Śrubki do dokręcenia
Po starciu takich ekip jak Bayer Leverkusen i Borussia Mönchengladbach można spodziewać się dobrego meczu. Dzisiaj widowisko nie było co prawda jakieś wybitne, ale dało się je oglądać, choć pewne jesienne nawyki nadal były u obu zespołów widoczne. Głównie u "Aptekarzy", którzy dalej nie preferują konsekwencji w ofensywie, przez co mimo oddania ponad 20 strzałów po raz kolejny z boiska schodzili pokonani.
Składy:
- Leverkusen: Hradecky - L. Bender, Tah, S. Bender, Wendell - Aranguiz - Bailey (69. Alario), Havertz, Brandt, Bellarabi - Volland
- Gladbach: Sommer - Lang, Ginter, Elvedi, Wendt - Hofmann (89. Neuhaus), Strobl, Zakaria (81. Kramer) - Hazard, Stindl, Plea (71. Herrmann)
Debiut trenera Petera Bosza na ławce trenerskiej Bayeru? No to wysoki pressing! Gospodarze siadali na przyjezdnych jak zawieszenie samochodu stałego bywalca KFC na progi zwalniające i sprawiali im tym mnóstwo problemów. Jeden, dwóch z przodu, a za nimi cała ofensywna ława, odcinająca możliwe opcje gry. Dlatego przez dobre pół godziny Borussia musiała zagrywać sporo nieprecyzyjnych i niezbyt przygotowanych dalekich piłek, które szybko były przejmowane przez Leverkusen. Bayer miał więcej posiadania, wygrywał więcej pojedynków, ale... nic z tego za bardzo nie wynikało. Oddali kilka strzałów, w tym parę celnych, głównie autorstwa Kaia Havertza, ale tak na poważnie - tak już na serio, serio - nie zagrozili bramce Yanna Sommera.
Za mało konkretów było w ich grze, co wykorzystała ekipa "Źrebaków", która znalazła sposób na pressing gospodarzy w 37. minucie. Lars Stindl pokazał się w przestrzeni między linią pomocy i obrony, dostał podanie i przekazał piłkę do Jonasa Hofmanna, który dość przypadkowo obsłużył Alassanę Pleę. Francuz w polu karnym się nie pomylił i pokonał Lukasa Hradecky'ego, zdobywając swoją 10. bramkę w sezonie. Piłkarze "Die Werkself" byli w tej akcji spóźnieni, nie pokryli odpowiednio przeciwników, a ci przedarli się przez pierwszą linię pressingowego frontu i potem już nie zepsuli wypracowanej okazji. Krótko przed przerwą po uderzeniu głową podwyższyć mógł Nico Elvedi, ale fiński golkiper Bayeru popisał się fenomenalną paradą.
Druga połowa toczyła się pod dyktando gospodarzy, którzy zasłużyli na wyrównującego gola. Tak. Mówię to już teraz, w tej chwili, przed podaniem konkretów. Leverkusen zrobiło kilka razy zamieszanie w szesnastce Gladbach, oddało kilka ciekawych strzałów celnych, ale nie mogło jakoś zatrzepotać sympatycznie siatką widoczną na lewo od położenia głównej kamery. No nie szło i tyle! Najlepszą sytuację miał raczej dość mierny w tym meczu Karim Bellarabi, kiedy w 68. minucie trafił w słupek. Później swoje szanse miał też Kevin Volland, znowu Havertz oraz jeden z braci Benderów, ale Sommer wciąż pozostawał niepokonany, pewnie broniąc strzały, które bramkarz jego klasy powinien wybronić.
Borussia miała tak na dobrą sprawę jedną wyśmienitą szansę. Julian Brandt tak zajebiście wykonał rzut wolny, że dał rywalom piłkę na kontrę. Ta zakończyła się pod nogami Jonasa Hofmanna, który w sytuacji sam na sam przestrzelił minimalnie obok słupka. Ogólnie rzecz ujmując, kibice Bayeru mogą zastanawiać się, czy w 67. minucie nie należał się im rzut karny, ponieważ Sommer skrobnął po nogach Leona Baileya. Gwizdek arbitra jednak milczał, tak jak zamilkły trybuny BayAreny, gdy "Źrebaki" rozpoczęły wiosnę od skromnego zwycięstwa. Jednak kibice Leverkusen nie powinni martwić się na zapas, bo widać było, że jeśli drużyna dokręci kilka śrubek, to może jeszcze zostać w Bundeslidze jedną z rewelacji rundy.