Sąd nad Argentyną
1/8 finału. Szybko poszło. Ostatni raz taki sajgon Argentyna miała w 2002 roku, kiedy na boiskach Korei i Japonii nie wyszli z grupy, ulegając Anglii i Szwecji. Teraz o mały włos mogło się to powtórzyć, ale lekarstwo działające krótkoterminowo podał Marcos Rojo i przedłużył tym cierpienie organizmu, który nie miał szans na przeżycie. Tak czy inaczej tak musiało się stać i Leo Messi najprawdopodobniej nigdy już nie podniesie trofeum za światowy czempionat i raczej w biało-błękitnej koszulce nie zdobędzie nic, bo złoto olimpijskie z 2008 nie jest za bardzo wartościowe w ich mniemaniu. Czy tak musiało właśnie być? Czy ktoś serio łudził się, że to ma prawo wypalić. Jeżeli tak to gratuluję nadmiernego optymizmu. Ale na zdrowy rozum to nie miało prawa się udać i dobrze, że to stało się teraz, bo najwyższy czas temu zapobiec.
Od lat argentyński futbol przechodzi kryzys. Ostatni raz na wielkiej imprezie udało im się triumfować w 1993 roku gdy wygrali oni Copa America. Czyli odległe czasy, gdy po boiskach biegali Diego Simeone i Gabriel Batistuta, a Diego Maradona w tamtym okresie odpoczywał po pozytywnych testach na niedozwolone środki, którymi się faszerował. Trochę czasu minęło i pomimo posiadania w składzie wielu wybitnych jednostek, dalej nie udało im się stanąć na najwyższym stopniu na pudle jakiegokolwiek wielkiego turnieju. Aczkolwiek na przestrzeni ostatnich trzech lat byli oni bardzo blisko, ale zarówno na mundialu w Brazylii musieli zadowolić się srebrem (powinni to zrobić, bo styl w jakim prześlizgnęli się do finału, był paskudny), a potem dwa razy w Copa America musieli uznać wyższość Chile. Nawet sfrustrowany Messi obraził się wtedy na kadrę, ale po namowach ludzi postanowił wrócić, ale jak widać na jego warunkach. Okazało się, że te warunki są dosyć pogięte i obraz jest taki jest.
Pacynka
Jorge Sampaoli dwukrotnie pogrążył swój naród. Jako selekcjoner Chile dwukrotnie w latach 2015 i 2016 pozbawił Albicelestes złudzeń, że mogą cokolwiek zdobyć w turnieju kontynentalnym. Nie mając w składzie aż takiej jakości jaką dysponuje Argentyna dwa razy spotkał się z nimi w finale. Dał on tym samym Chilijczykom radość, której nie doświadczyli nigdy, bo zawsze musieli uznawać wyższość Brazylii, Argentyny czy nawet Urugwaju. Dał kadrze "La Roja" warsztat i potrafił dokonać czegoś dla nich niemożliwego. W takim wypadku po pobycie w Sevilli zastąpił on nieporadnego Edgardo Bauzę, który nie dawał sobie rady na stanowisku i po ośmiu meczach skapitulował.
Znany ze swojego ofensywnego usposobienia Sampaoli miał od samego początku pod górkę, a pierwszy plan był jasny: awansować na Mistrzostwa Świata w Rosji. I mając takich piłkarzy jakich miał do dyspozycji, rżnął głupa i nie pozwalał najlepszym grać, tylko testował swoje wynalazki z ligi argentyńskiej i wokół nich stał Messi, który miał coś zrobić. Taka oto Argentyna ledwo co załapała się na wylot do Rosji, mając nadzieję, że coś im się uda. No niestety. Jeżeli "selekcjoner" ma swoje pomysły, które wdraża to niby powinno być ok, ale nawet 10-letnie dziecko widzi, że to co on wystawiał wyglądało komicznie, a jak się popatrzyło na ławkę rezerwowych to każdy łapał się za głowę i nie dowierzał, że można być aż takim betonem. Jeżeli na ławce znajdują się tacy gracze jak: Aguero, Higuain, Fazio, Dybala, formacja jest niejasna nawet dla piłkarzy, a podstawę tworzą nikomu nie znani: Acuna, Mercado czy inny Meza to sorry, ale tak się nie da nic zrobić. Sampaoli stał się więźniem dziadostwa panującego nad Argentyną, a przede wszystkim dał sobie wejść na głowę jednej osobie.
Dio znaczy Bóg
Messi był kimś na kogo Argentyna czekała od czasu gdy Maradona zawiesił buty na kołku. Złote dziecko tego kraju, wychowane w Barcelonie od lat było przedmiotem sporu pośród Argentyńczyków. Z jednej strony mieli oni daleko w poważaniu, że zdobywa on indywidualne nagrody, czy dominuje wraz z Barceloną w Europie. Mało kogo to cieszyło, bo z kadrą nie osiągał kompletnie nic, bo złoto olimpijskie nie jest już przez nikogo traktowane jako wyznacznik siły. Z drugiej strony jak widziało się na trybunach w Rosji grafiki przedstawiające go w roli papieża, czy przebieranie Franciszka w koszulkę z "10", mogło stworzyć obraz, że w nim pokładane są całe nadzieje nawet bez grama logiki w działaniach.
Jak grała Argentyna podczas tych mistrzostw można było odnieść wrażenie, że grają oni pod siebie i są w tym niesamowicie nieporadni. Jedyne zrywy jakie można było zaobserwować, to wtedy gdy Messi brał piłkę i od razu w szeregach przeciwników panował strach, bo wiadomo, że on każdą akcję jest w stanie zamienić na bramkę. Wystarczy tylko dać mu piłkę. No niestety. Każda reprezentacja, która mierzyła się z Albicelestes miała na to patent. Dać grać reszcie, a Messiego to najlepiej odciąć. Czekali tak do momentu aż będzie miał on to w d, patrząc jak jego koledzy słabo sobie radzą i mógł swobodnie przyglądać się tragedii. Do czego zmierzam?
Argentyna stała się zależna wyłącznie od Messiego. Są zakładnikami między sobą, bo Messi z jednej strony w takich eliminacjach jest w stanie rozbijać cieniasów w pojedynkę, ale na dłuższą metę nie zastąpi to drużyny. Jeżeli jest on jedyną indywidualnością, w dodatku wybitną to obarczanie go odpowiedzialnością za cały zespół, patrząc na jego partnerów, którzy powinni grać to znaczy, że byli oni niesamowicie żałośni w swoich poczynaniach. Argentyna stała się tak zależna od niego, że gdy jego nie ma na boisku to wszyscy nagle są zagubieni, nie ma radości z gry, z którą kojarzy się Ameryka Południowa. Z drugiej strony autystyczny chłopak jakim jest Leo, często ma coś takiego, że chciałby wszystko zrobić sam i musi on absorbować uwagę wszystkich. Nie dociera do niego, że sam niczego nie dokona, bo wtedy zamyka się w błędnym kole. Jego boli to, że w rodzinnym kraju nikt nie będzie uważał go za GOAT, bo nie ma trofeum z reprezentacją. Chciałby to wygrać, ale nie potrafi przyjąć do wiadomości, że sam nie jest w stanie tego dokonać. To nie lata 80. gdy Maradona w pojedynkę rozpracowywał przeciwników. To nie ten futbol, teraz gra się szybciej i jego indywidualne umiejętności to powinien być element układanki. Istotny, ale nie na wyłączność.
Kadra śmiechu
Ustaliliśmy, że Sampaoli jest pacynką Messiego i Mascherano, którzy ciągną za sznurki w kadrze i decydują za wszystkich jak to ma wyglądać. Jeżeli Messi zamierza być w przyszłości trenerem to nie wróżę mu wielkich sukcesów, bo to co "wystawił" na mundialu i w sumie też w eliminacjach to jest kawał śmiechu. Jego decyzją Higuain czy Dybala praktycznie nie podnosili się z ławki, grał najbardziej daremny od lat w kadrze Di Maria, a Meza czy Acuna wyrośli na mem tego mundialu. I na dodatek ten Sampaoli, który pytał się czy może wpuścić Aguero w meczu z Nigerią. Przecież ludzie jak to zobaczyli to albo nie wyrabiali ze śmiechu, że on daje się tak rozstawiać po kątach, wielu było zażenowanych, a taki Maradona na sam widok ubabrał się cukrem pudrem, bo na trzeźwo się nie dało.
Skład był może i do śmiechu, ale powołania to była dopiero komedia. Jak to jest możliwe, że król strzelców Serie A, Mauro Icardi nie został powołany na kadrę? Czy jest jakiś logiczny, sportowy argument, który pozwoliłby negować jego obecność na tym turnieju? No nie. Icardi jak wiadomo ma dalej kosę z Messim, o to, że odbił żonę jego przyjacielowi Maxiemu Lopezowi. W zasadzie to uratował ją przed Maxim, który podobno mentalnie zachował się jak Arkadiusz Onyszko, czyli wzorowym mężem nie był. No to ludzie, jeżeli prywatne konflikty miały wielki udział w tych powołaniach to w takim cyrku nic nie może się dziać normalnego. W normalnych warunkach to pewnie Dybala by nie pojechał, ale Sampaoli (Messi), uległ pod prośbami dziennikarzy, bo brak powołania dla piłkarza Juventusu byłby niewytłumaczalnym posunięciem, o ile Icardiego dało się jakoś wytłumaczyć. Paulo pojechał jednak na darmo, ponieważ dostał niewiele ponad 20 minut, bo "dubluje się z Messim na boisku". Tak twierdzi Sampaoli, który uznał, że tak musi być i nawet nie próbował szukać optymalnego rozwiązania, żeby pogodzić ich w jednym składzie, tak jak powinien zrobić trener. A skoro jest on tylko pacynką, to nie ma czemu się dziwić.
Finanse, czyli jeden wielki śmietnik
Argentyńska federacja piłkarska to jest śmietnik. Nie ma tam pieniędzy na podstawowe rzeczy, działacze sobie nie radzą, a wymagania narodu zakochanego w futbolu są wysokie. Ci działacze wiedzą, że zwolnienie Sampaolego może ich pogrążyć, bo jego odprawa wynosi 20 mln €! To już wygląda na absurd, że muszą go oni trzymać, ale jeszcze dochodzi tutaj fakt, że oni nie mają tyle pieniędzy. Nawet przez to nie mieli jak ogarnąć rozpoczęcia rozgrywek ligowych. I to jest prawdziwa patologia, z której wychodzą bardzo często nieoszlifowane diamenty, które muszą wiać do Europy jak najszybciej. A skoro kasy jest tak mało, to trzeba powiedzieć, że z wyjazdami na mecze też jest dość krucho. W takich warunkach Messi stał się sponsorem tej kadry. Opłaca loty, hotele i całą otoczkę logistyczną, żeby to miało ręce i nogi. Dlatego właśnie on decyduje niemal o wszystkim. Jest kapitanem drużyny, trenerem, prezesem i sponsorem. Dlatego właśnie drużyna z taką organizacją nie może i nie odnosi żadnych sukcesów. Gdyby jakimś cudem to się udało, pokazałoby że na dziadostwie da się coś ugrać, a futbol z tej bakterii należy zwalczać i to jak najprędzej.
Błędne koło
Wczorajszy dzień doprowadził mnie do wielu wniosków. Przede wszystkim Argentyna z Messim nie ugra nic. Tak samo jak z tym wypalonym pokoleniem graczy, którzy noszą w sobie gen przegrywu ze wszystkich imprez i są przyzwyczajeni do śmietniska, bo ich mentalność nie ulegnie już zmianie i zawsze będą albo nr 2. Z drugiej strony Argentyński Związek Piłki Nożnej w przypadku odejścia Messiego poleci na łeb na szyję, a młodsi zawodnicy mogą nie być aż tak hojni, żeby sobie wszystko opłacać, żeby żyć wzorem zdjętym od kolegów z klubów co grają w normalnych kadrach. Poza tym bez Messiego ta kadra nie istnieje na boisku. Musiałoby się pojawić tam tornado, które zmieniłoby mentalność, że bez Messiego da się grać jako zespół. Do tego potrzebny jest bardzo ogarnięty selekcjoner. Nie Sampaoli, który stracił w oczach wielu, nie Bielsa z łatką wariata. Z drugiej strony Argentyny na niego nie stać, więc oni wszyscy zamknięci są w takim oto kole, z którego niestety nie widać wyjścia.