To miał być inny tekst... inny selekcjoner...
Ten tekst pierwotnie miał się nazywać „nie chcę się mylić, ale da radę ten Bilić”. Tak, spodziewałem się tego, że selekcjonerem zostanie obcokrajowiec i że będzie nim właśnie Slaven Bilić. Chorwacki temperament, ten kraj jest na absolutnym topie, nacja wychowuje co rusz świetnych piłkarzy, ale ma również znakomitych trenerów. W przypadku Bilicia przydarzały się jednak epizody, które przykryły jego dobre dokonania. Ale wiecie dobrze, że to bez znaczenia.
Selekcjonerem został nie Bilić, nie De Biasi, nie Prandelli, nie Katanec. Został nim Jerzy Brzęczek. Trener z zagranicznym doświadczeniem jako piłkarz, później asystent w Polonii Bytom, pierwszy trener Rakowa Częstochowa, Lechii Gdańsk, GKS-u Katowice i wreszcie Wisły Płock. Mamy do czynienia z wyborem, który jest naszym osobistym „ruchem a’la Lopetegui”.
NIKT SIĘ TEGO NIE SPODZIEWAŁ.
Jeden news Łukasza Olkowicza z „Przeglądu Sportowego” zaciekawił nas wszystkich. Sam pisałem, że to za wcześnie dla Brzęczka – jeszcze potrzebował, moim zdaniem, przekonać nas do siebie, przejść przez większy klub, wygrać coś poważnego.
Ale tym ruchem Jerzy Brzęczek udowodnił, że selekcjonerem może zostać każdy. To nie jest żaden zarzut, to raczej coś w rodzaju motywacji. Przecież to idealna historia dla ludzi pogrążonych w depresji, braku motywacji i dyscypliny – pełne odrodzenie. Od maja 2017 roku, gdy przegrywasz z MKS-em Kluczbork do 12 lipca 2018 roku minął nieco ponad rok. Zanotował awans zawodowy w momencie, na stole położono mu kontrakt życia. Tak samo jak Lopeteguiemu.
Każdy, nawet najlepszy zorientowany dziennikarz czekał na ogłoszenie człowieka zza granicy. Ale tak się nie stało. Szczelne mury siedziby PZPN były niczym te same, którymi otoczony jest gabinet Florentino Pereza w Madrycie. Manewr Bońka jest niemalże identyczny. Znam oczywiście granicę. Wiem, że Julen Lopetegui to dużo lepszy i bardziej doświadczony w wielkiej piłce szkoleniowiec niż Jerzy Brzęczek.
***
Jakie możemy stawiać pytania? Najprostsze jest takie, czy sobie poradzi. Pierwsza myśl – KOMPLETNIE PRZESTRZELONY WYBÓR. Zero trofeów jako trener, zatracona charyzma, którą imponował jako piłkarz, jeden dobry sezon w Wiśle Płock, niezbyt dobra opinia o nim w Katowicach, które do tej pory Brzęczek uważa za najbardziej stresujący etap w swoim życiu.
W reprezentacji praca będzie jednak dużo bardziej stresująca – gdzieś cztery-pięć razy bardziej stresująca. Dlatego ludzie uważają, że Jerzy Brzęczek nie podoła temu zadaniu.
A dlaczego może podołać? Pierwsza rzecz – jest Polakiem, zna środowisko, nie jest mu obca nasza kultura, mentalność. Rozumie drużynę, o czym wspominają wielokrotnie piłkarze, którzy z nim współpracują w Wiśle Płock.
Ja zauważam bardzo silną frakcję, która mówi, że to trener bez charyzmy. Cóż, Janusz Wójcik dał mu opaskę kapitana w ostatniej drużynie, która zdobyła medal w turnieju reprezentacyjnym. Chodzi oczywiście o kadrę olimpijską z Barcelony z 1992 roku. Nie dał tej opaski swojemu „sportowemu synowi”, Wojciechowi Kowalczykowi. Nie dostały jej dużo bardziej charakterystyczne persony jak Piotr Świerczewski. Dostał ją relatywnie spokojny „Papież”, Jerzy Brzęczek. Tak samo postąpił Joachim Loew – w Tirolu Innsbruck „Jogi” powierzył rolę kapitana wujkowi Kuby Błaszczykowskiego. Idąc dalej polskim śladem, w bramce Tirolu stał wtedy Stanisław Czerczesow. Jeśli ktoś chciałby zwrócić się o zdanie odnośnie zdolności przywódczych Polaka, to Rosjanin wygłosi zapewne elaborat.
Przywołany przeze mnie Łukasz Olkowicz napisał, że w Szkole Trenerów PZPN mówiono, że to właśnie Brzęczek może kiedyś sporo osiągnąć – właśnie poprzez to, że posiada charyzmę. Ta zdefiniowana przez kibiców to najczęściej postępowanie w stylu Antonio Conte – skakanie i pajacowanie przy ławce trenerskiej. Ale tych, którzy w piłce pracują… może niekoniecznie. Ja się skłaniam ku opcji „chłodny umysł”. Jeśli to ten człowiek ma prowadzić tę reprezentację, to ma mieć z definicji większą odporność na stres niż ja, przeciętny obserwator.
Zbigniew Boniek już raz miał nosa – zaprosił do współpracy dużo bardziej doświadczonego od Brzęczka szkoleniowca. Nazywał się Adam Nawałka. Reguły nie ma. Może skończy jak Steve McClaren i przyzna po latach, że to było za wcześnie (ja mam cały czas wrażenie, że rzeczywiście ta rola przyszła za wcześnie).
Może skończy jak Fornalik, do którego ciągle mu najbliżej osiągnięciami (czyli ich brakiem).
Nie skończy jak Smuda – nie jest doświadczony, nie ma wielkich sukcesów, a poza tym nie rozbudzi aż takich nadziei.
Albo zbuduje własną historię.
Słuchajcie, co nam pozostało? Możemy się z tym wyborem nie zgadzać, ale Zbigniew Boniek go nie zmieni. Jest przekonany o słuszności swojego wyboru i koniec.
23 lipca zostanie zaprezentowany jako nowy selekcjoner. Pierwszy mecz w roli selekcjonera to wyjazdowy mecz z Włochami w Lidze Narodów – gramy w Bolonii, 7 września.
***
Na koniec, jeden filmik. Czerwiec 2008 roku, studio EURO, Bożydar Iwanow, Zbigniew Boniek, Jerzy Brzęczek. Kto by pomyślał, że ten przedostatni będzie zatrudniał tego ostatniego 10 lat później?