Była prezes Wisły zmieniła nazwisko!
Chyba nie ma obecnie bardziej odrażającej postaci w polskim futbolu, niż Marzena Sarapata. Kobieta, która swoimi decyzjami doprowadziła jeden z największych polskich klubów do ruiny, nie potrafiła nawet przyznać się do popełnionych błędów i odejść z klasą. Zamiast tego, przekazała Wisłę w ręce bandy przebierańców, a następnie ulotniła się tylnymi drzwiami. Wygląda jednak na to, że uniknięcie odpowiedzialności może się pani Marzenie nie udać, mimo że podejmuje bardzo zabawne próby ratowania swojego wizerunku.
Jak poinformował na swoim Twitterze Szymon Jadczak, Marzena Sarapata już nie jest Marzeną Sarapatą. Od niedawna przedstawia się jako Marzena Czekaj, czyli używa nazwiska swojego męża. Niby nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była prezes Wisły ślubu nie wzięła w zeszłą środę, ale kilka miesięcy temu. Ekspertem od spraw matrymonialnych może nie jestem, ale wydaje mi się, że jeśli kobieta ma zamiar przejąć nazwisko męża, to zazwyczaj dokonuje tego tuż po ślubie. Jeśli decyduje się na taki krok parę miesięcy później, to znaczy, że ma w tym jakiś konkretny cel. A jaki może być cel w tym wypadku? Z tego co mi wiadomo, pani Sarapata Czekaj nie planuje kariery muzycznej, więc zmiana nazwiska raczej nie łączy się z chęcią podboju rynku wschodnioazjatyckiego.
Odpowiedź jest oczywista i pewnie sami już na nią wpadliście - pani Marzena liczy, że takimi prostackimi sztuczkami uda jej się jakoś rozmyć w tłumie. Cóż, jeśli zmiana nazwiska jest jedynym pomysłem na zażegnanie problemów przez prawnika z 15-letnim doświadczeniem, to ja naprawdę zaczynam wątpić w sens polskiego szkolnictwa wyższego. Jakim cudem ta kobieta dostała dyplom na jakiejkolwiek uczelni? Więcej, jakim cudem w ogóle trafiła na studia prawnicze? I tu nie chodzi tylko o tę konkretną sytuację - powszechnie znane są historie, że Sarapata kilkukrotnie skompromitowała się w sądzie, mając problem z podstawowymi prawniczymi zagadnieniami.
Na koniec mały apel do samej zainteresowanej: Niech pani da już sobie spokój z tymi wieśniackimi zagrywkami i po prostu odda się w ręce sprawiedliwości. I tak dobrze wiemy, że w końcu pani trafi do paki, więc lepiej nie odkładać tego momentu w czasie. I szczerze mówiąc - nie interesuje mnie, czy działała pani na własną rękę, czy za wszystkim stali groźni gangsterzy z maczetami i pani była tylko przystawką - honorowy człowiek nie wszedłby w taki chory układ. Liczę na to, że już niebawem ponownie usłyszymy o zmianie pani nazwiska, tym razem na "Marzena C."