Derby Północy na dole tabeli. Normalna sprawa
Werder Brema i HSV nie są klubami pokroju Freiburga czy RB Lipska i na brak sukcesów w swojej historii nie mogą narzekać. Zresztą o czym my tutaj mówimy, skoro oba te zespoły zajmują drugie i trzecie miejsce w tabeli wszech czasów Bundesligi - chociaż Hamburg ma tylko cztery punkty przewagi nad Dortmundem. Jednak fakty są niestety takie, że od kilku lat marzeniem obydwu tych drużyn jest zajęcie bezpiecznego miejsca w środku stawki, bo na nic więcej ostatnio ich nie stać. Europejskie puchary? Co najwyżej w archiwalnych wydaniach kickera. Jeszcze w sezonie 2008/09 Hamburg spotkał się z Bremą w półfinale ówczesnego Pucharu UEFA, zaś teraz spotka się ze swoim regionalnym rywalem w walce o utrzymanie. Zapraszam na zapowiedź 24. kolejki Bundesligi.
Nieraz już spotykałem się z osobami rozkminiającymi, co stało się z tym HSV i z tym Werderem. Jeszcze nie tak dawno europejskie puchary, ligowa czołówka, w 2004 roku bremeńczycy zdobyli przecież mistrzostwo, sukcesy, światła jupiterów, alkohol, kobiety, narkotyki, a teraz marazm, dołek, pośmiewisko. Werder jako tako się jeszcze trzyma, chociaż i tak jest to dość optymistyczny punkt widzenia. Przyzwyczaił nas do tego, że jedna runda w jego wykonaniu potrafi być bardzo dobra, zaś o drugiej lepiej zapomnieć. Przykład? Die Grün-Weißen zabrakło trzech punktów, żeby w poprzedniej kampanii załapać się na Ligę Europy, mimo że na półmetku rozgrywek zajmowali pierwsze bezpieczne miejsce, tuż nad strefą barażową. I właściwie tylko przez własne nieogarnięcie nie powrócili na europejskie salony, ponieważ w trzech ostatnich kolejkach zanotowali trzy porażki i to nie byle jakie: 3:4, 3:5, 3:4.
Sezon wcześniej aż tak kolorowo nie było, bo Werder właściwie przez cały czas tułał się po dolnych rejonach tabeli i tylko dzięki niezłej passie pod koniec rozgrywek udało mu się zająć 13. lokatę, z tylko dwoma oczkami przewagi nad miejscem barażowym. Rok 2015 zakończyli bezpieczni, w środku stawki, z dychą na koszulce. Znowu do Ligi Europy brakło im niedużo, co mogło być dość zaskakujące, bo przez prawie całą jesień bremeńczycy tłukli się po trzech ostatnich miejscach w tabeli. Sezon 2013/14 to z kolei wesołe skakanie po miejscach, gra w kratkę, forma lepsza, gorsza, 0:7 od Bayernu i mimo wszystko spokojne miejsce nr 12. Przyjęto je nie najgorzej, zwłaszcza, że rok wcześniej, po niegłupiej jesieni, trzeba było drżeć o utrzymanie, zapewniając sobie tylko trzypunktową przewagę nad barażami. Kolejka górska.
W HSV natomiast życie jest dużo prostsze, bo choć przed każdym początkiem nowej kampanii ligowej mówi się, że to będzie ich sezon, to i tak kończy się jak zawsze, czyli rozpaczliwą walką o utrzymanie, kilkoma zawałami serce i masową depresją. Może Bayer powinien ich sponsorować, przynajmniej mieliby jakieś zniżki na antydepresanty? W każdym razie w XXI. wieku hamburczycy nie walczyli w ścisłej czołówce tak jak Werder, nie zdobywali mistrzostw czy nawet wicemistrzostw, ale narzekać na biedę na pewno nie mogli. Do czasu. W sezonie 2011/12 poślizgnęli się co nieco na ligowym gruncie i zajęli 15. miejsce w tabeli, najniższe w całej ich historii występów w Bundeslidze. Już wtedy powinna zapalić się im kontrolka ostrzegawcza, ale w następnym sezonie zajęli już niezłe siódme miejsce, więc co mogło pójść nie tak?
Kominy płacowe (pozdro dla van der Vaarta) i zła organizacja w klubie spowodowała, że jednak coś poszło w niepożądaną stronę, dlatego dwa kolejne sezony to legendarna walka Hamburga o utrzymanie w barażach, w której HSV musiało nieźle się napocić. Szczególnie dwumecz z Karlsruher w 2015 roku był wyjątkowo dramatyczny, bo drugoligowiec w pierwszym meczu zremisował 1:1 na na wyjeździe, na Volksparkstadion. W meczu u siebie ambitna i zasłużona dla niemieckiej piłki drużyna nie miała zamiaru odpuszczać i w 78. minucie wyszła na prowadzenie. Na ich nieszczęście w 91. minucie wyrównał Marcelo Diaz, defensywny pomocnik, który zostanie zapamiętany w Hamburgu chyba tylko z tego, że fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego dał swojej drużynie dogrywkę i utrzymał ją w niemieckiej elicie. Potem Karlsruher padło, zmęczone i podłamane dało sobie strzelić drugiego gola, dzięki czemu Dinozaury pozostały w Bundeslidze i jeszcze nie złożyły broni. A trzeba powiedzieć, że jest to jedyny zespół, grający w niej od samego początku, bez żadnej przerwy.
Sezon 2015/16 był dla Hamburga nadspodziewanie dobry, ponieważ po 34. kolejka uplasował się on aż na dziesiątym miejscu w tabeli. Jakieś wnioski? Nauka? Polepszenie ogólnej sytuacji drużyny? Nic z tych rzeczy! W zeszłym roku ostatnia kolejka decydowała o tym, czy HSV będzie zmuszone do ponownej gry w ich ukochanym barażu, czy zajmie wymarzone miejsce nr 15 i oszczędzi sobie zbędnych emocji. Hamburczycy wygrali z Wolfsburgiem, dzięki czemu to Wilki sensacyjnie musiały zagrać w dwumeczu z Eintrachtem Brunszwik, który oczywiście wygrały.
Jak wygląda sytuacja obecnie? Cóż, Hamburger SV (nie mylić ze szczypiornistami HSV Hamburg!) siedzi głęboko, na przedostatnim miejscu w tabeli, tracąc sześć punktów do "barażowego" Mainz i "bezpiecznego" Werderu. Jakby tego było mało, klub ma pogłębiające się problemy finansowe i już od kilku lat składa rytualne modły w stronę inwestora Klausa-Michaela Kühnego, który raz za razem dość naiwnie wykonuje kolejne przelewy, dając się przekonać argumentom, że tym razem coś tym sierotom się uda. Ostatnio stwierdził, że definitywnie kończy z rzucaniem kolejnych hajsów w błoto, co na pewno nie może cieszyć działaczy klubu, który wciąż, mimo cięcia kosztów, płaci zawodnikom bardzo wysokie tygodniówki. Brak klarownej polityki, wciąż zmieniający się szkoleniowcy, chaos kadrowy, niekompetencja - wszystko to powoduje, że Hamburg jest tam, gdzie jest i wielu nie bezpodstawnie twierdzi, że następny sezon będzie pierwszym, w którym nie będzie w 18-stce żadnego zespołu, występującego w Bundeslidze nieprzerwanie od samego jej powstania. Zresztą fakt, że mający ledwo 18-lat Jann-Fiete Arp, wchodzi do zespołu jak do siebie i zupełnie nie odstaje od kolegów, nie świadczy tylko o tym, że faktycznie mamy do czynienia z wielkim talentem, ale także o tym, że kopacze HSV są po prostu słabi, źle dobrani i niezorganizowani. Skoro szybki, dynamiczny, ale chimeryczny i chaotyczny Kostić ma ciągnąć grę Rothosen, ma być jej liderem, to nie jest to najlepszy prognostyk dla kibiców.
W Werderze rollercoaster jest trochę większy, bo raz wydaje się, że w klubie jest wszystko w porządku i zmierza w dobrą stronę, a potem nagle wszystko idzie w cholerę i znowu następuje walka o utrzymanie. Wahania formy piłkarzy Bremy są ogromne, a dyspozycja drużyny w bardzo dużym stopniu uzależniona jest od Maxa Kruse, najlepszego piłkarza Werderu, zdecydowanie przewyższającego umiejętnościami swoich kolegów z zespołu. Oczywiście są tam jeszcze takie postaci jak np. Delaney, kontuzjowany Bartels czy będący ostatnio w świetnej formie Kainz, ale ogólnie rzecz biorąc w kadrze bremeńczyków nie ma wystarczająco dużo jakości. Trzeba jednak dodać, że bardzo dobrze funkcjonuje u nich obrona, bo 28 straconych bramek to bardzo mało, jak na czwartą drużynę od końca, ale spora w tym zasługa także jednego z najlepszych bramkarzy jesieni, Jiriego Pavlenki.
Brakuje jednak stabilizacji formy, czasem trochę boiskowego cwaniactwa, co jest konsekwencją tego, co chce grać trener Werderu Florian Kohfeldt. Die Grün-Weißen zaczęli ostatnio prezentować fajną, ofensywną piłkę, którą ogląda się z przyjemnością, ale efekty często są takie, jak w meczu Pucharu Niemiec z Bayerem Leverkusen - z 2:0 na 2:4. Bremeńczycy są trochę taką drużyną-zagadką, bo choć ich młody trener to na pewno gość z potencjałem, to nie należy zachwycać się nad nim i rozpływać jak nad jakimś drugim Nagelsmannem. W ostatnich latach Werder miał kilku szkoleniowców, którzy notowali z drużyną obiecujące, zwycięskie passy, a potem przychodził kryzys, którego nikt nie był w stanie przezwyciężyć. Kohfeldt pracuje tam dopiero od listopada, życzę mu jak najlepiej, ale dałbym mu jeszcze trochę czasu na pokazanie tego, co naprawdę potrafi.
W jutrzejszym meczu może być różnie, bo choć Werder jest ostatnio w niezłej formie i nie przegrywa zbyt często, to większa presja będzie ciążyć na przyjezdnych z Hamburga. Ich kibice w ostatnim meczu u siebie wywiesili transparent, grożąc swoim piłkarzom. To właśnie HSV jest w większej dupie, nie wygrało od 10 meczów i jest w dużo gorszej sytuacji w tabeli. Jeśli przegra, bremeńczycy odskoczą im na jeszcze większy dystans, a bardzo istotny dla układu dolnej części stawki będzie także dzisiejszy mecz Mainz z Wolfsburgiem, który w przypadku porażki hamburczyków może pogrążyć ich jeszcze bardziej. Hamburg vs Brema to derby, Nordderby, a w takich spotkaniach dzieją się dziwne rzeczy, zawsze są emocje, nawet jeśli oglądamy bezbramkowy remis, jak w meczu na jesień. Pojawia się pytanie, jak na tę presję zareagują podopieczni trenera Bernda Hollerbacha, czy zmotywują się, czy będą mieli splątane nogi? Ja stawiałbym na Werder, wiele wskazuje na to, że gospodarze będą mieli większe szanse na komplet punktów, ale powtarzam jeszcze raz - nic nie jest pewne, szczególnie w derbach i szczególnie w Bundeslidze.
Co będzie się działo w pozostałych meczach?
Mainz vs Wolfsburg, piątek, 20:30
Tak jak wspomniałem, będzie to bardzo istotny mecz dla układu na dole tabeli. Mainz jest na miejscu barażowym, sześć punktów za nimi jest Hamburg, a tyle samo punktów i lepszy bilans bramkowy ma Werder. Wolfsburg natomiast jest tylko jedną pozycję nad bremeńczykami, mając na koncie ledwie punkt więcej. W najgorszym wypadku Wilki mogą spaść nawet na miejsce barażowe, co byłoby dużą niespodzianką, nawet biorąc pod uwagę ich słabą formę w tym sezonie. Zobaczymy, jak poradzi sobie nowy trener Wolfsburga, bo przecież kilka dni temu z posady szkoleniowca zrezygnował Martin Schmidt, co uważam akurat za sporą stratę, mimo że ekipa Volkswagena znajduje się w bardzo złej sytuacji. Zastąpił go Bruno Labbadia, człowiek od gaszenia pożarów, po którym nie spodziewałbym się jakichś wielkich fajerwerków - w końcu nie tak dawno trenował HSV... Ale wygrać z Mainz może. Ciekawostka: pięć z sześciu ostatnich meczów między tymi drużynami kończyło się remisami. Raz wygrała Moguncja.
Stuttgart vs Eintracht Frankfurt, sobota, 15:30
Korkut King vs drużyna, która lepiej gra na wyjeździe niż u siebie. Nie spodziewam się tego, żeby było to jakieś wybitne widowisko, bo Stuttgart z Korkutem na ławce robi tylko i wyłącznie jedną rzecz: broni. To jest ich sens życia od kilku kolejek: bronić, bronić i jeszcze raz bronić! Z przodu może coś wpadnie, a jak nie to trudno, grunt, żeby nie stracić. No a przecież w ataku VfB ma Mario Gomeza, który już w ostatniej kolejce udowodnił, że potrafi strzelić gola z tzw. dupy, więc zneutralizowanie go będzie kluczowym zadaniem obrony Eintrachtu. A ci akurat bronić potrafią, więc overa 3,5 tutaj nie stawiajcie.
Hannover vs Borussia Mönchengladbach, sobota, 15:30
Strzeżcie się groźnego beniaminka, fajfusy z Gladbach! Hannover gra sobie w kratę, ale akurat u siebie radzi sobie bardzo dobrze - choć przegrali tu z Wolfsburgiem, co chluby na pewno im nie przynosi. Jutro będą takim groźnym i szczekającym psem, a ich zębami będzie Niclas Füllkrug, który ostatnio jest w bardzo dobrej formie. Borussia natomiast może mieć pełne gacie, ponieważ notuje kapitalną passę czterech porażek z rzędu, a jakby tego było mało w żadnym z tych spotkań nie strzeliła bramki. Okazji do tego miała sporo, głównie w ostatnim meczu z Borussią Dortmund, gdzie tylko cud, Roman Bürki i jej dramatyczna nieskuteczność sprawiły, że nie ugrała tam chociażby remisu. Gladbach na wyjazdach traci średnio dwa gole i bardzo wątpliwe, żeby tym razem miało być inaczej. No ale to Bundesliga, tam dzieją się dziwne rzeczy.
Hoffenheim vs Freiburg, sobota, 15:30
Hoffenheim będzie faworytem i choć w tym sezonie stanowią o obliczu środka tabeli, a nie jej czołówki, to jednak wątpię w to, żeby zagrali tak słabo jak ostatnio z Schalke. Wątpię też, żeby nie sprostali Freiburgowi, który na wyjeździe radzi sobie jak facet, mający kupić swojej dziewczynie lakier do paznokci albo podpaski. Czasem uda mu się kupić odpowiedni badziew, ale raczej wraca do domu z podkulonym ogonem. Owszem, SCF miał serię dziewięciu meczów bez porażki, ale została ona zakończona dwa tygodnie temu na stadionie w Hannoverze. Kolejny wyjazd i kolejny wpierdziel? #HoffeMusisz
Bayern Monachium vs Hertha Berlin, sobota, 15:30
Bayern po Lidze Mistrzów, u siebie, jeszcze z tymi lamami z Berlina. Posiadanie w okolicach 75% można obstawiać w ciemno, a Hertha wcale nie ma zamiaru się z tego powodu smucić. Tacy już są ci berlińczycy. W każdym razie choć Bawarczycy są logicznym faworytem, to nie wykluczam tego, że przez przypadek Hertha może tutaj zremisować.
Werder Brema vs HSV, sobota, 18:30
Bayer Leverkusen vs Schalke, niedziela, 15:30
Bardzo lubię mecze między tymi drużynami. Niezależnie od tego, kto ma akurat jaką formę, zawsze traktuję je jako zespoły z podobnym potencjałem. W tym przypadku akurat gospodarze mają większy potencjał ofensywny, zaś goście mają Naldo, w dodatku obie ekipy ostatnio osunęły się w tabeli, chociaż rzecz jasna nie straciły szansy na nic, bo każdy wie, jaka jest w tym roku tabela Bundesligi. Nie wiem, jakiego meczu można się tutaj spodziewać, raczej takiego, w którym to Leverkusen będzie grało piłką, a Schalke spróbuje coś kontrować. Tydzień temu Tedesco perfekcyjnie rozgryzł Hoffenheim, czy tym razem rozgryzie Bayer?
RB Lipsk vs FC Köln, niedziela, 18:00
Lipsk przyjmie u siebie Kolonię po udanej przeprawie w Lidze Europy z Napoli. Co prawda, jak to słusznie ujął na Twitterze Tomasz Urban, Włosi osiągnęli oczekiwany skutek - odpadli, mogąc skupić się na Serie A, ale pokazali, że są zespołem lepszym od Lipska. Trudno się z tym nie zgodzić, bo neapolitańczycy byli w czwartek dużo bardziej przekonujący niż RB i zasłużenie wygrali 2:0, grając na wyjeździe (ale pierwszy mecz przegrali u siebie 3:1). Oczywiście nie grali pierwszym składem i nie napinali się tak, jak na potyczki z Juventusem, ale i tak pokazali, że Byki muszą się jeszcze sporo nauczyć, mimo że to właśnie one będą dalej grały w Europie. W każdym razie RasenBallsport nie będzie tak wypoczęty jak FC Köln, Hasenhüttl zapewne zarotuje składem i właśnie od jego wyborów w największym stopniu będzie zależał przebieg tego spotkania. Najprawdopodobniej nie będzie mógł zagrać kontuzjowany Keita, więc wątpię w spokojne zwycięstwo Lipska bez żadnych problemów.
Borussia Dortmund vs Augsburg, poniedziałek, 20:30
Drugi poniedziałek z rzędu będziemy mogli zobaczyć Bundesligę, a razem z nią kolejny protest. Niemieccy kibice są rzecz jasna przeciwni graniu meczów w pierwszy dzień tygodnia, co ekipa z Südtribüne ma zamiar zademonstrować. Petera Stögera może na pewno ucieszyć fakt dodatkowego dnia odpoczynku po czwartkowej walce w Atalancie, ale rywal wcale nie będzie łatwy. Augsburg to w tym sezonie trudny przeciwnik, który idealnie odnajduje się w sytuacji, gdy nie ma piłki, może kontrować i grać lagę do przodu. Jak powszechnie wiadomo Borussia to drużyna reprezentująca zupełnie inną filozofię gry, dlatego oba zespoły uzupełnią się jak yin i yang. No chyba że Stöger wykaże się sprytem jak Hasenhüttl z Lipska i odda Bawarczykom piłkę, co gościom na pewno się nie spodoba. Mając Pulisica, Schürrlego, Reusa czy Batshuayia można kontrować, więc na złe to raczej BVB nie wyjdzie.