El Clásico a sprawa katalońska
Wywiady i felietony
15-10-2018

El Clásico a sprawa katalońska

-
0
0
+
Udostępnij

Wielkimi krokami zbliża się „El Clásico” albo jak kto woli „Derbi Español”. Określenia można stosować zamiennie, ale prosiłbym o nieużywanie sformułowania „Gran Derbi”. Żaden szanujący się kibic nie nazwie tak starcia pomiędzy Realem i Barceloną. Dlaczego? Powód jest prozaiczny. „Gran Derbi” to nazwa, którą stosuje się wobec starć pomiędzy Betisem i Sevillą. Proponuję to zapamiętać i nie popełniać tego błędu w przyszłości.

Fenomen rywalizacji pomiędzy dwoma hiszpańskimi hegemonami jest szalenie interesujący. Praktycznie w każdej profesjonalnej lidze piłkarskiej możemy wskazać spotkania szczególne, które w wyjątkowy sposób przyciągają uwagę fanów obu ekip, a także cieszą się dużym zainteresowaniem osób postronnych. W Anglii jednym z najważniejszych spotkań rundy są zawsze „North West Derby”, czyli mecze pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem United. Fani Serie A zacierają ręce, kiedy zbliżają się „Derby d’Itallia”, w których Juventus mierzy się z Interem, a w Niemczech piłkarscy kibice odliczają dni do „Riverderby”, czyli pojedynków pomiędzy BVB, a Schalke. Także w polskiej Ekstraklasie znajdziemy spotkania, które w wyjątkowy sposób elektryzują fanów. Mecze pomiędzy Wisłą, a Cracovią nie bez kozery nazywane są „Świętą Wojną”, bowiem historia i otoczka tych spotkań zawsze jest specjalna.

Pomimo tego jednak, że w każdym kraju znajdziemy spotkania niesamowicie ekscytujące, to jednak starcia Blaugrany z Los Blancos zajmują wyjątkowe miejsce na piłkarskim panteonie. Pozwolę sobie postawić tezę, że gdyby te dwa zespoły zamykały tabelę, to na ich rywalizację patrzyłby cały piłkarski świat. Powody takiego stanu rzeczy są dużo bardziej złożone i nie wynikają tylko z kwestii stricte sportowych.

 

Długi burzliwy romans

Madryt i Barcelona. Dwie hiszpańskie prowincje, które od zawsze ze sobą konkurowały.  Starcia sportowe są jednak tylko dopełnieniem, a wynikają z zupełnie innych czynników. Początków rywalizacji pomiędzy tymi dwoma regionami należy szukać w XII wieku, kiedy to Hrabstwo Barcelony zawarło unię personalną z Aragonią. Konsekwencją tych wydarzeń był niesamowity rozwój obu regionów, które zyskiwały wpływy na oddalonych terenach. Przez długi czas, bo aż do XV wieku, Katalonia pozostawała niezależna od korony hiszpańskiej. Wtedy właśnie Ferdynand Aragoński poślubił Izabelę Kastylijską i rozpoczął „romans”, który trwa do dziś. Od XVII wieku rozpoczęły się katalońskie bunty. Niezadowolony region kilkukrotnie określał się jako autonomiczna republika i zaznaczał, że Katalończycy są odrębnym narodem.

W latach 1701 – 1714 w Hiszpanii miała miejsce wojna sukcesyjna. O panowanie rywalizowali Filip V Burbon i Karol Habsburg, który został poparty przez Katalończyków. Filip V potraktował to jako wystąpienie przeciwko jego osobie i postanowił się zemścić. Jego wojska przez 14 miesięcy oblegały Barcelonę, by 11 września 1714 roku ostatecznie zwyciężyć. Katalonia utraciła ostatnie namiastki swojej niezależności. Region został wcielony do Hiszpanii, zlikwidowano rząd i zakazano porozumiewać się w języku katalońskim.

Totalna okupacja katalońskiego regionu trwała do końca XIX wieku. W 1914 roku tendencje autonomiczne w Katalonii zaczynają narastać. Zostaje utworzony związekMancomunitat de Catalunya”, który podjął działania na rzecz wyzwolenia regionu. Utworzono lokalny rząd, czego konsekwencją był powrót do używania języka katalońskiego. Władze dążyły do jak największego rozwoju lokalnego, co mogło by pomóc w odzyskaniu niezależności. Bardzo szybko jednak działania Katalończyków zostały stłumione. W 1923 roku władzę w Hiszpanii przejął generał Miguel Primo de Rivera. Zaledwie dwa lata po rozpoczęciu panowania postanowił rozwiązać wszystkie partie i organizacje, poza założoną przez niego Hiszpańską Unią Patriotyczną. Jedną z ofiar została katalońska „Mancomunitat”. Rivera rządził twardą ręką, ale jego działania nie przekładały się na gospodarczy rozwój Hiszpanii. Skutkiem tego w 1930 roku postanowił ustąpić ze stanowiska. Dla mieszkańców Katalonii znowu pojawiła się iskierka nadziei.

Krótko po upadku dyktatury, Hiszpania przyznała Katalonii tytuł regionu autonomicznego. Został określony oficjalny statut, a na samych terenach zaczynała panować względna normalność. Jednak historyczny rollercoaster dopiero się rozpędzał.

 

Generał Franco i kumulacja emocji

 Rok 1936 uważany jest za jeden z najczarniejszych w hiszpańskiej historii. Właśnie wtedy na półwyspie Iberyjskim wybucha wojna domowa. Na przeciwko siebie stanęli republikanie, który zostali poparci przez Katalonię oraz nacjonaliści, na których czele stał generał Francisco Franco. Nie zamierzam tutaj szczegółowo opisywać przebiegu hiszpańskiej wojny domowej. Jednak wydaje mi się, że już po samym wstępie można się domyślić, iż dla Katalończyków był to bardzo mroczny okres. Walki o zdobycie katalońskich terenów toczyły się do 1939 roku. Ostatecznie 26 stycznia 1939 roku Frankistowskie wojska przejmują Barcelonę, a tym samym całkowitą kontrolę nad obszarem Katalonii. Przeciwnicy polityczni Franco żyli w ciągłym strachy. Demonstracje niepodległościowe na ulicach były rozpędzane przy pomocy wojska.

Kiedy w 1940 wojska niemieckie zajęły Francję, postanowili wydać hiszpańskiej władzy Lluísa Companysa, który był ostatnim przedwojennym przewodniczącym „Generalitat de Catalunya”. Companys został skazany na śmierć, a wyrok wykonano na jednym z barcelońskich wzgórz. Jego ostatnie słowa brzmiały - Assessineu un home honrat. Per Catalunya! ("Mordujecie uczciwego człowieka. Za Katalonię!).

Katalońska niepodległość została całkowicie zniesiona. W kraju zapanowała zasada „una bandera, una patria, una lengua” (jedna flaga, jedna ojczyzna, jeden język).

 

Franco wspierał Real?

A jaką rolę w tym wszystkim odegrała FC Barcelona? Jedną z najgorętszych kwestii, którą sympatycy Dumy Katalonii zarzucają kibicom Los Blancos, jest współpraca madryckiej drużyny z generałem Franco. Rozwiążmy ten problem raz na zawsze. Tak, Real Madryt współpracował z frankistowskim reżimem. Nie rozumiem jednak, dlaczego ta kwestia budzi takie zdziwienie. Drużyna, która swoją siedzibę ma w stolicy Hiszpanii, która to jest siedzibą rządu, w sposób oczywisty musi z tym rządem współpracować. Szczególnie w czasach władzy totalalnej. Tak samo nie dziwi to, że Katalończycy wypominają to swoim rywalom. Co jednak dziwi? Przede wszystkim to, że polscy kibice tak chętnie żonglują tymi hasłami, a tak naprawdę nie wiedzą nic o historycznym podłożu całej sytuacji.

 

Czy pochwalam współpracę Realu Madryt z generałem Franco? Nie. Czy rozumiem, dlaczego do takiej współpracy doszło? Tak. To reżim opierał się na sukcesach Realu, a nie odwrotnie. Franco nie był wielkim piłkarskim kibicem. Zdarzało się, że pojawiał się na stadionie stołecznego klubu, ale były to sytuacje wyjątkowe. W pewien sposób sukcesy, które Real Madryt zaczął odnosić w Europie, pomagały reżimowi propagować swoją słuszność.

 

Podobną kulturowo/społeczną rolę spełniał stadion Barcelony. Podczas reżimu kataloński stadion był jedynym miejscem, gdzie Katalończycy mogli rozmawiać w swoim języku, używać swoich barw i manifestować swoje niepodległościowe nastroje. Była to pewnego rodzaju ostatnia świątynia katalońskiej autonomii.

 

 Wróćmy jeszcze do poprzedniej kwestii. To, że Real Madryt współpracował z Franco nie oznacza, że był przez generała szczególnie wspierany. Jeden z najczęstszych zarzutów brzmi – generał Franco robił wszystko, żeby upokorzyć klub ze stolicy Katalonii. Bujda. Jeżeli tak by było, to z całą pewnością Real Madryt był by hiszpańskim hegemonem w latach 1939-1954. Tak się składa, że w tych latach mistrzostwo Hiszpanii było zdobywane głownie przez Barcelonę i Atletico. W latach świetności frankistowskiego reżimu Real Madryt zdobył mistrzostwo raz i to dopiero w 1954 roku. Druga kwestia to sławny pogrom 11-1. Zgodnie z podaniami niektórych kibiców – generał Franco zasugerował piłkarzom Barcelony, że mają przegrać. Ta bajka urosła już do niesamowitych rozmiarów. Jak to w każdej zmyślonej historii bywa, jest w niej ziarno prawdy. Ustalmy jednak rzecz podstawową. To nie generał Franco wszedł do szatni Barcelony. On naprawdę miał komu zlecić to zadanie. Najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń podaje, że aktualny szef biura wszedł do szatni zawodników i oznajmił „Pamiętajcie, że gracie tutaj dzięki wspaniałomyślności reżimu, który przebaczył wam wasz brak patriotyzmu”. Można to zdanie interpretować bardzo dwuznacznie, ale już po latach zawodnicy Barcelony przyznawali, że sama wypowiedź nie miała nic wspólnego z rozwojem spotkania. Real Madryt był w zdecydowanie lepszej dyspozycji, a dodatkowo zawodnicy Barcelony bali się kibiców Los Blancos, którzy zachowywali się niezwykle agresywnie. O kiepskiej dyspozycji może świadczyć też fakt, że zaledwie rok wcześniej na koniec sezonu Barcelona ledwo uniknęła degradacji. Między spadającym Herculesem, a Blaugraną były tylko 2 punkty różnicy. Franco potrzebował sukcesów klubów, żeby umacniać swój reżim. Utrzymywał też bardzo dobre stosunki z Laszlo Kubalą i nie przeszkadzało mu to, że grał on w barwach Barcelony.

 

Najpiękniejsza rywalizacja w historii    

Kiedy rządy generała Franco upadły, Katalonia odzyskała swoją autonomię. Mało tego. Stał się to najbardziej niezależny region na terenie Hiszpanii. Mimo tego jednak cały czas pojawiają się głosy, że region chce całkowitej niezależności i wyłączenia ze składu Hiszpanii. Nie będę oceniał sytuacji bieżącej. Zarówno jedna, jak i druga strona sporu ma swoje racje, które są jak najbardziej zrozumiałe. Wiadomo jednak, że nie zanosi się na to, żeby napięcie w jakikolwiek sposób opadło. Zaszłości historyczne naznaczyły relacje między dwoma regionami. Rywalizacja między dwoma największymi hiszpańskimi klubami jest piękna. A nam pozostaje się cieszyć, że odbywa się ona bez rozlewu krwi.

 

Dotychczasowe statystyki starć dodatkowo podkręcają wagę spotkań. Do tej pory Real i Barcelona rywalizowały 237 razy. 95 razy triumfowała drużyna ze stolicy Hiszpanii, 92 razy cieszyli się fani Blaugrany, a równo 50 raz spotkanie zostało nierozstrzygnięte. Dotychczas w starciach między tymi klubami padło 787 goli. 401 dla Realu, a 386 dla Barcelony. Zarówno matematyka, jak i historia przekonuje nas że mamy do czynienia z niesamowicie fascynującą rywalizacją, a już na pewno ciekawszą niż „Gran Derbi”.

 

KAJETAN KOWALIK

Komentarze1
Musisz być zalogowany aby dodawać komentarze.

Najnowsze

Betclic wprowadza grę bez podatku. Od 11 marca każdy Gracz może wygrać więcej
-
+10
+10
+
Udostępnij
Główne
14-03-2024

Betclic wprowadza grę bez podatku. Od 11 marca każdy Gracz może wygrać więcej

Duże pieniądze za Szymańskiego. Oto kandydat do transferu Polaka!
-
0
0
+
Udostępnij
Newsy
Dzisiaj

Duże pieniądze za Szymańskiego. Oto kandydat do transferu Polaka!

Mistrz świata może zagrać w Barcelonie. Zaoferowano jego usługi!
-
0
0
+
Udostępnij
Newsy
Dzisiaj

Mistrz świata może zagrać w Barcelonie. Zaoferowano jego usługi!

Piłkarski GOŚĆ u Kubu Wojewódzkiego!
-
+34
+34
+
Udostępnij
Grafiki
19-04-2024

Piłkarski GOŚĆ u Kubu Wojewódzkiego!

Arturo Vidal i jego klub, w którym CHCIAŁBY ZAGRAĆ xD
-
+27
+27
+
Udostępnij
Grafiki
19-04-2024

Arturo Vidal i jego klub, w którym CHCIAŁBY ZAGRAĆ xD

Procentowe SZANSE NA WYGRANIE Ligi Mistrzów w tym sezonie!
-
+27
+27
+
Udostępnij
Grafiki
19-04-2024

Procentowe SZANSE NA WYGRANIE Ligi Mistrzów w tym sezonie!

KLUBY z Hiszpanii i Anglii w półfinałach LM w ostatnich latach!
-
+11
+11
+
Udostępnij
Grafiki
19-04-2024

KLUBY z Hiszpanii i Anglii w półfinałach LM w ostatnich latach!

MOCNY WPIS Obraniaka po meczu Lille - Aston Villa!
-
+1
+1
+
Udostępnij
Grafiki
19-04-2024

MOCNY WPIS Obraniaka po meczu Lille - Aston Villa!

HIT! Frimpong strzela gola na 1-1 w 90 minucie! Bayer Leverkusen nadal niepokonane... [VIDEO]
-
+20
+20
+
Udostępnij
Video
18-04-2024

HIT! Frimpong strzela gola na 1-1 w 90 minucie! Bayer Leverkusen nadal niepokonane... [VIDEO]

HIT! Manchester City rusza po gwiazdę Bayernu. Niemcy podjęli już decyzję!
-
+1
+1
+
Udostępnij
Newsy
yesterdaye

HIT! Manchester City rusza po gwiazdę Bayernu. Niemcy podjęli już decyzję!