Reaktywacja Janoty - szkoda, że tak późno...
W Polsce mamy tendencję do przyczepiania piłkarzom różnych łatek, które później ciężko jest odkleić. Sztandarowy przykład: "Borysiuk potrafi uderzyć z dystansu". I choćby ten Borysiuk przez cały sezon 9/10 strzałów ładował w trybuny, to i tak eksperci i komentatorzy będą mówić, że Borysiuk potrafi przymierzyć i absolutnie nie wolno mu zostawiać wolnej przestrzeni przed polem karnym. Podobny problem z łatką miał bohater dzisiejszego felietonu - Michałem Janotą. Na szczęście w końcu zaczął udowadniać, że pogłoski o jego wielkim talencie nie wzięły się z niczego.
"Ma wielkie umiejętności techniczne", "Potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność za grę", "Umie posłać kapitalne prostopadłe podanie" - tak reklamowany był Janota, kiedy w 2012 roku przychodził z Go Ahead Eeagles do Korony Kielce. Wszystkim się wydawało, że kielczanie ściągają kozaka, który w Ekstraklasie będzie się bawił i za moment znowu wyjedzie za granicę. Jednak rzeczywistość okazała się dla Janoty dość brutalna - w 76 ligowych meczach dla Korony zdobył zaledwie 7 bramek i zaliczył 10 asyst. Chyba nie zaskoczę Was, jeśli powiem, że nie był nominowany do Złotej Piłki. Jednak patrząc na to, co się działo później z karierą Janoty, Kielce to i tak był dla niego dobry czas.
Pogoń, Górnik, Podbeskidzie - w trakcie 43 występów w tych drużynach zaliczył...1 bramkę i 3 asysty. No po prostu dramat. Napiszecie, że mam jakiś fetysz liczb, bo skupiam się głównie na nich, a w piłce cyferki nie oddają wszystkiego. Ok, zgadzam się, ale po pierwsze - liczby są z reguły najbardziej miarodajne, po drugie - od ofensywnego pomocnika po prostu trzeba wymagać konkretów w postaci asyst i bramek, a po trzecie - nie tylko liczby Janota miał złe. Cała jego gra była bardzo kiepska, rzadko brał na siebie odpowiedzialność w czasie meczu, a jak już się pokazał, to z reguły kończyło się na stracie. No i creme de la creme - jego legendarny powrót za piłkarzami Ruchu w Wielkich Derbach Śląska... przy tej żenadzie niski pressing Orłów Nawałki wygląda jak finałowa scena z "Braveheart".
Kiedy wydawało się, że Janota zakończył już poważne granie i teraz będzie tylko odcinał kupony od swojego talentu, zgłosił się po niego Zbigniew Smółka, który wówczas prowadził Stal Mielec. I wygląda na to, że uratował 28-latkowi karierę. Były piłkarz Korony ewidentnie odżył, zakończył sezon z bardzo przyzwoitymi liczbami i był zawodnikiem, o którego trener Smółka opierał całą ofensywną grę. Przy odrodzeniu Janoty z pewnością duże znaczenie miała wizja gry trenera. 46-latek nie jest zwolennikiem typowej dla polskiej piłki kopaniny i lagi do przodu - zdecydowanie bliższy jest mu futbol kombinacyjny, a w nim Janota odnajduje się znakomicie.
Skończył się sezon, a wraz z nim skończyła się misja Smółki w Mielcu. 46-latek przyjął ofertę Arki Gdynia, a wraz z nim na Pomorze powędrował Janota. Absolutnie nie może to dziwić, trener z Wrocławia jako jedyny znalazł sposób na dotarcie do wychowanka UKP Zielona Góra, więc dalsza współpraca obu panów była czymś naturalnym. Jednak wydawało się, że teraz Janota będzie mieć ciężej. Przechodzi na wyższy poziom rozgrywkowy no i ma o wiele większą konkurencję, ponieważ z Korony zostali sprowadzeni naprawdę dobrzy jak na naszą ligę rozgrywający- Aankour i Cvijanović.
Janota jednak znowu zaskoczył - posadził obu panów na ławce, a sam stał się niekwestionowanym liderem poczynań ofensywnych Arki. Jak oglądam 28-latka w tym sezonie, to naprawdę jest mi ciężko uwierzyć, że to ten sam piłkarz, co 3 lata temu. Zmienił się nie do poznania - kapitalny drybling, świetne czucie piłki, masa konkretów pod bramką rywali no i przede wszystkim - wielka boiskowa inteligencja, która w naszej lidze stanowi spory towar deficytowy, żeby nie powiedzieć, że łatwiej spotkać metalowca na koncercie Ariany Grande, niż zobaczyć odrobinę pomyślunku w grze polskich ligowców.
Najlepszym podsumowaniem występów Janoty z tego sezonu był ostatni mecz Arki w Legnicy. Bramka, asysta, nieustanne stwarzanie zagrożenia pod bramką rywala. I nie ma tutaj znaczenia klasa rywala, bo nie licząc pierwszego meczu z Wisłą w Krakowie, 28-latek z reguły wyróżnia się na tle swojej drużyny. Chyba nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że obok Pavelsa Steinborsa jest to najważniejszy zawodnik ekipy Zbigniewa Smółki. I raczej nie wyślecie mnie na badania do szpitala specjalistycznego, jeśli postawię tezę, że Janota to w tym momencie TOP 3 rozgrywających Ekstraklasy.
Jako że jestem urodzonym sceptykiem, muszę dodać do tej laurki łyżeczkę dziegciu. Smutne jest to, że Janota dopiero w wieku 28 lat zaczął grać na miarę swojego potencjału w klubie z Ekstraklasy. "Lepiej późno niż wcale" powie ktoś i ja się z tym zgodzę, ale medal ma 2 strony. Jeśli x lat temu zawodnik naprawdę zapowiadał się na duży talent, świetnie grał w młodzieżowych reprezentacjach i piłkarskie szlify zbierał w Holandii, to dlaczego odpalił dopiero teraz? Sam zawodnik po części wytłumaczył to w sierpniowym wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" : Dzięki trenerowi Smółce ustabilizowałem formę w Stali Mielec. Trzymał nade mną bat. Dobrze wie, że ja tego potrzebuję. I powiedziałem mu to otwarcie. Byliśmy wobec siebie szczerzy. Podkreślił też, że ma ciężką osobowość i to momentami był jego duży problem. No i słusznie zauważył, że na formę piłkarza składa się kilka czynników, które muszą równocześnie zagrać. U niego wszystko zagrało dopiero w Stali Mielec.
Co jednak cieszy, udało mu się w porę okiełznać ten charakter, dzięki czemu może teraz pokazywać swoje umiejętności. Tydzień temu napisałem felieton o Stiliciu, który w wielu rzeczach jest podobny do Janoty - doświadczenie, pozycja, przygody zagraniczne...tylko ich obecny moment w karierze skrajnie się różni. Semir zdaje się być totalnie wypalony, natomiast Janota dopiero zaczyna pokazywać, na co go stać. Mówił nawet, że marzy o powołaniu do reprezentacji. Uważam, że...jest to naprawdę prawdopodobne. Jeśli chodzi o pozycję trequartisty, to nie mamy zbyt wielkiego urodzaju. Nawet grający w podstawowym składzie kadry Zieliński został przesunięty tam trochę z musu. A poza nim? Jest Sebastian Szymański, który ma bardzo duże umiejętności, ale jeszcze sporo pracy przed nim i znajdujący się pod formą Starzyński. Jeśli chodzi o względnie poważne kandydatury, to w sumie tyle.
Dlatego jeśli Janota podtrzyma formę, nie zdziwię się, jeśli w czasie wiosennych przerw reprezentacyjnych będzie zwolniony z treningów z Arką. Bardzo mu tego życzę, bo będzie to stanowiło kapitalny przykład dla innych polskich piłkarzy, że warto czasem zacisnąć zęby i trochę ciężej potrenować, bo nigdy nie wiadomo, kiedy los się do ciebie uśmiechnie.