Bayern nie czuje klimatu Świąt i eliminuje Dortmund w niemieckim klasyku
Już w grudniu mamy pewność, że przyszłoroczny finał Pucharu Niemiec nie będzie hitowym (?) starciem Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. Obie ekipy już w 1/8 finału zmierzyły się ze sobą, a kilka minut temu ich starcie się zakończyło. Bawarczycy wygrali u siebie 2:1, choć wynik ten powinien być znacznie wyższy.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy na samym początku spotkania, to formacja, na jaką zdecydował się w tym meczu Peter Stöger. Ustawił on BVB 3-5-2, z defensywnym pomocnikiem w postaci Juliana Weigla i o ile składy personalne obrony z pomocą były jak najbardziej zrozumiałe, o tyle dwójka z przodu w postaci Yarmolenki i Pulisica mogła dziwić. Aubameyanga nie było nawet w kadrze. Co do Bayernu to nie było u nich większych niespodzianek i wyszli całkowicie logicznym składem.
Tak się jednak złożyło, że trójka z tyłu sprawdzała się w Borussii jak strój kąpielowy na Syberii. Fatalne błędy w ustawieniu (które wyglądało momentami karykaturalnie, jeśli weźmiemy do porównania chociażby największego rywala zza miedzy, czyli Schalke, grające identyczną formacją) w połączeniu z gimnazjalnym wręcz podejściem do bronienia nie mogły się dobrze skończyć, tym bardziej że Bawarczycy totalnie zdominowali pierwszą połowę meczu. Dortmundczycy wyglądali, jakby po raz pierwszy grali na takim stadionie, z taką drużyną, bo zostawiali gospodarzom tyle miejsca, że ci bez problemu mogliby tam zasiać jakąś kukurydzę czy inne kartofle. Już w 3. minucie Arturo Vidal trafił głową w poprzeczkę, trzy minuty później zupełnie niekryty w rejonie dziesiątego metra James huknął płasko w Sokratisa, a dwie minuty później rewelacyjną sytuację miał Lewandowski, który znalazł się sam jak palec na piątym metrze od bramki i nie mając nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić (obrona BVB nie ogarnęła ze spalonym), dał Bürkiemu okazję do fantastycznej parady. W 11. minucie defensorzy gości zaprezentowali światu książkowy przykład braku podejścia do przeciwnika (czy jak kto woli pressingu), gdy Ribery biegł środkiem boiska i biegł, i biegł, a następnie uderzył, będąc już przed samym polem karnym. Lewandowski próbował jeszcze dobić, ale wszystko skończyło się na rzucie rożnym.
Gol w końcu musiał paść i udało się to w 12 minucie, gdy Süle trafił w poprzeczkę po dośrodkowaniu z wolnego Jamesa, a piłkę do bramki dobił głową Boateng. Bayern, jak po dobrym seksie, stwierdził, że robota została wykonana i poszedł na papieroska, ale przejście z trybu "szarża" na "totalna dominacja" wcale nie pomogło Borussii, która po pół godzinie meczu atakowała tak:
Niech ktoś zatrzyma tę szarżę!#bundesTAK #DFBPokal #FCBBVB pic.twitter.com/NEYWvWa2Bi
— Piotrek Tubacki (@P_Tub) 20 grudnia 2017
Stöger nie czekał do przerwy ze zmianami i w 35 minucie ściągnął Bartrę, wprowadził Dahouda i olał trójkę z tyłu, która funkcjonowała jak demokracja na Bliskim Wschodzie. Efekt był natychmiastowy, chociaż nie miał nic wspólnego ze wspomnianą zmianą, tylko ze sztubackim (ulubione słowo Mateusza Święcickiego) błędem Alaby, który obciął się przy dośrodkowaniu we własnym polu karnym. Piłkę dorwał Yarmolenko, strzelił obok Ulreicha, ale austriacki obrońca szybko pozbierał się z murawy i wybił futbolówkę zmierzającą do bramki. Rehabilitacja 10/10. Bayern widział, że Borussia mu się za bardzo rozchacharzyła, więc w 40. minucie wjechał w nią jak w masło (Toprak chyba wstydził się podejść do Lewandowskiego) i za pośrednictwem Müllera oraz jego lobiku podwyższył na 2:0. TYLKO 2:0 do przerwy.
W drugą połowę monachijczycy również weszli z buta, świetną okazję miał James, po lewej stronie jeździł jak za dawnych lat Ribery, a Bürki musiał wyciągać piłkę z linii bramkowej po strzale Müllera. Nic nie zapowiadało tego, żeby BVB miała szanse na cokolwiek, ale gdy Heynckes zdjął po godzinie szalejącego Ribery'ego i wpuścił Comana, Bayern się rozleniwił i oddał piłkę Borussii. Goście nie stwarzali sobie zbyt wielu sytuacji, a już na pewno nie dogodnych, ale po fajnie rozegranej akcji udało im się zdobyć gola. Dortmundczycy zamknęli Bawarczyków w ich własnym polu karnym, Kagawa z Dahoudem wzięli się za rozgrywanie piłki po obwodzie, aż w końcu Japończyk kiwnął na zamach Kimmicha, wrzucił do niepilnowanego Yarmolenki, który głową, z dużą dawką szczęścia, pokonał Svena Ulreicha w 77. minucie.
Niektórzy zaczęli czuć pismo nosem, bo zaczynało śmierdzieć mega głupią dogrywką (z punktu widzenia Bayernu), a Borussia faktycznie przejęła piłkę i podeszła zdecydowanie wyżej. Co prawda Bayern nie grał takiej padaki w obronie jak ich przeciwnicy, ale każdy oglądający futbol dłużej niż od dzisiejszego południa wie, że w tym sporcie zdarzają się Revierderby różne rzeczy. No i mogło się zdarzyć w 92 minucie, kiedy wprowadzony na końcówkę 18-letni napastnik BVB Alexander Isak minął obrońcę w polu karnym gospodarzy, uderzył mocno i... trafił w innego zawodnika, choć piłka leciała do bramki. Miał pecha podwójnie, bo po rykoszecie futbolówka i tak mogła do niej wpaść, ale minimalnie minęła słupek. Tak mało brakowało do tego, aby ten jeszcze szerzej nieznany Szwed dał się we znaki wielkiemu Bayernowi, ale nie dał i Borussia w pełni zasłużenie odpadła z Pucharu Niemiec. W Bawarii nie lubią dawać prezentów.
Bayern: Ulreich - Kimmich, Boateng, Süle, Alaba - Martinez (87. Rudy), Vidal - Müller, James (75. Tolisso), Ribery (61. Coman) - Lewandowski
Borussia: Bürki - Bartra (35. Dahoud), Sokratis, Toprak - Weigl - Toljan (88. Isak), Kagawa, Guerreiro (56. Schürrle), Schmelzer - Yarmolenko, Pulisic