50 twarzy Lipska
Ostatnimi czasy trudno przewidywać, jak zakończą się spotkania z udziałem RB Lipska. Zespół, który przez większość rundy szedł jak burza, a już co najmniej nie przegrywał, w końcówce tego roku obniżył swoje loty i jest jak Christian Grey z tego tandetnego filmu - ma 50 twarzy i nigdy nie wiadomo, jaką pokaże tym razem.
Składy:
- Lipsk: Gulacsi - Klostermann, Konate, Orban (81. Bruma), Halstenberg - Demme - Laimer, Kampl (58. Upamecano) - Sabitzer - Poulsen, Werner (90. Cunha)
- Werder: Pavlenka - Gebre Selassie, Langkamp, Veljković, Augustinsson - Möhwald, M. Eggestein, Klaassen (86. Pizarro) - J. Eggestein (66. Sargent), Kruse, Rashica (58. Osako)
Dzisiejszy mecz z Werderem zapowiadał się bardzo ciekawie, dlatego że bremeńczycy to ekipa potrafiąca grać w piłkę. Nie jest to jakieś Schalke, które jest toporne do granic możliwości i jego oglądanie może grozić kalectwem oczu. Nie. Na północy starają się kopać ładnie i z reguły im to wychodzi, choć dyspozycja ostatnich tygodni wyraźnie pokazuje, że ich forma jest naprawdę bardzo słaba. Ale tuż przed Świętami przyjechali do Lipska, który, jak już wspomniałem, ma te swoje 50 twarzy. No i pytanie brzmiało, czy pokaże tą ze spotkania z Freiburgiem, gdzie dostał buły 0:3, czy może raczej tą wyrafinowaną ze zwycięstwa 2:0 nad wiceliderem z Mönchengladbach?
Frajerski gol
Pierwsze 20 minut było mocno asekuracyjne z obu stron. Widać było, że zarówno Lipsk, jak i Werder nie są typami tępych pniaków, które walą piłkę byle gdzie, byle kiedy, ale raczej preferują futbol oparty na umiejętnościach technicznych, futbol ofensywny, dynamiczny - jak to się ładnie mówi - "na tak". Ale też bardzo dobrze stały w defensywie, dlatego poza jakimiś małymi pstryczkami w nos nie działo się nic ciekawego. Dopiero w 22. minucie zacząłem kiwać głową z respektem dla Lukasa Klostermanna, który po otrzymaniu podania od Kevina Kampla ruszył środkiem pola i wbiegając w pole karne, kropnął z całej siły po krótkim rogu, obijając poprzeczkę. Jiri Pavlenka nieźle się zdziwił, ale piękny gol stał się faktem. 1:0 dla gospodarzy.
Obraz spotkania za bardzo się nie zmienił, lecz trzeba powiedzieć, że RB złapał większą pewność siebie. Po nieco ponad pół godzinie gry przed świetną szansą stanął Timo Werner, który dostał podanie prostopadłe od Yussufa Poulsena, ale trochę poplątał się z piłką i strzelił nad poprzeczką. Dopiero ostatnie kilka minut pierwszej połowy to wyraźny napór Werderu, kilka uderzeń, jakieś zamieszanie, ale bremeńczycy nie tylko nic z tego nie wykorzystali, ale w dodatku schodzili do szatni z dwubramkową stratą, spowodowaną własną ułomnością. Pavlenka rozpoczął krótko od bramki, podał do Maxa Krusego, a ten oddał futbolówkę czeskiemu golkiperowi. To znaczy, próbował, bo zrobił to za lekko, podanie przeciął Werner, kiwnął bramkarza i trafił na luziku do pustaka. Lipsk pany!
Rudy Amerykanin miażdży again
Jednak druga część gry to już wyraźna przewaga gości. Na samym początku duże zamieszanie sprawiał młodszy z Eggesteinów, Johannes, który oddał dwa strzały w niezłych sytuacjach. To także on zagrywał piłkę w pole karne, kiedy bramkarz gospodarzy, Peter Gulacsi, najpierw musiał przeciąć dośrodkowanie, a potem wyjść nieco poza pole bramkowe, żeby w brawurowy sposób obronić dwie próby dobitek bremeńczyków. Węgier to jednak klasa sama w sobie w tym sezonie! Dużo zawdzięcza mu obrona RasenBallsportu, gdzie dzisiaj totalnie wymiatał Ibrahima Konate. 19-latek miał nawet kilka epizodów ofensywnych, jak np. ten z 65. minuty, gdy jego uderzenie głową w ekwilibrystyczny sposób wybronił Pavlenka.
RB grał nisko i czyhał na swoje słynne kontry, z których jednak nic nie udało się zrobić. Werder natomiast napierał dalej i... wyrównał! W 67. minucie przyjezdni wykorzystali wyższe ustawienie obrony Lipska, a szybką akcję po podaniu Theodora Gebre Selassiego wykończył Kruse. Natomiast 10 minut później bramkę na 2:2 zdobył 18-letni Josh Sargent, dla którego było to drugie trafienie w jego trzecim występie w Bundeslidze! Wow! Wchodzi Amerykanin z buta do niemieckich rozgrywek, choć akurat w tej konkretnej sytuacji pomógł mu nieco słupek i niefrasobliwość gospodarzy, którzy całkowicie skupili się na piłce, a nie na hasającym sobie nieopodal Sargencie.
Tak jakoś wyszło
Po wyrównaniu bremeńczycy chcieli nadal grać swoje i przeważać, bo to im idzie najlepiej - gdy mogą pograć piłką, a ustawiony na środku ataku Kruse może schodzić wszędzie, gdzie mu się podoba i pomagać w rozgrywaniu. To lubią. Chcieli grać tak dalej, chcieli mieć inicjatywę, ale Lipskowi ten rezultat się nie podobał. Z ostatnich pięciu spotkań ligowych wygrał tylko dwa i utrata kolejnych punktów - być może nawet trzech - byłaby dla "Byków" czymś nie do pomyślenia! Dlatego ostatnie minuty to mocno wyrównana rywalizacja zakończona jednak... golem gospodarzy! Marcel Halstenberg pokazał, jak powinien dośrodkowywać nowoczesny lewy obrońca i dograł do niekrytego w szesnastce Brumy. Portugalczyk uderzył swoją słabszą, lewą nogą i w 87. minucie pokonał Pavlenę, który mógł się zachować lepiej. Ale... nie zachował i zrobiło się 3:2 dla RB! I taki też wynik utrzymał się już do końca.
Naprzemienne wygrane i porażki - tak wyglądała końcówka rundy w wykonaniu RasenBallsportu. Jaki wynik byłby najbardziej sprawiedliwy dzisiaj? Biorąc pod uwagę całe 90 minut, chyba postawiłbym na remis, ale Werder pomimo kapitalnego startu rozgrywek ostatnio zawodzi po całości. To była ich szósta porażka w dziewiątym meczu, zwyciężyli w trakcie tego okresu tylko raz i są pod tym względem jedną z najgorszych ekip całej Bundesligi. Na wiosnę powinni się ogarnąć, z kolei Lipsk musi się ustabilizować. Tak wyglądają ich cele na dziś.