Legia Warszawa, drużyna do zmarnowania - część 2
Zdecydowanie przepraszamy za postawę Legii Warszawa przeciwko Spartakowi Trnava. Stało się. Wygrali, ale nic to nie dało. Legia odpadła z eliminacji Ligi Mistrzów i bardzo dobrze się stało. A ja mam teraz chwilę, żeby na chłodno to podsumować… mimo że upały mocno starają się przeszkodzić.
Kiedyś Tomasz Zimoch krzyczał po meczu Widzew – Broendby: „Przegrali, ale jesteśmy w Lidze Mistrzów”. Teraz mamy dokładną odwrotność – „Wygrali, ale w Lidze Mistrzów i na drodze do niej nas już nie ma”.
To było dopełnienie postawy Legii w lipcu 2018 roku – podsumujmy to sobie razem: zaledwie jeden wygrany mecz w lidze, dwa zwycięstwa nad Cork City, a poza tym pasmo niepowodzeń. Legia Warszawa stała się znów klubem wyśmiewanym i ciężko się naprawdę temu dziwić. Mecz ze Spartakiem Trnava na wyjeździe był szansą na przełamanie. Ostatecznie zakończył się wynikiem 1:0, mogło to wszystko nawet skończyć się dogrywką i może jeszcze wyższym zwycięstwem, grając 9 na 11. To by było tylko dopełnienie absurdalność tego dwumeczu.
Legia umiała momentami się prezentować jak porządna drużyna (druga połowa drugiego meczu). Ale co z tego? Wynik się liczy. Przypomina się Astana sprzed roku – o jeden gol stracony za dużo. Minimalizm polskich drużyn jest karcony momentalnie.
Skład już zwiastował kłopoty. Radović zamiast Carlitosa był soczystym strzałem w pysk. Tak samo zachowanie Antolicia i Vesovicia, który przypomnieli swoje najgorsze odsłony – te z meczu w lutym, z Jagiellonią. Dwie czerwone kartki (obie w konsekwencji drugich żółtych) sprawiły, że rozsypał się jakikolwiek plan na ten mecz. Fakt, zabawnie to wyglądało, kiedy i tak Legia atakowała bramkę Trnavy, natomiast wkład w brak awansu bałkańskich osobników był niezwykle istotny. Nie wspominając już o tym, że Legia znów grała systemem 3-5-2. Miałem się o tę formację nie czepiać, ale muszę. Wiecie, dlaczego? Bo to jest jeden z tych powodów, którymi Dean Klafurić traci sympatię kibiców. Uparł się i już – piłkarze muszą grać w formacji, która totalnie nie sprawia, że Legia gra lepiej. Jedyny pozytyw jest taki, że w końcu czyste konto zachował Arkadiusz Malarz.
Zapowiedzi Deana Klafuricia i Kaspera Hamalainena (dwóch najbardziej krytykowanych w Legii osób w ostatnich tygodniach) były jak zwykle uspokajające. Legia zapowiadała walkę, tak jak przed każdym meczem. Pytanie tylko, czy ktoś w to uwierzył. Pytanie także, czy wierzył w to trener oraz fiński piłkarz… bo na boisku to nie wyglądało dobrze.
***
Czy Legia z pierwszej połowy wyglądała, jakby chciała awansu? Nie, zdecydowanie nie. To było deja vu z Tyraspola.
Spartak nie zaskoczył znów absolutnie niczym, grał to, co chciał. Pilnował wyniku. Gdy Astiz strzelił gola, wdarła się panika. Legia musiała to wykorzystać, dobić struchlałego rywala. Nie zrobiła tego. Żaden strzał nie zakończył się już golem. Tutaj z kolei mecz podobny do rewanżu z Astaną – były okazje, formacja ofensywna próbowała, a gola i tak strzelił środkowy obrońca.
Radoslav Latal rozczytał Legię w Warszawie i dziś triumfuje. Erik Grendel, Anton Sloboda, Boris Godal, Jan Vlasko oraz Dobrivoj Rusov (nie grał przeciwko mistrzom Polski) okazali się razem ze swoimi kolegami lepsi od „Wojskowych”.
***
A teraz, najgorsza część. Niejako wystawia to świadectwo polskiej piłce klubowej, przecież Legia to jej najpoważniejszy przedstawiciel. Będą też pytania... oczywiście bez odpowiedzi. Może to i lepiej, że bez nich, bo jeśli mają być takie, jak wczoraj zaserwował nam Dean Klafurić instruowany wcześniej przez szefa PR w Legii (informacja od Jakuba Majewskiego z legionisci.com)...
Legia Dariusza Mioduskiego jest w Europie niczym. Drużyna, która remisowała z Realem Madryt to już przeszłość. Tej Legii już nie ma. Jest tylko ta, która zadowala się prymatem na krajowym podwórku. Nic innego dodać od siebie nie umie.
Chorwaci mieli u nas robić drugiego Dynamo Zagrzeb, a na razie nie umieją nawet zbudować Interu Zapresić. Najmniej pretensji mam do Ivana Kepciji, który na tle Michała Żewłakowa wydawał się być rozsądnym, sensownym gościem. Problem w tym, że część jego transferów odpaliła, a część totalnie zawiodła. Mowa tu oczywiście o Vesoviciu i Antoliciu. W Warszawie nie ma już Jozaka, który teraz wciska kit ludziom z Kuwejtu. Klafurić zostaje z totalnie nielogicznych powodów… już drugi raz zostawiony zostaje na stanowisku, które miał zajmować tylko tymczasowo.
Dublet jest po części jego zasługą. Każdy trener musi polegać przecież na materiale ludzkim, a także na szczęściu i okolicznościach.
Ale słuchajcie… naprawdę Legia nie mogła znaleźć zupełnie nikogo innego niż Brzęczek (którego i tak silniejszy gracz wyciągnął z Płocka) i Klafurić? Nie może też znaleźć nikogo innego niż Nawałka? Na znalezienie odpowiedniego trenera naprawdę był czas. Nie wmawiajcie, że jest inaczej – Jozaka ogarnięto w kilka dni.
Skoro potencjalni następcy Klafuricia są za drodzy, to po co prawie połowę budżetu mają pochłaniać pensje dla niepotrzebnych piłkarzy lub po prostu słabych piłkarzy? Pieniędzy się szuka na różne sposoby. A póki co Legia niby ma oszczędzać, ale z drugiej strony w zimie sprowadziła 10 nowych ludzi. To ma te pieniądze czy ich nie ma?
Kolejna sprawa – prezes Mioduski ciągle mówi o stabilizacji. Wiecie, kiedy postępowanie ws. Klafuricia miało sens? Rok temu. Pierwszy brak awansu do pucharów nie został przyjęty dobrze, ale jeśli planem awaryjnym na poprawę sytuacji miał być Jozak zamiast Magiery, to naprawdę wolałbym, żeby nawet trener, gdy poległ w Tyraspolu dostał szansę na odbudowę zespołu. Legia i tak zostałaby mistrzem, bez Jozaka, bez Klafuricia, bez Kepciji. Dziś naprawdę widzę, że tak by się stało.
Wtedy to byłaby stablizacja - nie oparłby się problemom, a efekt byłby taki sam. Wymiana opcji polskiej na chorwacką przyniosła tylko śladowe efekty. Jeśli to jest ten skok na wyższy poziom i coś, za co mamy kiedyś podziękować prezesowi Mioduskiemu... to chyba operujemy w różnych definicjach dziękczynienia.
Legia ma szansę jeszcze się uratować, są jeszcze dwie rundy eliminacji Ligi Europy. Dudelange i Drita to poziom pomiędzy Cork City i Spartakiem Trnava. Może się udać. Może… bo przecież Klafurić zostaje. A skoro zostaje, to spodziewam się dalszego upartego brnięcia w schemat, który jak na razie daje Legii więcej złego niż dobrego.
***
Praktycznie żaden z dziesięciu punktów z przedmeczowego tekstu nie został spełniony. Nasza zielona wysepka w Europie zawiodła już drugi raz. Brak awansu do Ligi Europy niektórzy odtrąbią jako pogrzeb. A ja będę i tak dalej o tym pisał, zarażony znieczulicą.
***
Pomyślcie jednak, jak muszą czuć się ci prawdziwi kibice, szczerzy w swojej miłości do klubu. Im towarzyszy smutek i ból. Tu naprawdę trzeba bić na alarm. Tłuste lata zaraz mogą się skończyć…