Drugoligowy fetysz Schalke
Sprawa jest dość oczywista - Schalke zimą musi się wzmocnić, jeśli nie chce skończyć sezonu jako totalne nieporozumienie, przegrywy i żenada do kwadratu. W Gelsenkirchen już zajmują się odejściami, które zwolniłyby część budżetu płacowego i dały klubowej kasie nieco pieniędzy na transfery (czytaj TUTAJ), a równocześnie już oglądają się za potencjalnymi wzmocnieniami. Te mogą być takie, jakie na Veltins-Arenie lubią najbardziej, czyli drugoligowe.
Kadra Schalke jest słaba i nie wygląda jak zespół, który może zdobyć wicemistrzostwo Niemiec. W poprzednim sezonie trochę im się pofarciło, wszystkich zaskoczył ich ultradefensywny styl (jeśli to może w jakiś sposób zaskakiwać), a mega dużą robotę wykonywali w środku pola Leon Goretzka i Max Meyer, których już w drużynie nie ma. Teraz rzeczywistość brutalnie dopadła ekipę, której niespecjalnie wysoka jakość została dodatkowo obniżona, a styl rozczytany. Jak mają wyjść z marazmu, skoro trener Domenico Tedesco podejmuje bardzo zachowawcze decyzje, a jego piłkarze nie nadają się do klubu z takimi aspiracjami?
Latem do Gelsenkirchen został ściągnięty z 2. Bundesligi Steven Skrzybski z Unionu Berlin, który na zapleczu spisywał się naprawdę dobrze i w Bundesligę też wszedł nie najgorzej, choć późno, co było spowodowane kontuzjami. Fajny grajek, ale Ligi Mistrzów nim raczej nie podbiją. Z wypożyczenia do Sandhausen wrócił także Haji Wright, 20-letni amerykański napastnik, który zdobył tam przez cały sezon równo jednego gola i teraz ma ratować zespół "Königsblauen". Oprócz tego w Schalke jest jeszcze trio z drugoligowej Norymbergi, które było ściągane do klubu w styczniu 2016 (Alessandro Schöpf), styczniu 2017 (Guido Burgstaller) i styczniu 2018 (Cedric Teuchert). Ten pierwszy i trzeci to na razie spore niewypały, a ten drugi robotę nawet robi, ale jest mega ograniczony pod względem czysto piłkarskim. Cóż, fajnie ściągnąć utalentowanego piłkarza z 2. Bundesligi, ale u aktualnego wicemistrza Niemiec ci zawodnicy zbytniej furory nie robią i Leonami Goretzkami na pewno nie są.
Dlatego swój sezon Schalke chce ratować ściągając... dwie postaci z jakże potężnego drugoligowego Paderbornu. Jest to beniaminek 2. Bundesligi, który sezon 2014/15 spędził na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Druga liga w Niemczech jest bardzo wyrównana, coś jak polska Ekstraklasa (choć rok temu była dużo bardziej), dlatego 7. miejsce Paderbornu na Święta jeszcze niczego nie gwarantuje, ale faktem jest, że trzeba ich za grę pochwalić. Wyróżniają się u nich dwie postaci, na które oko ma właśnie Schalke: Philipp Klement oraz Bernard Tekpetey.
Ten pierwszy to 26-letni środkowy pomocnik, który ma w karierze całe dwa mecze w Bundeslidze, w barwach Mainz, od którego... odbił się ponad dwa lata temu. Głównie grał w trzeciej lidze (prawie sto razy), a druga liga to dla niego raczej nowość. Takie CV gwarantuje jakość potrzebną wicemistrzowi! Nie no, dajmy mu szansę... W tym sezonie Klement, którego nie wiedzieć czemu kojarzę jeszcze z czasów Moguncji, miał bezpośredni udział przy 16 bramkach, 10 zdobywając samemu, a przy sześciu asystując. Wynik całkiem niezły, ale trudno na poważnie brać kambodżańskiego biznesmena lidera beniaminka 2. Bundesligi, który wszedł na impecie i jest w gazie po pierwszej rundzie. 1. Bundesliga to zupełnie inny poziom.
A z Tekpeteyem sytuacja jest o tyle śmieszna, że w lipcu do Paderbornu trafił on... z Schalke, w którym nie udało mu się przebić przez dwa lata. Ma ich na karku 21, więc wciąż ma potencjał na rozwój, a gra na pozycji skrzydłowego. W tym sezonie zdobył siedem goli i zanotował trzy asysty i jak Klement, jest istotną postacią zespołu. Ale to byłoby kuriozum totalne, gdyby "Königsblauen" po pół roku ściągnęli go z powrotem, tym bardziej że latem oddali go za... 150 tysięcy euro. To nie brzmi poważnie.