To przepraszam państwa #37 - Synowie Albionu, nie żadne bękarty
Anglicy mają za sobą najlepszy Mundial od niemalże 30 lat. Ostatni tak przyzwoity wynik osiągnęli we Włoszech w 1990 roku. Tam polegli w półfinale przeciwko Niemcom, którzy ostatecznie sięgnęli po Mistrzostwo Świata. Wyspiarzom niewiele brakło. Zadecydowały karne. Prawie nic nie wskazywało przed rosyjskim Mundialem, że drużyna Garetha Southgate’a będzie w stanie to powtórzyć. Przecież tę kadrę z trudem można było nazwać zespołem. Wydawało się raczej, że oglądamy zbieraninę piłkarzy, których akurat wylosował generator powołań. Southgate miał na nich pomysł, ale nikogo z nas, Brytyjczyków również się to tyczy, nie przekonywała jego wizja. Przecież był on szkoleniowcem, który na dobrą sprawę miał być jedynie tymczasowym selekcjonerem. Wszyscy pamiętamy bowiem zamieszanie, jakie wybuchło wokół Sama Allardyce’a, dzięki któremu pracę zyskał właśnie Southgate. Jego zatrudnienie spotkało się z wielką krytyką, a tamtejszy związek piłkarski zapewniał, że to tylko opcja tymczasowa, gdyż potrzebują czasu na negocjacje z menedżerem klasy światowej. Miał być Guardiola, miał być Mourinho i jeszcze kilka innych, wielkich nazwisk. Nie zdecydował się nikt, a Anglicy zostali z Garethem Southgatem, który był niewzruszony żadnymi komentarzami na jego temat i całą medialną burzą. On po prostu spokojnie pracował i budował reprezentację, która miała pomóc mu w odniesieniu sukcesu.
Półfinał i czwarte miejsce na minionym Mundialem niewątpliwie można podpiąć pod miano sukcesu. Anglicy byli przeszczęśliwi z tego, jaki wynik osiągnęła ich drużyna narodowa i nie do końca zwracali uwagę na styl, który przy tym prezentowała. Skupiali się za to na piciu piwa i robieniu memów o Harrym Maguirze. Styl pozostawiał jednak wiele do życzenia i uwagę do niego przykuli eksperci z innych krajów, twierdząc, że Anglicy nie powinni zajść tak wysoko, a dobre rezultaty to zasługa łatwej drabinki. To fatk, Wyspiarze mieli bardzo łatwą drogę do półfinału. W grupie mieli dwie bardzo słabe drużyny, przy czym Tunezja i tak napsuła im sporo krwi. W jednej ósmej finału mierzyli się z przekonującą tylko na tle Polski Kolumbią, która też musiała ich wymęczyć aż do karnych. W miarę gładko przeszli przez Szwedów, ale Skandynawowie też w zasadzie znaleźli się w tej fazie przypadkiem. Za mocni okazali się za to wycieńczeni dwiema dogrywkami Chorwaci, w meczu z którymi Anglicy byli kompletnie bezradni. To wszystko pozwalało nam z łatwością wykreować wizję angielskiej drużyny, która kompletnie nie zasługiwała na czwarte miejsce i która zostanie bezwzględnie zweryfikowana przez Ligę Narodów, w której to mierzyć mieli się z Hiszpanią i znajomą im Chorwacją.
Anglicy nie mieli jednak mierzyć się w trakcie tej przerwy reprezentacyjnej z obydwiema drużynami, a jedynie z La Furia Roja. Drugim rywalem, w ramach meczu towarzyskiego, była Szwajcaria, która też za kiepską nie uchodzi. Southgate lekko zaszalał z powołaniami. Nie trzymał się sztywno swojej mundialowej ekipy i choć zostawił jej rdzeń, to dodał do niej kilku piłkarzy, którzy w bardzo dobrym stylu rozpoczęli sezon, jak chociażby Luke Shaw czy Joe Gomez. Było jednak wiadomo, że formacja, jak i taktyka kompletnie się nie zmienią. Wymienione zostaną jedynie poszczególnie trybiki, które mogą zespołowi pozwolić na wydajniejsze działanie. Jak więc Anglia przebrnęła przez te dwa niełatwe testy? Faktycznie jest zespołem z przypadku czy jednak ekipą konsekwentnie budowaną według jakiegoś pomysłu?
Z Hiszpanią przegrali na Wembley 2-1. Ktoś, kto nie oglądał tego spotkania, mógłby powiedzieć, że piękny sen Anglików się skończył, bo teraz już drabinka i losowanie nie były przychylne. No przecież Hiszpanie odpadli w jednej ósmej finału na Mundialu, a Wyspiarze to w końcu półfinaliści, więc jak mogli przegrać i to jeszcze u siebie.?Trzeba było jednak obejrzeć spotkanie, by coś z niego wyciągnąć, a Anglicy mogli w nim dostrzec sporo pozytywów. Po pierwsze, siermiężny styl oparty na dośrodkowaniach wygenerowanych z nóg wahadłowych i stałych fragmentach działa, choć nie jest piękny. Anglicy zdobyli gola po płaskiej wrzutce Luke’a Shawa, który grał w tym spotkaniu właśnie na wahadle. Kapitalnie obsłużył Rashforda, który z bliskiej odległości musiał już tylko dołożyć nogę. Bramki, które Anglicy stracili, wynikały z kiepskiego krycia. Gra defensywna jest bowiem jeszcze do poprawy i kapitalnie funkcjonuje tylko, jeśli zestawi się obronę z tych samych zawodników, co na Mundialu. Gdy do składu dołączył Joe Gomez, nagle zaczęły tworzyć się problemy, ale wynikały one z tego, że defensor Liverpoolu jest kompletnie nieograny na poziomie reprezentacyjnym i nieprzyzwyczajony do tej formacji. Obrona musi więc nabrać jeszcze trochę ogłady, ale ofensywa działa kapitalnie i to nawet nie kosztem posiadania piłki, ponieważ było ono porównywalne dla obydwu drużyn w tym spotkaniu. Na koniec warto jeszcze dodać, że ta sama Hiszpania ograła wicemistrzów świata 6-0 kilka dni później, a z „przypadkowymi” Anglikami musiała się nieźle namęczyć.
Spotkanie ze Szwajcarami już udało się wygrać, choć w tym wypadku skład był urozmaicony o większą ilość testowanych piłkarzy. Obrona znów pozwalała na wiele, ale można ją wytłumaczyć tak, jak w powyższym przypadku. Tutaj grał Tarkowski, również nieobyty z reprezentacją. Trzeba dodać, że zarówno Gomez, jak i obrońca Burnley w swoim klubie występują w duecie środkowych defensorów, a nie tercecie, więc z braku przyzwyczajenia łatwo mogli generować błędy. Dobrze funkcjonowała za to ofensywa. Gola znów zdobył Rashford i jakżeby inaczej, po wrzutce. Podobnie jak z Hiszpanami, w tym spotkaniu Anglia również nie musiała oddawać posiadania piłki, by być skuteczniejsza.
Można więc śmiało wyrzucić do lamusa stwierdzenie, że Anglicy to przypadkowy zespół, który doszedł wysoko, bo akurat tak mu się ułożyło. Wyspiarze prezentują futbol, który nie gwarantuje nam wielkich zachwytów, a im imponujących zwycięstw. Może za to zapewnić korzystne wyniki, a to przecież o nie chodzi w piłce. Gareth Southgate stworzył wydajną maszynę z trybików, którymi dysponował, a trzeba przyznać, że czysto kadrowo, ta reprezentacja nie wygląda oszałamiająco. Anglicy podchodzący do Euro 2004 czy Mundialu 2006 mieli nieporównywalnie więcej gwiazd w swoich zespołach, a nie potrafili osiągnąć tego, co ta kadra. Tym bardziej należy przyklasnąć selekcjonerowi, że udało mu się taki zespół stworzyć. Anglia będzie ze swoich Synów Albionu jeszcze bardzo dumna, a wszelkie pomówienia o ich bękarcim rodowodzie można wyrzucić do śmietnika.