ItalJANA #18 - (Nie)oczywista legenda
Jeżeli mówimy o legendach klubu, mamy na uwadze ludzi, którzy w jakiś sposób się dla niego zasłużyli. Wpływa na to wiele czynników: świetna gra prowadząca do sukcesów, charakter pozostawiony na boisku, czy lojalność względem klubu i kibiców. Posiłkując się przykładem mojego Milanu i kierując się podanymi kryteriami można podać trzy przykłady z brzegu, które to wykazywały: Kaka, Gennaro Gattuso i Paolo Maldini. Byli to zawodnicy, którzy w tłustych latach klubu zapisali się złotymi zgłoskami w jego historii. Jak wiadomo, w czerwono-czarnej części Mediolanu doszło do wielkiego odchudzania i grubas pożerający wszystko zmizerniał do poziomu "suchoklatesa". W tak ciężkim okresie nie jest łatwo wskazać człowieka, który mógłby wyjść przed szereg i kibice mogliby powiedzieć, że „on jest legendą”. Bohaterem dzisiejszego odcinka „ItalJANY” będzie człowiek, który na takie miano zasłużył w stu procentach, a jego wybór na pierwszy rzut oka nie jest oczywisty.
Ignazio Abate kojarzy się wielu jako typowy piłkarz z ligi włoskiej. Kiedyś się zapowiadał na konkretnego grajka, przeszedł drogę jak wielu z nich i można stwierdzić, że więcej ze swojej kariery nie wyciśnie. We Włoszech taki zawodnik zalicza kilka spotkań w reprezentacji narodowej do momentu, w którym jest w stanie coś jej dać i od razu zostaje zastąpiony przez nowszy model. 32-latek z Sant’Agata de’ Goti idealnie wpasował się w ten obraz.
Włosi mają jeszcze jedną cechę, która odróżnia ich od pozostałych nacji. Jest nią długowieczność piłkarzy, którzy jak im zdrowie pozwoli grają nawet do czterdziestki. Jest to cecha często spotykana u napastników, o których mówi się „spóźnieni bomberzy”. Obrazek znany i potwierdzany przez wiele przypadków. Na przykład Dario Hubner i Luca Toni oraz „odkrycie” ostatnich dwóch sezonów – Fabio Quagliarella. Wygląda na to, że można również odpalić na dobre po ukończeniu 32. roku życia, będąc obrońcą.
Droga do marzeń
Ignazio Abate urodził się 12 listopada 1986 roku we wspomnianym Sant’Agata de’ Goti. Żeby było zabawniej, jest to w regionie Kampania, prowincja… Benewent. Jego historia jest taka sama jak większości piłkarzy. Możemy sobie oszczędzić gadki o tym, że zawsze chciał być piłkarzem, dostrzegli go skauci… Wiadomo. Przechodząc do sedna, w wieku 17 lat został zawodnikiem młodzieżówki Milanu, gdzie przeszedł krętą drogę do pierwszego zespołu. Przez pierwsze lata swojej kariery musiał tłuc się po wypożyczeniach do Serie B w takich klubach jak Napoli (w tym przypadku, to nawet Serie C), Piacenza, Modena, aż trafił na niedziałającej już zasadzie współwłasności karty do Empoli, gdzie mógł pokazać się szerzej, podobnie jak grający z nim w toskańskiej prowincji Claudio Marchisio. Los rzucił Ignazio do Torino, gdzie ostatecznie przekonał do siebie kierownictwo Milanu, żeby na niego postawić.
Do Mediolanu wrócił w 2009 roku, kiedy stery nad zespołem przejmował Leonardo. Brazylijczyk miał do dyspozycji dwójkę prawych obrońców: jego i wracającego z wypożyczenia do Bayernu Massimo Oddo. Żeby pogodzić ich w składzie, Ignazio często grał na pozycji skrzydłowego, do momentu, kiedy jego starszy kolega doznał kontuzji, która wykluczyła go z części sezonu. Okazało się, że przesunięcie dynamicznego skrzydłowego na prawą obronę było dobrym posunięciem, prawdopodobnie najlepszym, jakie zrobił Leonardo na ławce trenerskiej Milanu. W sezonie 2009/2010 Milan zajął trzecie miejsce w tabeli po średnim sezonie, ale dla Ignazio miało się zacząć wtedy poważne granie.
Kiedy trenerem Milanu został Massimilliano Allegri, postanowienie było proste – Abate zostaje w podstawie na stałe. Jak się okazało, był to jeden z ważniejszych trybików maszyny, która wywalczyła ostatnie Mistrzostwo Włoch w Milanie. Przez kilka lat gry w Milanie zapracował sobie na miano solidnego prawego obrońcy, na którym zawsze można polegać. Imponował kibicom swoją szybkością i każdy z nich wiązał z nim nadzieję na pozostanie w klubie do końca kariery. Wszystko jednak do czasu, bo łaska kibica na pstrym koniu jeździ.
Ofiara degrengolady
W Milanie od 2013 roku zaczęły dziać się cuda na kiju, a klub robił sobie jaja z kibiców na każdej płaszczyźnie. Dla młodszej części była to sytuacja niespotykana, a wielu myślało że to tylko chwilowa blokada i zaraz wszystko wróci do normy. Z roku na rok działo się coraz gorzej, a cęgi za słabą grę i masę błędów zbierał właśnie Ignazio. Co by nie mówić… była to prawda. Abate znacznie obniżył loty i stał się jednym z symboli słabego okresu w klubie. Stał się symbolem zwiastującego nieszczęścia, kiedy tylko pojawiał się na boisku W tym tekście padło wcześniej zdanie: „łaska kibica na pstrym koniu jeździ”. Jakże trafne! W tamtym okresie miał niezliczoną ilość obcinek w obronie, nie dawał dynamiki na prawej obronie i przypięta została do niego łatka „starego dziada, który nadaje się tylko na emeryturę w MLS”. Wszystko pomimo najdłuższego stażu w klubie, bycia jego wicekapitanem... według kibiców, nadawał się jedynie na transfer do większego średniaka niż Milan w latach 2013-2017.
Decyzja na wagę złota
W 2017 roku po meczu z Sassuolo doznał kontuzji oka, po której miał plany, żeby zakończyć karierę. Miał wtedy trzydzieści lat i zdecydowanie za wcześnie było na takie decyzje. W nowym Milanie, gdzie pojawiły się konkretne wzmocnienia miał odgrywać marginalną rolę, ewentualnie grać ogony. W sezonie, gdzie drużynę objął Gattuso, coraz głośniej mówiło się o jego przenosinach do MLS, ponieważ był trzecim wyborem do gry na prawej obronie. I mało brakło, żeby odszedł, ale przedłużająca się kontuzja Andrei Contiego postawiła jego i klub w takiej sytuacji, że musiał zostać, ewentualnie pożegnać się z klubem po sezonie.
Ten „dziad” mający 32 lata nie mógł przewidzieć, że od początku listopada zacznie dziać się totalny kataklizm, gdzie regularnie wypadać będą obrońcy. Doszło do sytuacji, że z czwórki nominalnych stoperów, pozostał tylko Cristian Zapata, czyli kolejna postać zwiastująca rychłe nieszczęście. Gattuso nie miał wyjścia i uczynił z tej dwójki parę stoperów, dopóki Romagnoli i Musacchio nie wyzdrowieją. Każdy kibic łapał się za głowę i można było usłyszeć chóralne „Andrzej, to jebnie”. I każdy miał ku temu podstawy. Abate jeszcze nigdy nie był stoperem, nie w trzyosobowym bloku defensywnym, jak został w meczu z Lazio zmuszony grać Gattuso.
W meczu z Parmą nagrodę MVP otrzymał Tiemoue Bakayoko, który faktycznie zagrał świetne zawody. Może Ignazio popełnił błąd przy straconym golu, ale dawno nie biło od niego taką pewnością. Byłem obecny na tym meczu i oczywistym jest, że z perspektywy trybuny widać więcej niż z telewizora. To, w jaki sposób kierował defensywą, ustawiał się przy atakach Parmy było niesamowite i zupełnie do niego niepodobne. Przez te wszystkie lata nikt nie dostrzegł tego, że on faktycznie może mieć potencjał, gdy się go przeniesie na stopera. Zmienił moje postrzeganie w jego kierunku o 180 stopni. I nie był to jednorazowy wystrzał. W meczu z Torino również potwierdził swoją dyspozycję, a kibice śmiechem żartem mówią, że Alessio Romagnoli czy Mateo Mussachio mogą obawiać się o swoje miejsce w składzie. Te kilka występów spowodowało, że jego pozycja w klubie urosła najbardziej od 2012 roku i bez problemu powinien otrzymać nowy kontrakt. Wiele się mówi o sprowadzeniu do zespołu kogoś doświadczonego na środek obrony. Przewijały się nazwiska Godina czy Cahilla, a ja się zapytam. Po co? Przecież w klubie jest człowiek, który pamięta ostatnie wielkie chwile tego klubu i jest jego ważną częścią od lat. I przy okazji – legendą.
Dokładnie. Legendą.
Ostatnie lata w wykonaniu Milanu są parodią tego klubu i z tym nie ma dyskusji. Wskazanie jakiejkolwiek legendy z tego okresu by było ciężkie. Spójrzmy jednak na wstęp i trzecie wymaganie przy pozostaniu legendą. Ignazio całą karierę przesiedział w Mediolanie, nie licząc wypożyczeń i współwłasności z innymi klubami. To jest człowiek, który ten klub kocha całym sercem i oddaje mu się całym sobą na boisku, na treningach i w szatni. Gdyby tak nie było to dawno, odcinałby kupony gdzieś indziej. Ten człowiek musi pozostać w Milanie na nowym kontrakcie. Nawet jako stoper nr 3 czy 4. Jego obecność w tym klubie jest obowiązkowa. Bo jest legendą. A w tym klubie legendy traktuje się z odpowiednią estymą, elegancją i nie wyrzuca się ich na śmietnik. W tej sytuacji należy mu kibicować w tym, żeby pomógł drużynie wrócić na swoje miejsce do Ligi Mistrzów. Bez niego ta sztuka może być ciężka do zrealizowania i można do tego sparafrazować jedną z przyśpiewek prosto z Curva Sud Milano:
Non mollare perche
Questo canto d’amor
Che ci viene dal cuor
Forza Igna ale!