Wszystko zostało spalone. Remis w hicie Bundesligi!
Szlagierowe spotkanie Bundesligi rozgrywane w Lipsku, gdzie RB podejmował Borussię Dortmund, nie zakończyło się sensacyjną wygraną drużyny gości. Wicelider w Niemczech, obecnie są nimi dortmundczycy, w tym sezonie po prostu nie wygrywa, koniec, kropka i tak było też tym razem. RasenBallsport podzielił się punktami z BVB, zremisował 1:1, a kibice nie mieli prawa narzekać!
Gospodarze nie zaskoczyli jakoś bardzo składem i wystawili to, co mogli chyba wystawić najlepszego. Stare, dobre 4-4-2, Keita, Forsberg, Sabitzer, Werner, nie było tutaj nic niesamowitego i Hasenhüttl nie zaskoczył, jak zima drogowców. Ciekawiej było natomiast w Borussii, gdzie Stöger zdecydował się posadzić na ławce Sokratisa, dowódcę (fakt, nie ocena jakości) linii obronnej dortmundczyków, którego miejsce zajął młody Akanji. Oprócz tego w końcu od pierwszej minuty wyszedł Mahmoud Dahoud, co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo przynajmniej w moim przekonaniu młody Niemiec był man of the match. Tak to wyglądało:
Lipsk: Gulacsi - Laimer, Orban, Upamecano, Klostermann - Sabitzer, Kampl (66. Ilsanker), Keita, Forsberg (61. Bruma) - Augustin (75. Poulsen), Werner
Dortmund: Bürki - Piszczek, Akanji, Toprak, Schmelzer - Weigl, Dahoud - Reus (88. Pulisic), Götze (78. Philipp), Schürrle - Batshuayi
Mecz od samego początku toczył się w niesamowicie szybkim tempie. Na boisku było bardzo dużo jakości, gry do przodu i nie bez powodu Tomasz Urban, ekspert Eleven, stwierdził w przerwie spotkania, że jest to jeden z najlepszych meczów sezonu. Oglądało się to po prostu zajebiście, tym bardziej że w pierwszej połowie padły aż cztery gole!
W każdym razie samo starcie było wyrównane, a w 9. minucie pierwszą sytuację miał Lipsk. Borussia straciła piłkę podczas rozgrywania, błąd techniczny popełnił nerwowy Akanji, a futbolówka dotarła do Timo Wernera, który ruszył w stronę bramki i w bardzo dogodnej sytuacji trafił wprost w Bürkiego. Dortmund odpowiedział już minutę później, kiedy po małym bilardzie na lewej stronie (w końcu akcję zrobił duet drewno-drewno, czyli Schmelzer-Schürrle) piłka znalazła się pod nogami Batshuayia. Belg w polu karnym kapitalnie obrócił się z bykiem Upamecano na plecach i oddał mocny strzał, wybroniony efektownie przez Gulacsiego.
Ale co z tymi golami? W 16. minucie BVB wyszła z kontrą, Reus podał do Schürrlego, ten do Batshuayia, a Belg strzelił do bramki, jednak... Schürrle był na ewidentnym spalonym. 10 minut później goście zdobyli kolejnego gola i kolejnego ze spalonego - tym razem złapany przez liniowego został strzelec Reus. Zresztą w pierwszej połowie Lipsk ogólnie świetnie łapał Borussię na ofsajdach i jak widać okazało się to skuteczne. W drugiej połowie wiele się nie zmieniło i wciąż wszyscy palili i palili - w całym meczu jedenaście razy, a szkoda, bo wiele z tych akcji zapowiadało się smakowicie.
Były też prawidłowo zdobyte gole, a zaczął je pakować Augustin w 29. minucie. Schürrle stracił bardzo głupią piłkę w środku pola, odebrał ją Keita i natychmiast zagrał do francuskiego napastnika, który pewnie wykończył sytuację sam na sam. Podopieczni Petera Stögera wyrównali w 38. minucie, kiedy fenomenalne podanie prostopadłe wykonał Dahoud. Później Reus kiwnął bramkarza i strzelił, ale to nie jest ważne, bo... DAHOUD! Boże, co to był za pass! Klasa światowa, obczajcie sobie!
No ale w każdym razie do przerwy był remis, a mecz oglądało się zajebiście, mimo że łącznie oddano tylko sześć strzałów. Serio.
GOAL! @woodyinho
— Borussen ✍🏼 (@BorussenEdits) 3 marca 2018
1-1! #RBLBVB pic.twitter.com/Wn79h8HBUX
Wierzę VAR-owi, że Reus faktycznie nie spalił, bo sytuacja była stykowa. W każdym razie drugą część spotkania podzieliłbym nieśmiało na etap, w którym lepiej wyglądała Borussia, potem nikt, a potem Lipsk - tak mniej więcej. Tempo z minuty na minutę zaczęło spadać, ale to nie znaczy, że oglądaliśmy Ekstraklasę. Zdecydowanie nie, po prostu widać było, że pierwsza połowa kosztowała piłkarzy naprawdę dużo. Niestety też w wielu akcjach czegoś brakowało, były konstruowane w bardzo ciekawy, techniczny sposób, ale albo ktoś gdzieś nie podał, albo ktoś za dużo jeździł, albo podał do Schürrlego, albo Bóg wie co jeszcze.
Dlatego pierwsza naprawdę groźna sytuacja została rozegrana dopiero w 63. minucie, kiedy pan dyrygent Dahoud wbił się w pole karne RB, kiwając jakichś osiemnastu rywali i podał do Batshuayia, który z czterech metrów nie wpakował piłki do pustej bramki. Trzeba go jednak usprawiedliwić, bo nie za bardzo miał z czego to kopnąć, a przeprostu w kolanie chyba wolał nie robić. Natomiast godna odnotowania i zakończona strzałem sytuacja gospodarzy miała miejsce dopiero w... 86. minucie, a jej autorem był "daj mi pół godziny, bo jak gram więcej, to mi nie idzie", czyli Bruma. Portugalczyk chciał popisać się efektownym lobem z ostrego kąta, ale mu nie wyszło i piłka minęła bramkę Bürkiego. No i w sumie tyle.
Wbrew temu minimalistycznemu opisowi drugiej połowy mecz oglądało się bardzo dobrze, ponieważ obie drużyny były bardzo otwarte i chciały grać do przodu, a to zawsze jest gwarantem co najmniej niezłego widowiska. Tym bardziej jeśli mówimy o zespołach, preferujących techniczny futbol, oparty na klepkach, wychodzeniu na pozycję i grze po ziemi. Z jednej strony najlepszy na boisku Dahoud, z drugiej strony niewiele gorszy Naby Keita - reżyserzy gry. Druga połowa odznaczała się także tym, że napastnicy byli mało widoczni - czasem jakaś piłka się do nich przyturlała, ale nic ciekawego z nią nie zrobili i ogólnie trzeba rzecz, że byli niewidoczni, a już w szczególności Timo Werner. Słabiutko zagrał ponownie irytujący Andre Schürrle, chyba najgorszy na boisku, ale na jego szczęście w obronie wymiatał Toprak, który pod nieobecność Sokratisa przejął schedę dowództwa w obronie BVB. Na przeciwko siebie miał godnego rywala w postaci o dziwo nieelektrycznego Upamecano.
No i tak to się żyło na tej wsi. Borussia oddała w drugiej połowie... jeden strzał, a w przeciągu całego spotkania ledwie cztery i żeby było śmieszniej, wcale nie było tego widać, bo samych akcji było bardzo dużo. Trzeba jednak powiedzieć, że remis to w pełni sprawiedliwy wynik tego hiciora i wpisuje się w obecny sezon Bundesligi, w którym wicelider po prostu nie wygrywa.
Oświadczamy że to chujowa oprawa kibiców tfuu RB Lipsk #RBLBVB pic.twitter.com/e1K5THqgBh
— Borussia Dortmund-Oświadczenia (@BVBOswiadczenia) 3 marca 2018