Siemaszko: "Nie jestem winny temu, że Ruch spadł"
Wszyscy w Polsce wiedzą, kim jest Rafał Siemaszko. Napastnik, Arka Gdynia, biega, Puchar Polski, strzelił gola ręką Ruchowi Chorzów w decydującym o utrzymaniu Niebieskich meczu. Wszyscy wspominają to wydarzenie, mimo że miało ono miejsce 5 miesięcy temu, w maju. Co na ten temat powiedział sam zainteresowany w wywiadzie, którego udzielił Izie Koprowiak z Przeglądu Sportowego?
To określenie (oszust - red.) bolało mnie najbardziej... Przez kilka pierwszych nocy nie mogłem spać. Wciąż zastanawiałem się, co będzie dalej. Piłka odbiła się, wpadła...
Ale kto by się w takiej sytuacji przyznał? Ludzie oceniają, ale nie wiedzą, jak sami by się zachowali. Po meczu zastanawiałem się, co z tym wszystkim zrobić. Tej sprawie przyglądała się komisja dyscyplinarna, bałem się, że mnie zawieszą, że sędzia oberwie.
Potem rozmyślałem, że miałem jeszcze dużo czasu, może strzeliłbym tego gola normalnie, prawidłowo? Gdybym znów znalazł się w takiej sytuacji, przyznałbym się. Tak sądzę.
Nie jestem winny temu, że spadli. Liga trwała długo, wszyscy wiemy, jak zadłużony był Ruch. Moja bramka to tylko jedna ze składowych. Przyczyn było wiele.
Nie da się tutaj nie zgodzić z zawodnikiem Arki. Ruch był, a właściwie wciąż jest chorym klubem i kłopoty finansowe ściągały go na dno niczym utopiec. Piłkarze nie dostawali swoich pieniędzy, były przecież głośne sprawy związane z Patrykiem Lipskim czy wcześniej z Kamilem Mazkiem. Gol Siemaszki nie był prawidłowy, nie powinien być uznany, było to zachowanie niesportowe, to oczywiste, ale z drugiej strony nikt chorzowianom nie zabraniał punktować we wcześniejszych meczach sezonu. Wystarczyło zdobyć sześć punktów więcej, a wówczas w I lidze oglądalibyśmy np. Cracovię lub właśnie Arkę.
A na razie w najwyższej lidze mamy gdynian, którzy póki co mają się całkiem nieźle, natomiast Ruch z impetem zamyka tabelę I ligi. Nie można zapominać o tym, że przed początkiem rozgrywek odjęto z ich konta pięć punktów, ale nawet gdyby tego nie zrobiono, to teoretycznie chorzowianie i tak byliby na ostatnich czterech miejscach - razem ze Stomilem, Wigrami i Tychami.