Ta druga Borussia: "Mamy swoje ambicje!"
Zastanawiałem się, czy pisać w tytule o tej pierwszej Borussii, czy o tej drugiej... ale z racji tego, że Mönchengladbach jest w ostatnich latach drużyną po prostu słabszą od Dortmundu i zważając na słowa dyrektora sportowego "Źrebaków" Maxa Eberla, który sam to przyznał... postanowiłem napisać, jak napisałem. Bo Eberl powiedział kilka fajnych rzeczy, jak chociażby to, że Gladbach nie jest klubem "treningowym" dla innych zespołów i ma swoje ambicje! No cóż...
Borussia Mönchengladbach to w ostatnich latach taki klub kręcący się między pucharami a środkiem tabeli. W 2015 roku byli nawet na najniższym stopniu podium, kiedy to trenował ich wówczas jeszcze, pracujący obecnie w drugiej Borussii, Lucien Favre. Zdarzały im się także potknięcia, jak dwukrotne przygody w 2. Bundeslidze dwa razy w XXI wieku, czy przymus gry w barażach siedem lat temu, ale ogólnie można powiedzieć, że Gladbach jest już stałym przedstawicielem ligi niemieckiej i nie chcielibyśmy, aby ich tam nie było. Zresztą Borussia to klub ze wspaniałą historią, bo to właśnie "Źrebaki" były jednym z pierwszych rywali Bayernu Monachium, gdy Bundesliga jeszcze raczkowała. Lata 70. to kapitalny okres w historii klubu, kilka mistrzostw, świetnie opakowana walka między dobrymi a złymi, czyli między Borussią a Bayernem właśnie. Wtedy też otrzymali swój charakterystyczny pseudonim, nawiązujący do młodości i zwinności ich piłkarzy. Oni, nie Dortmund.
W Gladbach na pewno można się wybić, czego dowodem są chociażby tacy zawodnicy jak: Granit Xhaka, Marco Reus, Marc-Andre ter-Stegen, Dante czy Marco Marin. W Mönchengladbach nie zwykli płacić kroci za swoich nowych piłkarzy, ba, w ostatnich latach im droższe były transfery, tym gorzej one wychodziły: Matthias Ginter (on akurat jest spoko, ale to wciąż Ginter), Luuk de Jong, Jannik Vestergaard czy Josip Drmić kosztowali dużo, a wnieśli mało. Polityka klubu jest więc widoczna gołym okiem, choć wspomniany Max Eberl, dyrektor sportowy, nie uważa, że Borussia jest klubem treningowym, szkolącym piłkarzy dla innych zespołów. Choć sam sobie później zaprzeczył...
Nie, jestem przeciwny temu wyrażeniu. Jesteśmy ambitnym klubem i rozwijamy graczy dla ich własnego sukcesu.
Jeśli sprzedajemy Granita Xhakę za 40 mln euro, jest to wielki sukces. Nie ma to jednak nic wspólnego z tym, że szkolimy graczy dla Arsenalu, bo chodzi o to, że ten jeden z naszych piłkarzy osiągnął wyjątkowy status na europejskim rynku.
Mamy swoje ograniczenia, mamy swoją tożsamość - tego się trzymamy. Wtedy nie będzie niebezpieczeństwa, że się potkniemy.
Istnieje 8-10 klubów, które mogą pozwolić sobie na to, żeby nie sprzedawać najlepszych piłkarzy. Ale nawet taki klub jak Borussia Dortmund, który ma większe możliwości od nas, nie jest w stanie utrzymać swoich topowych zawodników bez żadnego "ale". Kiedy przychodzą najmocniejsze ekipy Europy, czołowi piłkarze są już nie do utrzymania. Oczywiście mogę postawić sobie honorowy cel, aby utrzymać wszystkich naszych wspaniałych graczy, ale czy to jest realne?
Mamy konkretne wymagania, które są precyzyjnie sformułowane. Jeśli osiągniemy sukces sportowy, będziemy mogli zainwestować. A składa się na niego dostanie do europejskich pucharów oraz transfery. Jest to dla mnie, dyrektora sportowego, jasny wymóg.
Wszystko pięknie, ładnie, ale... no jednak, panie Eberl, jesteście klubem "treningowym" dla innych, nie oszukuj się pan. Sam pan żeś to przyznał. Macie to szczęście, że szkolicie chociaż dla tych najlepszych, a nie jak takie Mainz czy Freiburg, dla tych średnich. Dyrektor Borussii wspomniał także o największej perełce, która gra obecnie w ich szeregach, czyli Thorganie Hazardzie, również łączonym z innymi, mocniejszymi ekipami tego lata. Belg postanowił jednak zostać w Gladbach, ponieważ jest świadomy tego, że jeśli nadal będzie się tak rozwijał, pójdzie w ślady Xhaki, Reusa, a być może i przede wszystkim... swojego brata Edena, który w Niemczech nigdy nie grał, ale furorę zrobił w piłce niesamowitą.