Jagiellonia zaczyna od demolki na wyjeździe!
Wiemy, jak to z Ekstraklasą jest - wyśmiewasz, krytykujesz, czujesz zażenowanie, a kiedy przychodzi przerwa zimowa, to zaczyna Ci tej ligi brakować. Summa summarum, te podania w bandy reklamowe, strzały w sektor C3 i dziurawe ręce bramkarzy dostarczają nam wiele rozrywki, a przecież o to w piłce nożnej chodzi. Pod tym względem pierwszy ekstraklasowy mecz po przerwie zimowej na pewno nie zawiódł. A czy była w tym wszystkim jakość? Odpowiem dyplomatycznie - bywało gorzej.
Składy:
Miedź: Kanibołocki - Zieliński (70' Musa), Bozić, Osyra, Milković - Camara, Augustyniak (46' Fernandez), Santana, Ojamaa (66' Roman) - Forsell, Piasecki
Jagiellonia: Sandomierski - Arsenić, Mitrović, Runje, Guilherme - Poletanović (80' Savković), Romanczuk, Pospisil (66' Kwiecień) - Novikovas, Klimala (68' Scepović), Kostal
Już w 15. minucie Anton Kanibołocki zadbał o to, żebyśmy w pełni poczuli ekstraklasowy klimat. Zamiast wybić poza pole karne piłkę podbitą przez jednego z zawodników Jagiellonii, podał ją wprost pod nogi Nemanji Mitrovicia. Słoweniec bez zastanowienia z pierwszej piłki kropnął na pustą bramkę, tym samym zapewniając Jagiellonii prowadzenie. Abstrahując od okoliczności objęcia prowadzenia przez białostoczan - ta bramka była w pełni zasłużona. Co prawda mecz był bardzo wyrównany i toczył się głównie w środkowej strefie boiska, jednak zdecydowanie więcej z gry mieli przyjezdni.
Po stracie bramki nieco obudziła się Miedź, która próbowała stwarzać sobie sytuacje, jednak słowo klucz to "próbowała". De facto gospodarze nie mieli ani jednej dogodnej okazji strzeleckiej, w przeciwieństwie do Jagiellonii, która w 30. minucie za sprawą Martina Kostala mogła podwyższyć prowadzenie. Jego strzał jednak dobrze obronił Kanibołocki, po części rehabilitując się za stratę bramki. Ale tuż przed końcem pierwszej połowy nie miał nic do gadania, kiedy po uderzeniu z rzutu karnego pokonał go Guilherme. Warto zatrzymać się na moment przy przyczynach tej "jedenastki". Tym razem głównym "bohaterem" był Tomislav Bozić, który w jednej akcji popełnił dwa skandaliczne błędy - dał się w dziecinny sposób wyprzedzić Poletanoviciowi, a następnie zupełnie bezsensownie go sfaulował. Jak się miało później okazać - nie były to jedyne pomyłki kapitana Miedzi w dzisiejszym meczu.
Po przerwie obraz gry znacząco nie uległ zmianie - głównie atakowali gospodarze, jednak stwarzanie sytuacji przychodziło jej z wielkim trudem. Właściwie w pierwszym kwadransie drugiej połowy jedyną dobrą okazją był kapitalny, niesygnalizowany strzał Juana Camary z 55. minuty. W tej sytuacji dobrze spisał się Grzegorz Sandomierski, który sparował uderzenie na rzut rożny. Wszystkie wysiłki "Miedzianki" spełzły jednak na niczym, ponieważ jak już wspomniałem wyżej - ewidentnie swojego dnia nie miał Bozić. W 64. minucie powalił wychodzącego sam na sam Patryka Klimalę i sędzia Bartosz Frankowski słusznie pokazał mu czerwoną kartkę. W skrócie - sprokurowany rzut karny, czerwona kartka i do tego współudział przy pierwszej bramce, kiedy utrudnił interwencję Kanibołockiemu. Po prostu występ-katastrofa.
Utrata kapitana już ostatecznie podłamała gospodarzy, którzy wyglądali, jakby czekali tylko na końcowy gwizdek sędziego. Na kwadrans przed końcem meczu zwycięstwo przypieczętował Arvydas Novikovas, który po krótkim dryblingu strzelił płasko po krótkim słupku. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że uderzenie było absolutnie nie do obrony dla Kanibołockiego. Do końca spotkania nie wydarzyło się nic interesującego, nie licząc kapitalnego strzału Juana Romana z 91. minuty, który zatrzymał się na poprzeczce.
Nie wyciągałbym po tym spotkaniu zbyt pochopnych wniosków, wszak był to pierwszy mecz po przerwie zimowej, jednak można pokusić się o ogólne spostrzeżenia. Jeśli chodzi o Jagiellonię - białostoczanie zaprezentowali się bardzo dobrze w tym meczu. Kontrolowali przebieg spotkania, bezwzględnie wykorzystali błędy Miedzi i nie dopuszczali gospodarzy do sytuacji strzeleckich. Natomiast Miedź wyglądała dramatycznie "zarówno w ofensywie jak i defensywie". Trenera Dominika Nowaka z pewnością czeka dużo pracy, bo przewaga "Miedzianki" nad strefą spadkową wynosi zaledwie cztery punkty, a grając w taki sposób jak dziś, ta różnica szybko może stopnieć.