, bo wiele nam pokazują, ale najważniejsze zakrywają, jest jak najbardziej trafne. Trzeba jednak zauważyć, że analiza piłkarska, podobnie jak moda, poszła do przodu i te spódniczki bywają coraz krótsze. Nigdy nie będą jednak tak krótkie, żeby pokazać wszystko, bo to zabrałoby nam te najlepsze emocje związane z oglądaniem zarówno piłki, jak i kobiet. Pewnych rzeczy trzeba się domyślić, inne wyobrazić, a jeszcze kolejne wywnioskować. Przecież całe odkryte nogi, podobnie jak duża baza statystyk, co prawda nie zdradzają nam tego najważniejszego, ale dają duże podstawy do tego, by zorientować się, co to może być.
Analityka jest obecnie nieodzowną częścią futbolu i nikt nie wmówi mi, że nie ma ona znaczenia. Może nie ona oddaje strzały na bramkę, ale to dzięki niej wiadomo, jak tę piłkę uderzyć, by bramkarz miał największe trudności, by ją złapać. Nie ona podaje, ale odpowiednio wykorzystana, mówi, gdzie posłać futbolówkę, by obrona rywala została złapana z ręką w gaciach. Spójrzmy choćby na ostatnie mecze, akurat podam taki przykład, który oglądałem, żeby tym razem nie wypowiadać się na temat, którego nie znam, choć to uwielbiam.
Rzućmy na tapet, tak, wiem, że jesteście w szoku, ale jednak wcale nie na tapetę, spotkanie Real Madryt kontra Borussia Dortmund z minionego wtorku. Od samego początku było widać, że Galacticos mają w tym meczu konkretny plan. Oczywiście zrodził się on pod tą łysą kopułą Zidane’a, ale został on poczęty dzięki analizie i statystykom. Real w tym spotkaniu stwarzał sobie sytuacje w zasadzie w jeden sposób. W bocznych sektorach boiska uruchamiali zawodników znajdujących się w środku pola za pomocą podań mniej lub bardziej prostopadłych. Po takich akcjach padły obydwie bramki Cristiano Ronaldo. Po podobnej kombinacji Portugalczyk mógłby zdobyć gola już w pierwszej połowie i to dwa razy, a na świetną pozycję, po takim właśnie zagraniu wyszedł również Sergio Ramos. To przygotowana wcześniej przed komputerami i przy biurku taktyka wygrała ten mecz, a nie lewa noga Ronaldo czy samurajski kok Bale’a.
Idźmy dalej, co ze sprzętem? To stwierdzenie jest akurat najbliższe prawdy, ale bagatelizowanie ekwipunku również jest nie na miejscu. Pewnie nie raz widzieliście, jak piłkarze ślizgają się podczas meczu w trudnych warunkach pogodowych. Dzieje się tak dlatego, że wybrali złe obuwie, podobnie jak kierowcy Formuły 1 złe ogumienie, w zależności od aury. Powiecie, że to nie buty strzelają bramki, a stopy w nich siedzące. Jasne, ale żeby ta stopa w ogóle mogła oddać strzał, najpierw potrzebuje dobrego buta, żeby się nie poślizgnąć. Kuriozalny, ale jakże trafny przykład tego, jak znaczący jest sprzęt, dał nam kiedyś Marcin „konkretnie, kompletnie, w ogóle” Wasilewski. Ówczesny obrońca Lecha Poznań nie mógł wrócić się za akcją, ponieważ przeszkadzały mu spadające spodenki, które były po prostu źle wyprodukowane. Wtedy ekwipunek zaważył na wyniku spotkania.
Teraz dochodzimy do trzeciej kwestii, która rzekomo nie gra w piłkę. Jakby to powiedział świetny polski trener, a w wolnych chwilach bajkopisarz: „Kasa, misiu kasa”. To stwierdzenie jest równie niedorzeczne, co to o statystykach. Słyszymy je najczęściej wtedy, kiedy jakiś piłkarski kopciuszek czy tam Dawid z procą, w zależności od tego w jakie odmęty literatury chcemy się zapędzić z naszym porównaniem, wygrywa z teoretycznie silniejszym od siebie rywalem. Takie wyniki zdarzają się nie dlatego, że futbol jest piękny i każdy ma w nim równe szanse, a dlatego, że ten lepszy po prostu się potknął, pomylił. Jeśli pieniądze nie grają, to co sprawiło, że Manchester City nagle po 44 latach zdobył Mistrzostwo Anglii, a potem utrzymał się na szczycie? Wspaniały doping kibiców, z których przecież The Citizens słyną? Co wpłynęło na to, że Paris Saint-Germain po 20 latach weszło znów na szczyt Ligue 1 i przez 4 kolejne sezony bezproblemowo się na nim utrzymywało? Brak Krychowiaka w składzie? Może korzystne ułożenie faz księżyca miało wpływ na to, że RB Lipsk, które założono w 2009 roku, dwa tygodnie temu debiutowało w Lidze Mistrzów? Nie, pieniądze miały. Te same pieniądze, które wczoraj ograły Bayern Monachium 3-0. Oczywiście, obronę Bawarczyków rozszarpał Mbappe i Neymar, ale ci dwaj piłkarze nigdy nie mieliby okazji tego zrobić w tym spotkaniu, gdyby nie kupa szmalu. Dlatego właśnie pieniądze grają i mało tego, robią to wyśmienicie.
Wpływ na mecz i wyniki mają nie tylko trzy sprawy, o których powyżej wspomniałem. To także sztab i zaplecze medyczne. Jeśli piłkarz jest dobrze obserwowany i zajmują się nim klasowi fizjoterapeuci każdego dnia, to ma mniejsze szanse na odniesienie kontuzji, a co za tym idzie, więcej minut na boisku, na którym może zrobić różnicę. Ogromne znaczenie mają też panowie w krawatach i ogólnie pojęty zarząd. Instytucja ze złym prezesem funkcjonuje poniżej swoich możliwości, tak jak Barcelona, ale z kolei ta kierowana przez kogoś z głową na karku i odpowiednią wiedzą, osiąga dobre wyniki, czego najlepszym przykładem jest nasza reprezentacja wraz z prezesem PZPN-u, Zbigniewem Bońkiem. Nieoceniony wpływ mają też kibice, czego nie trzeba tłumaczyć, bo w końcu niemal każda drużyna lepiej gra u siebie. Z dobitniejszych przykładów możemy podać fanów Besiktasu, którzy we wtorek zgotowali taką atmosferę, że trener Lipska sam powiedział, że nie sposób było się jej przeciwstawić. W ostatnim meczu ligowym Manchesteru City Guardiola wydawał polecenia nawet chłopakom od podawania piłek, ponieważ uważał, że ich szybsze reakcje wpłyną na lepszą grę jego zespołu i faktycznie, jak się później okazało, miał rację.
Piłka nożna jest sportem niesamowicie skomplikowanym i wpływ ma na nią mnóstwo czynników. Dlatego kompletnym głupstwem jest twierdzić, że to co się liczy, to tylko 22 gości na murawie i dwóch ciut od nich starszych przy linii bocznej. W piłce gra wszystko i to właśnie jej złożoność, schowana pod cienką, wierzchnią warstwą prostoty, sprawia, że tak bardzo nas ona fascynuje.