The Swindler One - jak Mourinho mami kibiców. Lany Poniedziałek #6
Niebezpodstawnie zakładam, że mam tu do czynienia w głównej mierze z męską publiką, więc śmiało mogę posłużyć się przykładem z życia niejednego faceta. Zapewne każdy z Was starał się pewnie kiedyś o względy pięknej, silnej i niezależnej kobiety. Wszystkim, którym się udało i są w szczęśliwych związkach serdecznie gratuluję, a tym dalej będącym singlom mówię klasyczne „bo to zła kobieta była”. Najgorsze są takie, które pieprzą Wam, że nie są jeszcze gotowe na związek, ale nie zbędą Was od razu, bo w sumie to fajnie jak ktoś koło nich lata. Dziewuszki-atencjuszki, co to niby boją się bycia zranioną, a w ostateczności ranią najbardziej tę drugą osobę, mówiąc po kilku miesiącach: „Nie widzę Cię jako swojego przyszłego partnera, przykro mi”. Ale wcześniej bukiet róż i bransoletkę za 300 zł przyjmowały z wielką ochotą, napomykając przy okazji: „Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.” Bla bla bla, niestety miłość jest ślepa i w wielu przypadkach facet nie zauważa, że kobieta się nim po prostu bawi, żyjąc bezpodstawną nadzieją, że kiedyś zdobędzie jej serce.
Old Trafford, 16 kwietnia 2017
Tego dnia na murawę Teatru Marzeń, by zmierzyć się z Manchesterem United przyjechała londyńska Chelsea, rozpędzona niczym bolid Formuły 1, pewnie zmierzająca po tytuł mistrza Anglii, z Edenem Hazardem w kapitalnej formie. Ten sam belgijski jegomość został w tym meczu perfekcyjnie schowany do kieszenie przez Andera Herrerę, który nie dość, że koncertowo wyłączył z gry asa „The Blues”, to błyszczał w ofensywie. Asysta przy pierwszej bramce Marcusa Rashforda, oraz zdobyty gol. Hiszpan wpisał się na listę strzelców, mając odrobinę szczęścia, po tym jak piłka odbiła się po jego strzale od piłkarza Chelsea. To jednak nie umniejsza jego zasług w tym spotkaniu – był absolutnym Man Of The Match.
Z cyklu "On do szatni, a ty za nim."
Emirates, 3 grudnia 2017
Tym razem wyjazd do Londynu na spotkanie z Arsenalem, które z przebiegu tamtego meczu powinno na chłopski rozum zakończyć się zupełnie inaczej. Kanonierzy grali, Diabły świętowały po zdobytych bramkach. Szybko zdobyte dwubramkowe prowadzenie pozwoliło podopiecznym Mourinho przyjąć jego ukochaną taktykę murowania własnej bramki, w której dwoił się i troił David De Gea, a jedna z jego podwójnych interwencji została okrzyknięta paradą sezonu w Premier League. Sposób na hiszpańskiego kozaka znalazł Alexandre Lacazette, co na nic się zdało, bowiem kilka minut później United powrócił do dwubramkowej przewagi jedną akcją. To był popis taktyczny Mourinho, zwycięstwo w jego ulubionym stylu.
Old Trafford, 10 marca 2018
I powracamy do domu United, które tego dnia mierzyło się z Liverpoolem, gdzie błyszczał egipski gwiazdor, Faraon Mohamed Salah. Tego dnia nie błyszczał, bowiem rolę Herrery z potyczki z Chelsea przejął Ashley Young i schował najlepszego piłkarza ligi ubiegłego sezonu do kieszeni, choć później na Twitterze prześmiewczo przyznawał się, że wcale go tam nie ma. O strzelanie goli tego dnia zadbał Marcus Rashford, zdobywca dwóch bramek. Pierwsze 45 minut tamtej konfrontacji to najlepsza połówka w wykonaniu Diabłów za Mourinho, jaką widziałem. „The Special One” popuścił lejce w ofensywie, pozwalając swoim zawodnikom się wyszaleć, co zaowocowało kompletnym stłamszeniem Liverpoolu. Wszystko układało się świetnie również w drugiej połowie, do feralnego samobója Erica Bailly’ego, ale koniec końców udało się dotrwać do końca z korzystnym wynikiem i odnieść bardzo cenne zwycięstwo.
Etihad, 7 kwietnia 2018
Okazja, która Manchesterowi City nie przytrafi się przez najbliższe 50 lat. Odwieczny rywal przyjeżdża na ich stadion, wystarczy go pokonać, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zdobyć przysłowiowy szacun na mieście, a także na jego oczach świętować kolejne mistrzostwo Anglii, zdobyte w imponującym stylu i z ogromną przewagą. I wszystko zdaje się iść zgodnie z planem. Gole Kompany’ego i Gundogana sprawiły, że straciłem wtedy jakąkolwiek wiarę w korzystny rezultat. Spodziewałem się tego, że to będzie jeden z moich najczarniejszych dni w historii kibicowania United. Jakże miło jest mi teraz powiedzieć, że przeogromnie się pomyliłem! Niesamowity come back, świetny mecz Paula Pogby, 2 asysty Sancheza i Smalling odkupujący swoje winy. Ależ to był mecz!
Wembley, 21 kwietnia 2018
Półfinał Pucharu Anglii, United mierzy siły z Totenhamem. Podopieczni Mauricio Pochettino od razu rzucili się swoim przeciwnikom do gardeł, co zaowocowało szybkim golem Dele Alliego. A później do głosu doszedł United. Przejęcie Pogby pod polem karnym przeciwnika, wrzutka do Sancheza i wyrównanie. W drugiej połowie Lingard oddaje piłkę do Herrery, a ten strzałem zza szesnastki pokonuje Llorisa, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie, którego „Czerwone Diabły” nie wypuściły na rzecz „Kogutów” do ostatniego gwizdka sędziego. Respect, Jose! Kolejny finał! Jesteś wielki! Dobrze, że Cię mamy! Prowadź nas ku zwycięstwu!
Turyn, 7 listopada 2018
Liga Mistrzów, najbardziej prestiżowe rozgrywki na Starym Kontynencie. Być może już niedługo (#Superliga), ale na razie nikt nie ma do Champions League pod względem otoczki żadnego podjazdu. „Czerwone Diabły” pojechały na Allianz Stadium stawić czoła jednemu z głównych faworytów do końcowego triumfu, z genialnym Cristiano Ronaldo w składzie. I ten właśnie Ronaldo otworzył wynik spotkania kapitalnym strzałem z woleja, wprawiając kibiców „Starej Damy” w ekstazę. Oto ich nowy crack w końcu przełamał się w Lidze Mistrzów, mają to, na co czekali. Mourinho pozostał jednak niewzruszony. Posłał do boju Juana Matę i Fellainiego i dwoma stałymi fragmentami załatwił sprawę. Najpierw Mata z wolnego zdobył również pięknego gola, a potem Fellaini przedłuża dośrodkowanie Younga i po mini-kotle piłka ląduje w bramce Szczęsnego. Po meczu Żoze dolał oliwy do ognia, uciszając kibiców Juve, do czego miał pełne prawo. Ręka przystawiona do ucha jako gest zemsty za obrażanie jego i JEGO RODZINY to najniższy wymiar kary. Każdy, który się tego dopuścił powinien dostać w zęby, ale Jose wolał świętować niż po kolei wymierzać sprawiedliwośc każdemu z tych debili. Zrobił to w swój sposób, zwracając na siebie uwagę jupiterów. Glory Jose! Glory United! Wraca stary dobry „The Special One”…
…tzn. „The Swindler One”…
…czyli oszust. Człowiek, który mami kibiców pojedynczymi sukcesami, niczym ta wspomniana we wstępie kobie…osobniczka płci żeńskiej, zwodząca faceta słodkim tekstami, czasem dająca z przymusu buziaka w policzek, czasem nawet chwytająca za rękę, podbudowująca męskie ego i samoocenę. Niestety, tylko na chwilę, do następnego razu, kiedy będziesz chciał ją ująć za dłoń niczym kobietę swojego życia, którą ta głupia pizda z pewnością nie jest, i napotkasz opór okraszony niezbyt wysublimowanym i niezbyt elokwentnym: „Co ty, kurwa, robisz?”. I tak jest z Mourinho w United. Swoimi archaicznymi metodami takimi jak: ustawianie autobusu, krycie indywidualne, stałe fragmenty gry, lub jak w spotkaniu z Liverpoolem bardziej ofensywne przysposobienie drużyny uda mu się wygrać z pozoru ważny mecz. Z pozoru, bo Chelsea i City i tak zdobyły mistrzostwo Anglii, zwycięstwa z Arsenalem i „The Reds” niewiele zmieniły w układzie tabeli, a finał FA Cup został przez „Czerwone Diabły” koncertowo przerżnięty.
Marazm, marazm everywhere…
Wszystkie te niby wielkie triumfy to tylko małe wyjątki od spotkań, w których United nierzadko gubi punkt lub nawet 3, a kibice cierpią katusze. Po każdym z tych wymienionych przeze mnie meczów w fanów wstępuje nadzieja, która każe iść na forum internetowe i głosić, że „Wiekie United powraca! Przeciwnicy Mourinho dupa cicho! Lecimy po mistrza!” Taaa…a potem przychodzą spotkania z Huddersfield, Brightonem, czy innym West Bromem, gdzie obrona robi się dziurawa jak szwajcarski ser i kopacze pokroju Laurent’a Depoitre’a, Glenna Murray’a czy Salomona Rondona robią z defensywą United, co chcą. „Czerwone Diabły” niby próbują, ale obraz gry przez 90 minut takiego meczu wygląda tak samo. Długa piłka na Lukaku, Fellaini wprowadzony na ostatni kwadrans, bo w końcu lepsze dwa wielkie chłopy na schwał niż jeden i liczenie na cud.
Tytułowy marazm jeszcze bardziej uwidacznia się w meczach z dużymi firmami. Chociażby finał Pucharu Anglii przeciwko Chelsea, gdzie United nie potrafił dojść nawet pod bramkę przeciwnika, a Lukaku został wyproszony z pola karnego na 90 minut. I sięgając pamięcią najbliżej – wczorajsze Derby Manchesteru, koncert w wykonaniu piłkarzy Guardioli, mających mecz przez cały czas pod kontrolą. Nie obchodzi mnie już dziś karny Martiala, po którym coś tam zaczęliśmy przebąkiwać w ofensywie, ale nie przełożyło się na żadne konkrety. Pep po raz kolejny pokazał, że Mourinho jest nikim w porównaniu z nim, a z taką grą „Czerwone Diabły” mogą czekać na kolejne mistrzostwo Anglii dłużej niż Liverpool.
Wiecie, do czego zmierzam prawda?
Kto będzie „tą tym jedynym”?
Nadal upieram się przy kandydaturze Eddiego Howe’a, który z Bournemouth przechodzi przez kryzysy suchą stopą. W jego „związku” z Vitality Stadium zdarzają się czasem ciche dni, ale w którym ich nie ma? Chciałbym, aby dostał do pracy lepszy materiał ludzki niż ma w drużynie „Wisienek”. Albo sprawdzi się to, co mówiłem, czyli, że z tego gościa będzie wielki trener, albo przepadnie z kretesem. Ale wcale nie widzę powodu, dla którego nie wypada nie dać mu w przyszłości szansy. I za przeproszeniem, proszę sobie wsadzić argument o tym, że nie trenował wielkiego klubu tam, gdzie słońce nie dochodzi. Przykład Fergusona trenującego…Aberdeen przed objęciem sterów w United powinien zamknąć usta wszystkim przeciwnikom. Pamiętajcie, że nikt nie rodzi się od razu wielkim trenerem, tak samo jak nie od razu zazwyczaj znajdzie się miłość swojego życia, o której często tu dziś wspominałem. Ale kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. Choć może bardziej pasowałoby „Kto nie ryzykuje, ten triumfów nie święci”.
[Zobacz też: Ramos znowu to zrobił! Tłumaczenie jest najlepsze xD]