To przepraszam państwa #40 - Trening Narodów
Marzyliśmy, naprawdę marzyliśmy o Wielkiej Piłkarskiej Rzeczypospolitej. Marzył Tomasz Hajto, który po losowaniu grup na Mundial twierdził, że bez problemu zajmiemy pierwsze miejsce, marzyłem ja, marzyliście wy, którzy czytacie ten tekst. Mówi się, że marzenia się spełniają i wcale nie twierdzę, że tak nie jest, ale to, co wiem na pewno, to fakt, że niektóre nas zawodzą. Polacy zagrali dramatyczne Mistrzostwa Świata i w zasadzie trudno było nam to wytłumaczyć, choć próbowali wszyscy. Sztab pisał jakieś raporty, a potem dziennikarze interpretowali je na swoje sposoby. Każdy miał tysiąc hipotez, ale nie dowiemy się, co tak naprawdę zawiodło. Po Mundialu został zwolniony Adam Nawałka, choć wiele osób chciało, by został. W końcu to on był ojcem dotychczasowych sukcesów i nie można oceniać go tylko i wyłącznie przez pryzmat kilku nieudanych spotkań, które nie musiały być jego winą. Równie odpowiedzialni byli przecież piłkarze, a ich nikt nie zwolnił. W zasadzie to nie mam do końca racji, bo niektórzy reprezentanci pożegnali się z kadra, kiedy przejął ją Jerzy Brzęczek.
No właśnie, Jerzy Brzęczek. Miałem mieszane i nawet delikatnie wstrząśnięte odczucia względem tej decyzji Zbigniewa Bońka. Nie ma wątpliwości, że były zawodnik Juventusu postawił na nogi nasz ojczysty futbol, dokonując wielu zmian w Polskim Związku Piłki Nożnej, ale nie jest przecież człowiekiem nieomylnym. Nie ma też szóstego zmysłu, choć teraz Radosław Kotarski pewnie strzeliłby mnie z placka w potylicę, twierdząc, że zmysłów i tak każdy ma więcej niż 6. To prawda, ale przecież nie ja wymyślałem to powiedzenie, to co teraz będę kanony zmieniał. Kto mnie posłucha? No nikt. Wracając jednak do tematu i podsumowując ten rozwlekły wywód, zatrudnienie Jerzego Brzęczka, w momencie kiedy wszyscy oczekiwali znanego zagranicznego nazwiska było niezwykle ryzykowne. Jeśli chodzi o mnie, nie byłem ani bardzo sceptycznie nastawiony, ale też daleko było mi do pełnej radości i satysfakcji. Ufałem Bońkowi, bo z jakiegoś powodu mam do niego słabość i po prostu czekałem na to, co nowy Pan Selekcjoner wykombinuje.
Czasownik „kombinować” okazał się później słowem kluczem. Debiutowały rozgrywki Ligi Narodów. Nie mieliśmy łatwej grupy, bo ledwo co załapaliśmy się do najwyższej z możliwych dywizji. Gdybyśmy w ostatnich latach grali nieco gorzej, to zestawiono by nas w Dywizji B z zespołami, które niewątpliwie są bliżej naszego poziomu niż Portugalia i Włochy. Trzeba jednak przyznać, że mogliśmy trafić znacznie gorzej, bo ani Azzurri, ani Mistrzowie Europy nie wydawali się obecnie najmocniejszymi z rywali. Nie wiem jak wy, ale ja, gdybym wiedział, że czeka mnie spotkanie w ramach europejskich rozgrywek, a nie towarzyskiego turnieju i to z zespołami o takiej renomie, zrobiłbym wszystko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, czyli po prostu wystawiłbym sprawdzony zespół, złożony z doświadczonych zawodników. Miejsce na próbowanie zostawiłbym na mecz z Irlandią, ale spotkania z Włochami i Portugalią potraktowałby, jak starcia na Mundialu. W końcu nie gramy o złote kalesony i pietruszkę, a o zwycięstwo w tychże zawodach. To znaczy, przynajmniej tak powinniśmy założyć, skoro już się w nich znaleźliśmy. Problem w tym, że Jerzy Brzęczek uznał Ligę Narodów za poligon testowy albo zwyczajnie ktoś mu nie powiedział, że to nie są mecze towarzyskie, tylko teraz jest taka tendencja, że jak się gra rekreacyjnie, to od razu mecz i rewanż. Chyba, że ktoś coś źle wydrukował w terminarzu i gdzieś było napisane, że to Trening Narodów, nie wiem.
Mało tego, nasz selekcjoner miał jeszcze czelność na konferencji pomeczowej powiedzieć, że cały sztab zrobił wszystko, by z Dywizji A nie spaść. Otóż nie. Cały sztab zrobił wszystko, by przekonać się, jakie rozwiązania są dla polskiej reprezentacji beznadziejne i ta misja zakończyła się sukcesem, bo okazało się, że wszystkie do tej pory testowane.
Jestem w stanie zrozumieć, że w świecie, w którym uszczuplono nam liczbę meczów stricte towarzyskich, jest coraz mniej miejsca na sprawdzanie nowych pomysłów, ale trzeba sobie radzić z tym w inny sposób, niż wygospodarowywaniem spotkań o stawkę na starcia badawcze. Mało tego, jestem w stanie też pojąć zmianę formacji, przy włożeniu w niej najlepszych obecnie polskich zawodników, bo każdy trener ma swoją wizję. Sam wtórowałem, gdy Jerzy Brzęczek decydował się na zagranie zestawieniem 4-3-1-2, bo idealnie wpasowywała się ona w formę naszych zawodników. Polacy są obecnie w dobrej dyspozycji, jeśli są napastnikami lub środkowymi pomocnikami. Skrzydłowi w klubach nie istnieją. Okazało się ostatecznie, że nasza reprezentacja, przyzwyczajona przez lata do ustawienia stosowanego przez Nawałkę, niekoniecznie odnajduję się w powyższej formacji, więc zrozumiałym jest fakt, że w przerwie ulegała ona zmianie. Tylko dlaczego Jerzy Brzęczek próbował ją implementować kilka razy, zamiast po pierwszym fiasku sobie odpuścić? Tego nie rozumiem. Przecież próbowanie tego samego rozwiązywania i oczekiwanie innych rezultatów jest szaleństwem.
Mało tego, to czego jeszcze bardziej nie mogę pojąć, to coś, co powinno być zarezerwowane tylko i wyłącznie dla meczów towarzyskich, czyli testowanie zawodników. Dlaczego na Włochów wyszedł nieograny Reca? Jerzy Brzęczek chciał sprawdzić, czy niewystępujący w klubie zawodnik nie podoła fizycznie pełnych 90 minut? No brawo, teza potwierdzona, nie podołał. Dlaczego na Italię wychodzi linia pomocy z Góralskim, Linettym i Szymańskim? Karol automatycznie w takim zestawieniu musi wyjść na lidera, a dobrze wiemy, że nie potrafi nim, być, więc to już jest strzał w kolano. Góralski to zawodnik na granicy reprezentacji, a Szymański to po prostu niezły ligowiec, którego ograliby Włosi z Serie B, nie wspominając już o gwiazdach tego kraju.
Obowiązkiem Jerzego Brzęczka było reprezentować nas jak najlepiej w rozgrywkach Ligi Narodów, a gołym okiem widać, że były menedżer Wisły Płock zbagatelizował rozgrywki, których nie śmiali zbagatelizować selekcjonerzy Francji czy Hiszpanii. Kim jest więc Jerzy Brzęczek, że może sobie uznać, które spotkania pójdą dla nas na stratę, a które nie? Nie miałbym żalu do selekcjonera za to, że Polska odpadła, gdyby chociaż wyglądała na taką, której zależy. Tego nie dała po sobie jednak poznać, przez co Brzęczek stracił wiele w moich oczach. Nie jestem za tym, by od razu go wyrzucać, ale mam nadzieję, że będzie to sroga lekcja, po której selekcjoner będzie dobrze wiedział, kiedy jest czas na trenowanie i sprawdzanie nowych rozwiązań, a kiedy na wypruwanie z siebie żył.