Co tu się odREALniło? Czyli wszystko, co można powiedzieć o Królewskich przed dzisiejszym meczem
Już dziś o 22:15 Real Madryt rozpocznie batalię o swój najważniejszy cel w tym roku, czyli dostanie się do Ligi Mistrzów 2019/20. Brzmi dziwnie? Fakt, ale w obecnej sytuacji ciężko o inne oczekiwania wobec ekipy z Santiago Bernabeu. To na jak najlepszym wyniku w LaLiga ma w tym sezonie skupić się drużyna Julena Lopeteguiego. Oczywiście, to Real Madryt i zawsze na początku sezonu będzie mówiło się o mistrzostwie, jednak wśród wielu Madridistas panuje pustka w sercu i brak nadziei na coś wielkiego, spowodowane wydarzeniami po zdobyciu Decimotercery. Skąd taki punkt widzenia i dlaczego jest z jednej strony właściwy, a z drugiej jednak nie do końca? Postaram się przybliżyć w kilku prostych punktach.
Zmiana trenera
Aż dwukrotnie, z wielu miejsc na świecie, było słychać niedawno dziwny trzask i szlochanie, to dźwięk pękających tyłków i lament wielu Madridistas po odejściu ukochanego Zizou. Francuz zauważył, że jego droga zwycięstwa w Madrycie dobiegła końca. Chwała Tobie Panie za taką decyzję, skoro trener nie ma pomysłu na przebudowę drużyny i zaskoczenie czymś rywali, dla dobra klubu odchodzi i daje klubowi szansę na rozwój, a nie bawi się w Wengera. Nazwisk kandydatów na stanowisko zaczęło się wymieniać dziesiątki, dziennikarze dotarli do tak odległej granicy absurdu, że padło nawet nazwisko Villas-Boas(XD), w końcu jest i on, cały na biało, największy wielbiciel Isco na świecie… Julen Lopetegui. Z dostępnych nazwisk nikogo lepszego ustrzelić się nie dało, były już trener La Roja ma sprawić, że hispanizacja drużyny, którą podczas wyborów na prezydenta Realu Madryt obiecywał Florentino Perez wkroczy w decydującą fazę i rozpocząć przebudowę drużyny bez największej gwiazdy.
Odszedł Cristiano…
Jak już wyżej wspomniałem, kibice Los Blancos tego lata zawyli z bólu dwukrotnie. Ronaldo rozpoczął burzę już kilka minut po Finale Ligi Mistrzów, zaczęły się spekulacje, potem plotki, odejdzie, nie odejdzie, smutny, zraniony, smutny, niedoceniony, smutny, przykro mu, smutny… Fani futbolu nie wierzyli, standardowe pierdololo: „Gra o kontrakt.”, „Perez mu nie pozwoli odejść bo stracił już Zidane’a”, „Jaki Juventus?”, „Cristiano nie odchodź błagam bo będę płakał!”. Ja tylko cierpliwie czekałem do końca tej niedługiej na szczęście szopki i w końcu mogłem powiedzieć z pełną satysfakcją „Zapraszam Wypierdal*ć!”, nie ma płaczu, nie chciał się nawet pożegnać. Ludzie zapomnieli, że Real to całe dekady historii, że nie zgromadził prawie połowy swoich trofeów w ostatnie 12 lat jak Barcelona, ludzie nie zdają sobie sprawy, że Cristiano przed przyjściem Luki Modricia zdobył dla Realu tylko 2 trofea w 3 lata. Na jego liczby pracowało zawsze kilkunastu zawodników. On nie wygrywał tego sam, jak zdarzało się to Messiemu. Od kilku sezonów był dostawiaczem nogi czy głowy, skutecznym jak diabli, fakt. Ale jednak nie był w stanie sam wykreować sobie sytuacji. Czy Real Madryt i jego kibice powinni być mu wdzięczni? Tak. Czy należy płakać i załamywać się po jego odejściu? Absolutnie nie.
Burza i domniemanie szalonego okienka
Po oficjalnym komunikacie o opuszczeniu przez Portugalczyka Santiago Bernabeu rozpoczęła się wrzawa, musi przyjść Neymar, musi przyjść Mbappe, muszą przyjść wszyscy. Otóż nie. Dwa kolejne ogłoszenia prosto od Florentino z jasnym przekazem. Real Madryt nie jest zainteresowany ani jednym, ani drugim napastnikiem PSG. Wtedy na medialny tapet wzięty został Hazard, to on miał być następcą Cristiano Ronaldo i nowym liderem ataku… piłkarz kreatywny, który nie specjalizuje się w strzelaniu goli, gość ma gorsze liczby od Garetha Bale’a, a gra znacznie więcej. Jego zwolennicy bronili go tym, że liczby są kiepskie bo to jednak TYLKO Chelsea… Mówimy o liczbach z ostatnich 5 sezonów żeby nie było, ta TYLKO Chelsea dwa razy była mistrzem Anglii, a on był tam numerem jeden. To piłkarz pokroju Isco, utrzymujący piłkę, z bajeczną techniką, często jednak bezproduktywny. Przyszli z kolei inni. Alvaro Odriozola, który ma ogromne szanse na to, żeby za maksymalnie dwa sezony wyprzeć ze składu chimerycznego bądź co bądź Daniego Carvajala. Dotarł pełnoletni w końcu Vinicius Junior, czyli kot w worku, ale jednak z rodowodem i wielkimi nadziejami. Thibaut Courtois, bramkarz nie tyle od Navasa lepszy, co młodszy(na dodatek dwukrotnie tańszy i nieporównywalnie bardziej doświadczony od Alissona będącego w tym samym wieku), oraz małe żuczki pokroju Łunina czy Raula De Tomasa, które nie będą mieć wpływu na jakość drużyny, podobnie jak wypożyczenia z klubu Achrafa, Kovacicia czy też Theo.
Ewolucja, nie rewolucja.
Dlaczego Florentino postąpił tak, a nie inaczej? Dlaczego nie powitaliśmy kolejnego Galactico? Sprawa jest prosta, Perez nie chce rewolucji, jest świadomy, że w ciągu maksymalnie trzech, może czterech lat pożegna jeszcze Keylora Navasa, Sergio Ramosa, Marcelo, Modricia, Benzemę oraz Bale’a i nie powinien teraz szaleć, bo nie wiadomo jeszcze na których pozycjach sprawdzi się liczna, niedawno sprowadzona młodzież, a na których potrzeba będzie wzmocnień wykraczających ponad układ słoneczny, na co również plan już jest, budowanie dobrych relacji na linii Madryt-Paryż jest właśnie po to, żeby ruszyć w odpowiednim momencie po najlepszego wtedy pikarza na świecie. Jedno jest pewne, Florentino należy się zaufanie, to niewątpliwie osoba najlepiej zarządzająca klubem w historii nowoczesnej piłki, z takim sternikiem statek Real Madryt nie utonie nigdy. Pytanie tylko, co z tym sezonem?
Liderów dwóch? Czterech? A może żadnego?
Od 2009 roku, nikt nie śmiał nazwać liderem drużyny kogokolwiek innego niż Cristiano Ronaldo, choćby jego wpływ na styl i kreatywność drużyny nie był najistotniejszy, on po prostu napierdalał bramy jak wściekły, chciałoby się powiedzieć, że „ktoś musiał”, jednak czy na pewno? To nie jest tak, że Real nagle strzelać będzie w sezonie o 50 goli mniej. Te bramki rozłożą się na większą grupę zawodników, również na pomocników takich jak Modrić czy Kroos, którzy od możliwości oddawania strzałów byli przez lata właściwie odcięci, i bramek zdobyli tyle, co kot napłakał, a przecież wiemy jak skutecznym pomocnikiem Toni był jeszcze w Bayernie.
Jednak zawsze potrzeba lidera, pierwszych skrzypiec, kibice mogą się głowić, bo wybór jest spory:
Bale przychodził do Madrytu jako „następna CR7” już 5 lat temu, a do tej pory nie miał kiedy tym następcą tak naprawdę zostać, urazy oraz ciągła nadludzka dyspozycja Portugalczyka nie pozwalały mu do końca rozwinąć skrzydeł, to prawdziwa ostatnia szansa dla nie najmłodszego już Walijczyka, zwłaszcza, że w ostatnim meczu poprzedniego sezonu udało mu się ponownie kupić serca Madridistas postawą w finale Ligi Mistrzów i na Bernabeu powraca już niemal jako legenda klubu.
Druga opcja, podryw na hiphopowca… a nie, Jese przecież nie jest w Realu już od dawna, zatem nie na hiphopowca. Drugi kandydat do przejęcia roli lidera z przodu to Marco Asensio, chłopak ma niesamowity talent, ale musi w końcu wejść na odpowiedni poziom, Hiszpan z holenderskimi korzeniami zachwyca świat futbolu swoimi pojedynczymi występami, jednak to będzie już jego trzeci sezon w pierwszej drużynie Królewskich i będzie musiał pokazać, na co tak naprawdę go stać i czy faktycznie jego talent jest na tyle duży, żeby zostać legendą Realu. Najwyższy czas Marco, Cristiano zdobywał złotą Piłkę, kiedy skończył 23 lata, Messi miał już dwie, a Neymar pomógł Barcelonie zdobyć w tym wieku tryplet. Pokaż co potrafisz, czekamy do następnego grudnia…
W kwestii liderowania, nie wolno zapominać, kto zasiadł w tym roku na ławce trenerskiej. Kiedy Julen Lopetegui objął reprezentację Hiszpanii, postanowił zbudować ją wokół Isco, facet którego gra niekiedy doprowadza do szewskiej pasji, „kółeczko, holowanie, kółeczko, wycofanie, itd.”, pod batutą baskijskiego szkoleniowca zamienia się w demona, strzela, walczy, asystuje. Tak zbudowana La Roja nie przegrała nawet jednego meczu i była maszynką do wygrywania spotkań. Jeśli w tym sezonie zobaczę takiego Isco, będę wniebowzięty.
Od kiedy pamiętam jest tak, że jakiś przekozak pozuje po mundialu uśmiechnięty z białą koszulką. W 2002 Luis Nazario de Lima, niepodważalna gwiazda numer jeden. W 2006 Fabio Cannavaro, kapitan zwycięskiej drużyny Włochów. W 2010 Młodziutki Mesut Oezil, eksplozja talentu i jedyny osiągalny wtedy do ściągnięcia(Hiszpanie albo byli piłkarzami Królewskich, albo grali dla Barcelony, a Holendrzy zbudowani byli na byłych piłkarzach Realu, w którym byli niewypałami). W 2014 James Rodriguez, król strzelców turnieju. 2018? Mbappe? Hazard? No cóż, tym razem najlepszy piłkarz turnieju, jak się okazało, już od 6 lat dzieli i rządzi w środku pola Królewskich, Luka Modrić to gość, któremu Cristiano powinien całować stopy przez co najmniej dwie dekady po zakończeniu kariery, bo gdyby nie mikry Chorwat, Ronaldo nie zdobyłby żadnej Złotej Piłki z ostatnich trzech.
Wiem jedno, liderem nie zostanie Karim Benzema, facet zwyczajnie nie umie strzelać goli, a ma czelność nazywać się napastnikiem. Algierczyk stracił ostatni argument który go bronił, nie zagra już więcej pod Cristiano, zatem prawdopodobnie stanie się kompletnie bezużyteczny.
Postawa piłkarzy, których wymieniłem wyżej może sprawić, że Real znowu dokona rzeczy wielkich, jednak każdy trzeźwo myślący Madridista wie, że to wszystko wielka niewiadoma. Wiadome jest jedno, tym razem Królewscy rzucają wszystkie siły na swoje podwórko, zwłaszcza, że mają w świadomości to, że Barcelona, zwłaszcza wiosną, może skupiać się na Lidze Mistrzów, którą Los Blancos byli nasyceni bardziej jedynie na przełomie lat 50tych i 60tych. Podobnie sytuację Hiszpańskich gigantów dla Footroll.pl opisuje dziennikarz Tygodnika "Piłka Nożna", komentator nC+, autor książek o najnowszej historii Barcelony, Realu i Atletico, Leszek Orłowski:
"Barcelona i Real przystępują do sezonu 2018-19 z nieco odmiennym nastawieniem. Drużyna z Katalonii jest nasycona triumfami na krajowej arenie, natomiast odczuwa silną potrzebę wygrania Ligi Mistrzów. Dla odmiany Real, który trzy razy z rzędu triumfował w tych rozgrywkach, zaniedbał krajowe podwórko i bardzo chciałby w tej kampanii zostać mistrzem Hiszpanii. Wszędzie zaś kibice zdają sobie sprawę, że bardzo ciężko jest wygrać wszystko… Właśnie owe różne priorytety mogą przesadzić o przebiegu rywalizacji na poszczególnych frontach. Jeśli bowiem chodzi o czysto piłkarskie porównanie siły obu hegemonów La Liga, to wychodzi ono na remis. Trener Barcelony staje przed zadaniem skomponowania zespołu z uwzględnieniem Dembele i Coutinho, czyli zawodników zakupionych wcześniej, ale jeszcze nie zintegrowanych. Może to się udać, albo nie. Z kolei Julen Lopetegui musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy bez Cristiano Ronaldo można grać tak, jak grało się z nim, czy też należy dokonać rewolucji personalnej i taktycznej? To także niełatwe zagadnienie…"
Trudno z się z Panem Leszkiem nie zgodzić. Sporo zagadek czeka nas w tym sezonie, zwłaszcza, że jak równy z równym, o wszystko walczyć będzie mocniejsze niż kiedykolwiek Atletico. Jak tę zagadkową batalię rozpoczną Królewscy? Przekonamy się już dziś o 22:15. Ja osobiście mam mieszane uczucia i nie wymagam trofeów, ale chcę wierzyć, że tak samo Gareth, jak i Marco wezmą ten niebywały ciężar na plecy i powiozą Real windą do nieba. Wprost, po 34 mistrzostwo Hiszpanii.