Legia zredukowała stratę do lidera!
Murawa w Gdyni - to ona skradła show w dzisiejszym meczu. Pomimo tego, że w obu zespołach oglądaliśmy naprawdę świetnych zawodników, to nie potrafili oni przebić świetnie prezentującej się dziś murawy. To dzięki niej piłkarze nie byli w stanie wykonać kilku celnych podań, w którymkolwiek polu karnym, co z tym idzie, pierwsza połowa nie należała do grona ciekawych. Na szczęście w całym spotkaniu są takie dwie i to właśnie druga odsłona była z gatunku tych piękniejszych, dostarczając nam bardzo dużo emocji. Ostatecznie górą była Legia, która pokonała gospodarzy 2:1.
Składy:
Arka: Steinbors - Zbozień (14' Socha), Maghoma, Marić, Marciniak - Deja, Vejinović, Janota, Olczyk (70' Zarandia) - Jankowski, Kolev (73' Siemaszko)
Legia: Majecki - Stolarski, Wieteska, Jędrzejczyk, Wieteska, Hlousek - Cafu, Martins (75' Astiz), Kucharczyk, Nagy (80' Medeiros) - Carlitos (69' Agra), Kulenović
Postawa pretendentów do tytułu w ostatnim czasie nie zachwyca, co dla Legii było idealną okazją na polepszenie swojej sytuacji w tabeli Lotto Ekstraklasy. Niespodziewana porażka Lechii Gdańsk w poprzedniej kolejce, sprawiła, że mistrz Polski tracił już do podopiecznych Piotra Stokowca zaledwie 4 punkty. Jeszcze gorzej prezentuje się gra Jagiellonii, która zdecydowanie nie jest tą samą drużyną, którą mieliśmy przyjemność oglądać w rundzie jesiennej. Białostoczanie nie wygrali ostatnich trzech meczów i o wywalczeniu mistrzostwa Polski mogą już zapomnieć. O wyższości Legii nad pozostałymi kandydatami do tytułu mieliśmy się przekonać podczas starcia z Arką, na które szkoleniowiec Ricardo Sa Pinto dokonał kilku zmian w składzie. Od pierwszej minuty ponownie mogliśmy oglądać Adama Hlouska czy Pawła Stolarskiego, choć nie była to jedyna kluczowa zmiana. Portugalski szkoleniowiec od samego początku postawił na grę dwoma napastnikami, desygnując do gry Carlitosa oraz Sandro Kulenovicia. Dziwić mógł natomiast brak Iuriego Medeirosa, który pomimo tego, że w ostatnim spotkaniu został uznany za najlepszego na boisku, tym razem rozpoczął mecz z ławki.
Niestety w pierwszej połowie show skradli nie zawodnicy, a murawa na stadionie w Gdyni. W sumie nie wiem czy można nazwać to murawą, czy po prostu określić to mianem jakiegoś pastwiska, przekopanego przez krety. Każda dobrze zapowiadająca się akcja Legii kończyła się niczym, co z tym idzie, w pierwszej połowie zobaczyliśmy niewiele. Jedynym godnym wspomnienia aspektem, były dobrze spisujące się formacje pomocy. Zarówno Marko Vejinović, jak i Cafu prezentowali się dziś bardzo dobrze, lecz nie wystarczyło to, aby w pierwszej połowie stworzyć sobie jakąkolwiek dogodną sytuację. Śledząc to spotkanie, nie miałem wątpliwości, że będzie to mecz walki, a groźne sytuacje będziemy mogli oglądać tylko po stałych fragmentach. Niestety ich również w pierwszych 45. minutach było jak na lekarstwo i miałem szczere nadzieje, że druga połowa przyniesie nam coś więcej, niż oglądanie poszczerbionej murawy.
I rzeczywiście przyniosło, Zaledwie dwie minuty po gwizdku rozpoczynającym drugą odsłonę, strzałem sprzed pola karnego, Pavelsa Steinborsa zaskoczyć spróbował Michał Kucharczyk. Piłka po jego uderzeniu minimalnie przeleciała nad bramką i rezultat na tablicy wyników nie uległ zmianie. Dosłownie chwilę po niecelnym uderzeniu Kucharczyka, śladami skrzydłowego poszedł również Dominik Nagy. Węgier podobnie jak jego poprzednik nie zdołał otworzyć wyniku, a jego uderzenie, także poszybowało ponad bramką. W 57. minucie do głosu spróbowała dojść również Arka. Z dobrego dośrodkowania posłanego przez Michała Janotę spróbował skorzystać Michael Olczyk, lecz nie trafił czysto w piłkę i ta bez problemów wylądowała w rękawicach Radosława Majeckiego.
Od tego momentu rozpoczęło się prawdziwe widowisko. Jak to się mówi "niewykorzystane sytuację lubią się mścić", więc tym razem nie mogło być inaczej. Zaledwie minutę po okazji Arki, świetnym strzałem sprzed pola karnego popisał się Carlitos. Tym razem Steinbors nie miał zbyt wiele do powiedzenia i musiał uznać wyższość rywala. To ewidentnie natknęło Legię do walki. Nie minęło nawet 5 minut, a z kolejną kontrą popędzili przyjezdni. Tym razem w roli głównej znalazł się Sandro Kulenović, który bez najmniejszych problemów zwiódł rywala i podwyższył wynik spotkania.
Tak jak wspomniałem powyżej, był to dopiero początek widowiska, więc wiadomy był fakt, że gra nie będzie toczyła się tylko w jedną stronę. W 68. minucie na lewym skrzydle dobrze odnalazł się Michał Janota, który bez najmniejszego problemu ograł Pawła Stolarskiego, a następnie perfekcyjnie dograł w pole karne. Tam czekał już Maciej Jankowski, który z zimną krwią pokonał bramkarza Legii, Radosława Majeckiego. Pomimo bardzo słabej pierwszej połowy, gra się rozruszała co z pewnością mogło cieszyć. Akcje toczyły się od bramki do bramki, a oprócz świetnie grających dziś środkowych pomocników, w ich ślady poszły również skrzydła oraz atak, co sprawiało, że mecz z minuty na minutę stawał się coraz ciekawszy. Choć w drugiej połowie zdecydowanie odważniej atakowała Legia, to nie można powiedzieć, że jej rywale stali bezczynnie. Oni również od czasu do czasu stwarzali sobie świetne okazje, a najlepszą miał w 82. minucie Tadeusz Socha, który bez chwili zastanowienia hukną w stronę bramki mistrza Polski. Piłka poleciała jednak minimalnie obok bramki i Arce nie udało się dogonić rywala. Dzięki temu zwycięstwu Legia zredukowała swoją stratę do liderującej Lechii, do zaledwie jednego punktu i przy dobrych wiatrach w przyszłej kolejce powalczy o miejsce na tronie.
Arka Gdynia 1:2 Legia Warszawa
0:1 | 59' Carlitos
0:2 |64' Kulenović
1:2 |68' Jankowski