Derby Dolnego Śląska dla Wrocławian
Derby Dolnego Śląska od zawsze przynoszą kibicom wiele emocji oraz atrakcji. Bez różnicy czy na przeciw siebie stanie Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin czy Miedź Legnica. Zawsze coś się dzieje. Czasem na boisku, a od czasu do czasu również na trybunach. Takie mecze z pewnością nie zanudzają. No dobra, czasem nie są zbyt atrakcyjne, ale zdarza się to bardzo rzadko. Niestety takie ni to ciekawe, ni to atrakcyjne spotkanie trafiło się tym razem, kiedy to Śląsk Wrocław po dość przeciętnym meczu pokonał Zagłębie Lubin 2:0.
Składy:
Śląsk: Słowik - Celeban, Golla, Tarasovs, Cholewiak - Łabojko (74' Chrapek), Radecki, Mączyński - Pich (78' Gąska), Musonda, Robak (90' Piech)
Zagłębie: Hładun - Tosik, Guldan, Oko, Balić - Ślisz, Jagiełło, Pakulski (57' Sirotov), Pawłowski, Bohar (74' Mares) - Tuszyński
Jeszcze przed spotkaniem, zawodnicy, sztab szkoleniowy oraz kibice Zagłębia Lubin wiedzieli, że to spotkanie nie będzie należało do najłatwiejszych. Do Wrocławia podopieczni Bena van Daela pojechali bowiem w dużym osłabieniu. Z powodu urazu niezdolny do gry był niekwestionowany rywal Zagłębia, Filip Starzyński. W buty po "Figo" wcielić się miał Damian Bohar, który od samego początku pokazywał, że zrobi wszystko, by godnie zastąpić gwiazdę Lubinian.
Słoweniec swoje trzy grosze mógł dorzucić już w 7. minucie spotkania, kiedy to Zagłębie Lubin wyprowadziło bardzo groźną kontrę. W pole karne Śląska w swoim stylu wleciał Bartłomiej Pawłowskim, który po uporaniu się z jednym z rywali zdecydował się na odegrania piłki do dobrze ustawionego Bohara. Strzał Słowieńca zablokował jednak dobrze ustawiony Igors Tarasovs, który uchronił swój zespół przed stratą bramki. Pasywnego futbolu nie zamierzał również tolerować Śląsk, który zaledwie 3 minuty po zagrożeniu ze strony Zagłębia, wysłał do boju swoje działo w postaci Piotra Celebana. Występujący dziś na lewej stronie obrony defensor, dobrze włączył się do ataku, kończąc akcję strzałem. Uderzenie doświadczonego obrońcy nieco minęło bramkę strzeżoną przez Dominika Hładuna i ten rozpoczął grę od bramki.
Wtedy niestety po po raz n-ty włączył się syndrom "Ekstraklasa", który polega na tym, że na boisku nic się nie dzieje, a piłkarze nie są w stanie podejść bliżej niż na 25 metr od bramki, co z tym idzie nie dzieje się zbyt wiele. Przez kolejne pół godziny ujrzeliśmy zaledwie jedno celne uderzenie w wykonaniu Mateusza Radeckiego, które było oddane z odległej pozycji, nie zagrażając bramce strzeżonej przez Dominika Hładuna. Gra nieco przyśpieszyła na pięć minut przed gwizdkiem kończącym pierwszą odsłonę. W 42. minucie spotkania rzut rożny wywalczył sobie Śląsk Wrocław, co nie sprawiało wątpliwości, że jest to idealna okazja na bramkę. Tym bardziej jeśli w rolę wykonującego wciela się Krzysztof Mączyński, a w "szesnastce" znajdują się takie filary jak Piotr Celeban czy Marcin Robak. Dlaczego tak dokładnie opisuję ten rzut rożny, pomimo tego, że w przed pierwsze 45 minut zapewne doświadczyłem i kilka? Przede wszystkim dlatego, że właśnie po tym kornerze, gospodarze wyszli na prowadzenie. A więc jeszcze raz. Dobre dośrodkowanie Mączyńskiego, jeszcze lepsze zgranie Robaka i dopełnienie formalności przed Radeckiego, który umieścił piłkę w siatce, pokonując bezradnego Hładuna.
W pierwszej niczym nie wyróżniającej się połowie byłoby to na tyle, co oznacza, że czas przenieść się do drugiej części spotkania. W tej od samego początku piłkarze Śląska zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. W 51. minucie po dośrodkowaniu Lumambo Musondy, wynik spotkania podwyższył Marcin Robak, który pewnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Zaledwie minutę po strzelonej bramce, gospodarze stworzyli sobie niemal identyczną okazję. Piłkę w pole karne po raz kolejny posłał reprezentant Zambii, w roli egzekutora natomiast odnaleźć się próbował Mateusz Radecki. Odnaleźć się, to z pewnością odpowiednie stwierdzenie, gdyż piłka po jego strzale tylko minęła bramkę przyjezdnych.
W raz z upływem minut stroną dominującą był Śląsk, który stwarzał sobie kolejne okazje. Bardzo aktywny na prawym skrzydle wciąż był Musonda, który co jakiś czas szukał dobrze ustawionych w polu karnym kolegów. Jednak to nie szarże reprezentanta Zambii należały do tych najgroźniejszych. Były nimi dośrodkowania Mączyńskiego z rzutów rożnych, a przed szansą na zdobycie gola dwukrotnie stanął Igors Tarasovs. Na przeszkodzie Łotysza stawał jednak albo brak skuteczności albo Sasa Balić, który ofiarną interwencją uratował swój zespół przed utratą bramki. Namieszać w tym pojedynku miało zamiar również Zagłębie, lecz jeśli w ciągu 45 minut tylko jednokrotnie zagrażasz bramce rywala, to z pewnością nie możesz liczyć na komplet punktów. W 61. minucie przed szansą na bramkę dla gości stanął Bartłomiej Pawłowski. Skrzydłowy Lubinian niejednokrotnie pokazywał, że wykończenie nie jest jego mocną stroną i piłka po jego strzale poleciała wysoko nad poprzeczką. Na minutę przed ostatnim gwizdkiem bramkę na 3:0 zdobył Arkadiusz Piech, który po profesorku wyprowadzonym kontrataku umieścił piłkę w sieci. Według Arbitra Piotra Lasyka, atakujący gospodarzy znajdował się na pozycji spalonej i gol ostatecznie nie został uznany.
Do końca spotkania stroną przeważającą był Śląsk, który nie wypuścił zwycięstwa z garści i odniósł drugie w rundzie wiosennej zwycięstwo. Było ono niezwykle ważne, gdyż triumf w derbach za każdym razem smakuje szczególnie i w tym przypadku nie było inaczej. Tym samym podopieczni Vitezslava Lavicki dopisali do swojego konta 3 punkty, co pozwoliło im awansować na 12. pozycję oraz nieco zwiększyć przewagę nad miejscami gwarantującymi spadek.