Co Niemcy chcą zdziałać z Superligą?

Niemcy w konflikcie o Superligę kreują się na postacie niemalże bohaterskie, które w obronie tradycji odrzuciły złudną mamonę i odcięły się od pomysłu innych kolosów. Paradoksalnie jednak nasi zachodni sąsiedzi nie są tacy głupi/szlachetni (niepotrzebne skreślić), jakby się mogło wydawać, bo również myślą o kasie swojej i europejskiej. 

Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!

MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.

To, że Bayern Monachium z Borussią Dortmund, a więc dwa na ten moment największe pod względem marketingowym kluby Bundesligi, odrzucą Superligę, było bliskie pewności. Wiecie, gdybym miał postawić to u bukmachera, to olanie Super League przez Niemców miałoby najniższy kurs. To ten typ pewniaczka, którego nie warto stawiać, aczkolwiek zawsze pozostaje niepewność, że coś się może jednak wydarzyć. Z tym że to inne "wydarzyć" to kurs pokroju 15,00, a więc równie prawdopodobne jak to, że mistrz Polski awansuje do Ligi Mistrzów. Niby możliwe, ale jakieś takie nielogiczne i bez sensu...

Moja - i nie tylko moja - pewność wynikała z tego, że Niemcy mają swoją określoną specyfikę.

Wyobraźmy sobie, że BVB ma miejsce w Superlidze. I wcale nie musi walczyć o Top4, bo i tak ma pewne puchary. Najpóźniej w grudniu tracą szansę na mistrza i rodzima liga przestaje mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. A kibice mogą sobie rwać włosy z głowy do końca sezonu.

— Tomasz Urban (@tom_ur) April 19, 2021

Po pierwsze, to kluby mocno przywiązane do tradycji. Niemcy to kraj federalny, silnie zdecentralizowany, gdzie bycie Bawarczykiem, Badeńczykiem czy Westfalczykiem z reguły oznacza więcej niż bycie Niemcem. Najpierw mała ojczyzna, dopiero potem reszta. Najpierw derby, lokalne podwórko, a potem reszta. Regionalna tożsamość przejawia się również w futbolu, w związku z czym tamtejsze kluby są bardzo silnie zakorzenione w miejscowej społeczności.

Po drugie, znaczenie kibiców jest tam dużo, dużo większe niż w innych krajach. To, co opisałem powyżej, to jeden aspekt, ale zupełnie czym innym jest przełożenie tego na praktykę. W Niemczech fani są członkami klubowego stowarzyszenia, które posiada większość udziałów - taką sytuację obrazuje polska Wisła Kraków, gdzie ludzie (słusznie) nazywają się współwłaścicielami klubu. W Bundeslidze i niższych ligach to normalna rzecz! Zasada 50+1 zakazuje zewnętrznym inwestorom przejęcia większości klubowych udziałów, czyli uniemożliwia przejęcie klubu przez podmiot prywatny (jak w Legii, Lechu etc.). Są oczywiście wyjątki (Wolfsburg, Leverkusen, Lipsk, w pewnym sensie Hoffenheim), poza tym nikt nie broni nikomu (szejkom) inwestować w Niemczech, ale muszą mieć świadomość, że nigdy nie będą mieli decydującego zdania. Tak jak nie ma go Lars Windhorst, inwestor Herthy Berlin.

Wizja, że 50+1, czyli niedopuszczanie prywatnych inwestorów do przejmowania niemieckich klubów uratowała im w kryzysowym momencie system, może jest kusząca, ale raczej zbyt utopijna. Władze Bayernu i BVB nigdy specjalnie nie torpedowały planów powstania Superligi.

— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) April 20, 2021

Nie oznacza to oczywiście, że niemieckie drużyny kładą wiadomo co na europejskie puchary i że nie chcą brać w nich udziału. Chcą, ale mentalnie nadal najważniejsze jest dla nich pokonanie lokalnego rywala. Trochę z tego wyłamuje się Bayern, który jako jedyny w Niemczech klub ma tak globalne ambicje i zapędy - nie zapominając przy tym o swojej Bawarii. Borussia Dortmund na tej półce jeszcze nie jest. Czasem oczywiście dochodzi w Monachium do pewnej hipokryzji - z jednej strony krytykuje się szejkowskie PSG, a z drugiej ma sponsora z Kataru na rękawach i jeździ do Emiratów na obozy... no ale jednak coś tam działają.

RB Leipzig officially reject the Super League plans [📸 @RBLeipzig_EN] pic.twitter.com/B4YWhfShZf

— Bayern & Germany (@iMiaSanMia) April 19, 2021

Mając jednak na uwadze to, co pisałem wyżej, nie mogło dziwić, że Bayern oleje temat Superligi. Zresztą nawet jeśli on, czy inne kluby, chciałyby grać w nowych rozgrywkach, to kibice... prawdopodobnie roznieśliby siedziby władz tych zespołów w drobny mak. Nawet jeśli Karl-Heinz Rummenigge (prezes monachijczyków) ma w głowie korzyści płynące z Superligi, to nigdy nie powie o tym głośno. Najpierw Bundesliga. 

Ale może oddajmy głos samemu Rummeniggemu? Prezes oczywiście wypowiedział się na ten temat, skrytykował, olał, choć... o pieniądzach też napomknął.

Nie chcemy być tego częścią. Cieszymy się, że możemy grać w Bundeslidze, to nasz chleb powszedni. Cieszymy się też z możliwości gry w Lidze Mistrzów. Nie możemy też zapomnieć o naszej odpowiedzialności względem kibiców, którzy generalnie są przeciwko temu pomysłowi.

Rozmawialiśmy na ten temat przez 10 lat, ale zawsze decydowaliśmy się na utrzymanie obecnego modelu. Nagle covid zagroził całemu europejskiemu futbolowi, szczególnie dużym klubom. Niektóre z nich stwierdziły, że to odpowiedni pomysł, aby ruszyć z Superligą i rozpętał się chaos.

Ważne jest, aby teraz rozpocząć dialog. Mam nadzieję, że znajdziemy rozwiązanie, bo Superliga szkodzi całej europejskiej piłce. Musimy tego uniknąć!

Dobra, dobra... ale jaki pomysł ma na to "Kalle"?

Rozwiązaniem jest redukcja kosztów. Przez Superligę kluby starają się rozwiązać problem zadłużenia, które narosło w czasie pandemii, jednak rozwiązaniem nie może być zarabianie większych i większych pieniędzy, aby płacić więcej i więcej zawodnikom oraz ich piłkarzom.

Musimy nieco odpuścić, a nie wyłożyć na stół jeszcze więcej. Wszyscy, bez wyjątku, przesadziliśmy z wydatkami i teraz musimy być mniej aroganccy. Rynek eksplodował po transferze Neymara i teraz wszyscy jesteśmy na złej ścieżce, ale to nie jest wina UEFA czy FIFA. Teraz mamy wielką szansę na znalezienie rozwiązania i powrót do racjonalności.

To zupełne przeciwieństwo w porównaniu do słów Florentino Pereza (czytaj TUTAJ), który został szefem Superligi. Co robi normalna firma, gdy koszty i długi rosną? Stara się zoptymalizować wydatki, a nie dawać więcej na podwyżki i zakupy, zaciągać w kółko i w kółko kolejne wielkie kredyty. Rummenigge stara się przekazać, że futbol zapędza się w kozi róg i siedzi na karuzeli, z które musi zejść, bo inaczej prędko zwymiotuje. Zresztą ciekawie ujął to dyrektor sportowy Borussii Mönchengladbach, Max Eberl:

Max Eberl, dyr. sportowy Gladbach: "Kiedy słyszę pana Pereza, że w 2024 roku z powodu pandemii tych klubów już nie będzie, to zastanawiam się, czy to klub super bogaczy, czy może super zadłużonych" pic.twitter.com/f9uJkIgWAd

— Piotrek Tubacki (@P_Tub) April 20, 2021

Czy Niemcy kiedyś dołączą do Superligi? Nie wiadomo, co przyniesie rzeczywistość. W obecnej formie nie wydaje mi się, ale jeśli w kolejnych tygodniach ustalenia będą się zmieniać, a Super League jednak wejdzie w negocjacje z UEFA (chociaż to UEFA nie chce na razie dyskutować), to nie wiemy, co się w Europie wykreuje. Może jedni i drudzy jakoś to wszystko połączą i Niemcy znajdą sposób, żeby wślizgnąć się do tego projektu - bo oświadczenia oświadczeniami, ale pieniądz nie śmierdzi. Na ten moment nie widzę jednak na to szans.

PS. Niemcy już od jakiegoś czasu dyskutują nieśmiało o wprowadzeniu ograniczeń w wynagrodzeniach (coś na wzór salary cap znanego w Stanach Zjednoczonych). Na razie jednak żadnych konkretów w tej sprawie nie ma i póki co są to tylko i wyłącznie bardzo wstępne i zupełnie niezobowiązujące pomysły.

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub