Zboczenie Timo Wernera
Padał sobie śnieg dzisiaj w Lipsku, przez co dodawał meczowi RasenBallsportu z Mainz elementu romantyczności. Brakowało jeszcze tylko jakiejś nuty pokroju "Jingle Bells" czy "Last Christmas", bo taki to właśnie świąteczny klimat był na Red Bull Arenie. Chociaż przyjezdni z Moguncji woleliby pewnie coś z Iron Maiden czy Black Sabbath, bo gospodarze, wraz z Timo Werner i równie dobrym Yussufem Poulsenem, bynajmniej nie wręczyli im przyjemnego prezentu pod choinkę.
Składy:
- Lipsk: Gulacsi - Konate, Orban, Upamecano - Demme - Klostermann (85. Ilsanker), Sabitzer, Kampl (46. Laimer), Halstenberg - Poulsen, Werner (89. Bruma)
- Mainz: Zentner - Brosinski, Bell, Niakhate, Caricol - Öztunali (83. Boetius), Gbamin, Latza - Quaison (67. Maxim) - Mateta, Onisiwo (78. Ujah)
Nie do końca było wiadomo czy skazywać tu Mainz na pożarcie, czy nie do końca. W końcu mierzyło się ze sobą dzisiaj 2/3 najlepszych defensyw Bundesligi, a to zawsze trzeba mieć na uwadze przy tego typu wieszczeniach z kryształowej kuli. Jednak okazało się, że nikt nie miał zamiaru grać asekurancko, bo już od samego początku tempo tego meczu było zawrotne, mimo że to dziadostwo spadające z chmur, zmieszane z wszystkimi chemikaliami świata, kazało raczej siedzieć przed kominkiem z kakaem i jakąś dobrą książką. I większość lipszczan pewnie tak zrobiło, bo trybuny były raczej pustawe (jak na warunki Bundesligi, nie Śląska Wrocław).
Dobrze jest
Ich strata, bo już po 19 minutach RB prowadził 2:0! Obie bramki były autorstwa Yussufa Poulsena, który najpierw efektownie wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony Kevina Kampla, trafiając z woleja, a chwilę później już w prostszej sytuacji wykazał się czujnością, pakując piłkę dograną przez Timo Wernera i nieprzeciętą przez Mousse Niakhatego. Dzięki temu Duńczyk ma już na koncie 11 goli we wszystkich rozgrywkach, czyli więcej niż w dwóch poprzednich sezonach łącznie! Cóż, z Poulsena nie był do tej pory strzelec wyborowy, ale wreszcie się zaczął brać za siebie i robić to, co do napastnika należy. Zresztą mógł strzelić nawet hat-tricka, ale w 30. minucie spotkania został zblokowany.
Ostatni kwadrans pierwszej połowy należał jednak zdecydowanie do Mainz, co w sumie nie powinno nas jakoś bardzo dziwić, ponieważ Lipsk słynie z tego, że posiadanie piłki nie jest mu do szczęścia potrzebne. Ale co innego, gdy oddaje się rywalowi tylko futbolówkę, a co innego, gdy pozwala mu się atakować i nabierać rozpędu. A do tego gospodarze niestety (z ich punktu widzenia) dopuścili. W 33. minucie dostali pierwszy poważny sygnał ostrzegawczy, gdy ostro zakotłowało się w ich polu karnym, a paradą musiał popisywać się Peter Gulacsi. Nie wyciągnęli jednak wniosków i w 38. minucie stracili gola. Najpierw Marcel Halstenberg nie wybił piłki tak, jak należy, a następnie Willi Orban nie upilnował Karima Onisiwo, który po wrzutce Levina Öztunaliego, wnuka słynnego Uwe Seelera, zdobył bramkę dla Mainz.
O co chodzi z Timo Wernerem?
2:1 - to był wynik, z jakim oba zespoły schodziły do szatni. Mecz mógł się nam podobać, bo był prowadzony w bardzo dobrym tempie, więc w drugiej połowie chcieliśmy więcej! I faktycznie zaczęło się ostro, od gry przenoszonej spod jednej bramki pod drugą. Niestety zbyt wielu faktycznie dogodnych sytuacji nie oglądaliśmy, choć w pierwszych minutach zajebistą miał Orban, który minimalnie chybił po uderzeniu głową. Dziać się zaczęło dopiero bliżej ostatniego kwadransa. Najpierw Werner sprawdził czujność Robina Zentnera, strzelając z ostrego kąta, a chwilę później minimalnie z rzutu wolnego pomylił się Daniel Brosinski z drużyny przyjezdnej. W 74. minucie gol w końcu padł, a Mainz straciło go na własne życzenie. Jean-Philipp Gbamin, gwiazda drużyny, pomylił się w wyprowadzeniu, Diego Demme uruchomił Wernera, który poradził sobie z grającym słabe spotkanie Niakhate i po kiwnięciu bramkarza podwyższył na 3:1.
A wiecie z czego słynie Niemiec w tym sezonie? Z tego, że jeśli w Bundeslidze strzela to tylko po dwie bramki! Takie ma chłopak zboczenie i nic z tym zrobić nie potrafi. W 88. minucie Poulsen podał do 22-letniego szybciora, który popisał się indywidualną akcją i uderzeniem w samo okno skompletował swojego piątego doppelpacka w bieżących rozgrywkach! Czyli jak możecie łatwo policzyć, ma już na koncie 10 trafień. Gościom w drugiej połowie brakowało jakiegoś konkretnego pomysłu i polotu w konstruowaniu akcji, a to w starciu z RB jest konieczne, ponieważ piłkarze z Lipska specjalizują się w niskim ustawieniu z nastawieniem na kontry. Dzisiaj wykorzystali to perfekcyjnie, 4:1, dziękuję, miłej niedzieli.