Kuba bohaterem! - po meczu Wisła vs Śląsk
W kończącym 22. kolejkę spotkaniu naprzeciw siebie stanęły zespoły, które w obecnym sezonie raczej będą musiały zadowolić się miejscem w dolnej części tabeli. Nie to jednak było najważniejsze. To właśnie w tym spotkaniu Kuba Błaszczykowski miał powrócić na stadion przy Reymonta 22. Co więcej zdobył nawet bramkę, dającą swojemu zespołowi niezwykle ważne 3 punkty. Co tu więcej mówić: powrót marzenie!
- Wisła: Lis - Palcić, Sadlok, Wasilewski, Pietrzak - Basha, Plewka, Drzazga, Peszko (73' Klemenz), Błaszczykowski (80' Burliga) - Kolar (46' Wojtkowski)
- Śląsk: Słowik - Broź, Celeban, Golla, Cholewiak - Mączyński, Radecki, Łabojko (61' Chrapek) - Pich (78' Ahmadzadeh), Musonda, Piech (58' Robak)
Spotkanie pomiędzy Wisłą a Śląskiem od samego początku zapowiadało się bardzo ciekawie. Między innymi ze względu na to, że na boisku mieliśmy kilku zawodników, którzy mają lub w przeszłości mieli do czynienia z reprezentacją Polski. W zespole gospodarzy mogliśmy oglądać prawdziwą legendę drużyny narodowej, a mianowicie Jakuba Błaszczykowskiego. Obok byłego zawodnika Borussii Dortmund w zespole „Białej Gwiazdy” mieliśmy przyjemność ujrzeć m.in. Sławka Peszkę oraz Marcina Wasilewskiego. Po drugiej stronie barykady środkiem pola zarządzał natomiast były żołnierz Adama Nawałki, Krzysztof Mączyński. Same nazwiska sprawiały, że szykowało nam się nie lada widowisko. Jak było naprawdę?
Niestety pierwsze minuty, a w zasadzie cała pierwsza połowa zdecydowanie zawiodła. Zarówno Wisła, jak i Śląsk nie mogły skleić żadnej sytuacji, a każda ich akcja kończyła się jeszcze w jej zarodku. Najlepszą i tak naprawdę jedyną ciekawą akcją przyjezdnych był rzut wolny wykonywany przez Krzysztofa Mączyńskiego, kapitalnie obroniony przez bramkarza gospodarzy, Mateusza Lisa. Prawdę mówiąc, to nie wiele lepiej było po drugiej stronie.
Podobnie jak w przypadku Śląska, „Biała Gwiazda” zagroziła bramce rywala tylko jednokrotnie. Gospodarze mieli jednak zdecydowanie więcej szczęścia niż rywale i pierwszą połowę kończyli prowadząc 1:0. Wszystko zaczęło się od faulu Roberta Picha we własnym polu karnym, który wybijając piłkę zahaczył jednego z zawodników Wisły, co skończyło się interwencją VAR-u i w ostateczności podyktowaniem jedenastki. Do piłki podszedł wracający na stadion przy Reymonta 22 Jakub Błaszczykowski. Tym razem nie popełnił błędu z meczu z Portugalią i łatwo pokonał golkipera gości, Jakuba Słowika.
Druga połowa niestety była bardzo podobna do pierwszej i co z tym idzie, nie należała do najciekawszych. Co prawda było zdecydowanie więcej akcji kończonych strzałami, lecz każde z tych uderzeń nie miało prawa zagrozić żadnemu z bramkarzy. Zdecydowanie lepiej poczynali sobie piłkarze Śląska - do wyrównującej bramki za każdym razem brakowało jednak skuteczności. W przeciągu pierwszych 20 minut drugiej odsłony szczęścia próbowali Pich, Piotr Celeban oraz Marcin Robak. Wykończenia każdego z nich nie należały do najlepszych i prawdę mówiąc, czułem się jak na meczu futbolu amerykańskiego, a nie piłki nożnej. Zarówno strzał Picha, jak i Celebana wylądował na ostatnim piętrze stadionu przy Reymonta i na tablicy wyników wciąż nic się nie zmieniało.
Wraz z upływem czasu Śląsk tworzył kolejne okazje, heroicznie próbując odrobić straty. Na 10 minut przed ostatnim gwizdkiem znakomitym strzałem sprzed pola karnego popisał się Lumambo Musonda. Na nieszczęście reprezentanta Zambii w bramce gospodarzy stał dziś świetnie spisujący się Mateusz Lis, który po raz kolejny uratował swój zespół przed stratą punktów. Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie i z pierwszego zwycięstwa w drugiej części sezonu cieszyli się piłkarze Wisły. Dla wielu najważniejsze nie było jednak zwycięstwo „Białej Gwiazdy”, a bramka Jakuba Błaszczykowskiego, który już w pierwszym meczu przed własną publicznością został bohaterem swojego zespołu.
Wisła Kraków 1:0 Śląsk Wrocław
1:0 |40' Błaszczykowski