P O T Ę Ż N Y Fin, klasyczny hat-trick Hämäläinena- Śląsk na kolanach
Po nerwowym meczu w Lubinie, Mistrz Polski miał wreszcie pokazać na co go stać, tym razem podejmując Śląsk Wrocław na własnym stadionie. Wielkie widowisko w pierwszej połowie rozegrał Kasper Hämäläinen, a po dobiciu rywala bramką do szatni przez Jarosława Niezgodę, mecz tak naprawdę się zakończył, na drugą połowę obie drużyny wyszły tylko po to, żeby doczekać do jej końca.
Sam początek jednak zapowiadał nam wyrównane starcie największych ex-wojskowych klubów w Polsce, jednak podopieczni Jana Urbana nie utrzymali odpowiedniego tempa zbyt długo. Legia zaczęła grać z ogromną swobodą, lekkością i jakością jakiej od lidera i mistrza powinni wymagać kibice. W 23 minucie po fantastycznej klepce z Eduardo wynik otworzył Kasper Hämäläinen, który w ciągu kolejnych jedenastu minut dołożył jeszcze dwa trafienia, strzelając pierwszego w karierze hat-tricka. Wydawać by się mogło że Śląsk powinien nastawić drugi pośladek po raz drugi i czekać na kolejnego soczystego klapsa od Legii, wtedy jednak łatwo ograny został najgorszy w pierwszej połowie Legionista, Michał Pazdan i Robert Pich pokonał Malarza. Niedługo później szanse na strzelenie bramki kontaktowej swojej byłej drużynie miał Kuba Kosecki, Śląska nie było jednak stać na nic więcej i jeszcze w pierwszej połowie precyzyjny plasowany strzał Jarka Niezgody wpadł do bramki Słowika. Niesamowita skuteczność Legii, 4 celne strzały w pierwszej połowie, każdy zamieniony na bramkę.
Dobrze wyglądający w pierwszej części meczu Kuba Kosecki nie wyszedł na drugą połowę, a jego miejsce zajął Maciej Palaszewski. Początek drugiej połowy był wymianą ciosów z dalekich rzutów wolnych, jednak dośrodkowania żadnej ze stron nie przyniosły nawet jednej groźnej sytuacji. W 55 minucie na boisku pojawiła się legenda warszawskiej drużyny, Chrisa Phillipsa zmienił Miro Radović, który musi ograć się po kontuzji. Serb nie pobiegał jednak zbyt długo po wejściu na boisko, ponieważ gra musiała zostać przerwana ze względu race odpalone przez „kibiców” Śląska. Wykorzystując przerwę w grze Jan Urban zdjął Berigera i wpuścił Łuczaka, a Romeo Jozak wymienił bohatera pierwszej połowy Kaspera Hämäläinena na Michała Kucharczyka, bo grzechem byłoby trzymać to Ferrari w garażu jeszcze dłużej. Gdybym był piłkarzem Śląska i zobaczył co się właśnie stało popłakałbym się ze strachu... Jednak po wznowieniu gry nie wydarzyło się absolutnie nic wartego uwagi. 30 minut dojeżdżania Legii do końca najmniejszym nakładem sił. Działo się na tyle mało, że nie chce mi się nawet pisać o czymkolwiek, to nie jest problem Legii, raczej Śląska.
Mimo mniej żywej drugiej połowy meczu Legię należy bezdyskusyjnie pochwalić. Mistrz Polski zdominował Śląsk w pierwszej połowie, grał pomysłowo, efektownie i do bólu skutecznie, a w drugiej nie pozwolił przeciwnikowi na wiele. W końcu mecz godny miana dominatora Ekstraklasy, którym Legia powinna się wreszcie stać.