Bayernie, Lipsku... nie tak się umawialiśmy

Nie było wątpliwości. Żadnych. Mecz Bayernu Monachium z RB Lipskiem był czymś, co każdy kibic Bundesligi chciałby dostać w obecnej chwili pod choinkę. Cóż, dostał w środku tygodnia, gdy jutro trzeba wstać do roboty, na uczelnię, na przyrkę, ale i tak cieszył się jak głupi do sera. Niestety, ale zawodnicy już tacy pocieszni nie byli, bo sprezentowali nam straszne męczenie buły. Aczkolwiek obie strony kończyły osłabione...

Składy:

• Bayern: Neuer - Kimmich, Süle, Hummels, Alaba - Thiago, Goretzka - Gnabry (28. Ribery), Müller (90. Martinez), Coman (61. Sanches) - Lewandowski
• Lipsk: Gulacsi - Klostermann, Konate, Upamecano, Halstenberg - Laimer (87. Cunha), Demme, Kampl, Bruma (81. Ilsanker) - Poulsen (88. Augustin), Werner

Męczyli. Mega. Lipsk oddał Bayernowi inicjatywę, co akurat było w pełni do przewidzenia, dlatego że RasenBallsport robi to prawie w każdym spotkaniu, a jako że tym razem grali w Monachium, to wilk był syty, a i owca pozostała cała. W dodatku przyjezdni byli mega skoncentrowani i szczelni w defensywie, a skłonny do wylewów duet stoperów Dayot Upamecano i Ibrahima Konate był nie do przejścia jak Mur Chiński. RB tak skupiał się na obronie, że nawet nie za bardzo był chętny do wyprowadzania tych swoich słynnych kontr, mimo że na boisku znajdowali się Timo Werner, Yussuf Poulsen czy Bruma. 

Słupek i poprzeczka, obok płynie rzeczka

I tak sobie męczyli, męczyli, męczyli, aż w 22. minucie, jak Bruma wziął i przymierzył zza szesnastki... to nic się nie stało, ale Manuel Neuer musiał się rzucić, więc stwierdziłem, że jest to warte wzmianki. Bo koniecznie muszę już napisać o Robercie Lewandowskim, który po podaniu Serge'a Gnabry'ego, dwie minuty później, stanął oko w oko z Peterem Gulacsim, lecz nie pokonał go, a trafił jedynie w słupek! I cała w tym zasługa Węgra, który w wybitny sposób rzucił się i odbił uderzenie Polaka. Ale to nie były jedyne popisy golkipera przyjezdnych...

Jednak zanim do nich przejdziemy, należy wspomnieć o jedynej prawdziwie dogodnej sytuacji Lipska w tym meczu. Miała ona miejsce w 36. minucie, kiedy Upamecano przypierdaczył głową w poprzeczkę tak, że piłka omal nie złamała poziomego drąga nad głową Neuera. Napiszę też już teraz, że w 85. minucie bliski szczęścia, także po strzale głową, był Poulsen, ale chybił nieznacznie. Czemu mówię o tym w tej chwili? Bo choć przez sporą część meczu RB miał na koncie więcej uderzeń niż Bayern, to jednak dogodny okazji miał jak na lekarstwo. Zresztą tyczy się to obydwu stron.

Ale co z tym Gulacsim?

Druga połowa była ciut szybsza, ale nadal opierała się na tym, że Lipsk bronił swojej bramki jak nerd peceta. Był zacięty i wychodziło mu to perfekcyjnie, co spowodowało, że na swoją niezłą szansę monachijczycy musieli czekać aż do legendarnego ostatniego kwadransa. Miał ją Niklas Süle, któremu piłka spadła pod nogi jak manna z nieba, przez co niemiecki stoper z wrażenia kopnął ją w trybuny. Mojżeszem to on raczej nie będzie. Za to do tego miana mógłby pretendować Gulacsi, który dwie minuty później popisał się taką paradą, że aż przebiła ona tę interwencję przy strzale Lewandowskiego, co początkowo wydawało się w ogóle nie możliwe do zrealizowania. W każdym razie Thomas Müller dośrodkował futbolówkę w pole karne, tam w poprzek zgrał ją "Lewy", a Joshua Kimmich uderzył głową ani nie z pięciu metrów i gdy cały stadion myślał, że piłka wpadła już do bramki... wtedy jakimś cudem dokładnie w miejsce uderzenia przeteleportował się węgierski bramkarz! Nikt nie sądził, że Gulacsi do tego zdąży, a on zdążył i obronił! No panie Peterze, fajne imię, to po pierwsze, a po drugie... szacunek!

Dwie czerwone

Ale nawet cudotwórca z Hajduszoboszlo nie dał rady w 83. minucie, kiedy przypadkowo wybita piłka trafiła pod nogi Francka Ribery'ego - który swoją drogą zastąpił w pierwszej połowie kontuzjowanego Gnabry'ego (jakaś mięśniówka, chyba w pachwinie). Francuz nawinął sobie na zamach dwóch przeciwników, którzy polecieli na dupach, a następnie pewnym strzałem dał Bayernowi prowadzenie. I na tym moglibyśmy zakończyć pisanie tej relacji, bo nic więcej już się nie stało, a Lipsk jak nie potrafił nic wykreować, tak nie zrobił tego w ostatnich minutach. 

Lecz zamiast tego w samej końcówce szajba odwaliła Stefanowi Ilsankerowi. Austriak bardzo ostrym wślizgiem wszedł w nogi Thiago Alcantary, przez co sędzia nie miał wątpliwości i po dziesięciu minutach na boisku odesłał pomocnika do szatni. Razem z nim wyleciał Renato Sanches z drugiego zespołu, który zobaczył drugą kartkę za to, że popchnął Ilsankera i wywrócił go. Cóż, puściły nerwy obu panom, ale o ile w przypadku Portugalczyka bronią go umiejętności i potencjał, o tyle w przypadku tego drugiego bronić go może jedynie fakt, że prawdopodobnie całkiem nieźle pali się w kominku podczas Wigilii.

Bayern wygrał skromnie, bo skromnie, ale jednak zasłużenie. 1:0 to rezultat idealnie oddający przebieg tego meczu. Dzięki temu monachijczycy tracą już "tylko" sześć punktów do Borussii Dortmund, która przewaliła wczoraj sensacyjnie 1:2 w Düsseldorfie (czytaj TUTAJ). Bawaria świętuje! 

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub