Legia liderem i zawód Lechii - echa spotkań grupy mistrzowskiej
Lotto Ekstraklasa ma nowego lidera! Nie mogło to się skończyć inaczej. Lechia od kilku tygodni regularnie zawodzi, a dziś nie oddała nawet celnego strzału. Wskoczenie na fotel lidera przez Legię Warszawa było tylko formalnością i ci po bardzo słabym aczkolwiek zwycięskim 1:0 spotkaniu ostateczni awansowali na pierwszą pozycję.
Składy:
Legia: Cierzniak - Vesović, Jędrzejczyk, Remy, Rocha - Martins, Antolić, Szymański (74' Nagy), Medeiros, Hamalainen (81' Kulenović) - Cartlitos (90+6' Cafu)
Cracovia: Pesković - Rapa, Helik, Datković, Siplak - Dimun, Gol, Hanca (90+7' Dytiatiev), Wdowiak (72' Dąbrowski) - Piszczek (46' Hernandez), Airam
Dzisiejsze spotkanie w Warszawie nie mogło się odbyć bez ogromnego zainteresowania. Po porażce Lechii Gdańsk z Piastem Gliwice, piłkarze stołecznego zespołu mogli wykonać pierwszy krok do kolejnego mistrzostwa. Do objęcia prowadzenia w ligowej tabeli wystarczył jeden punkt, lecz wywalczenie go było piekielnie trudne. Ostatnie spotkanie obu drużyn przy Łazienkowskiej 3 skończyło się łatwym zwycięstwem Cracovii, co na Legię działało jak płachta na byka. Rewanż nie należał więc do najłatwiejszych tym bardziej, że przyjezdni też o coś walczyli. Podopieczni Michała Probierza grają o udział w europejskich pucharach i potknięcia nie wchodzą tutaj w grę. Tym samym spotkanie kończące zabawę w grupie mistrzowskiej zapowiadało się kapitalnie i niczym nie ulegało tak zwanemu hitowi kolejki rozgrywanym kilka godzin wcześniej w Gdańsku.
Lechia dziś się potknęła wiec @LegiaWarszawa wie o co dziś gra 🔥🔥🔥🔥 po 3 pkt ! Ostatnio nie umieliśmy się przeciwstawić @MKSCracoviaSSA - pola to zmienić 🥳💪 #legia #LEGCRA pic.twitter.com/OZru3vNDbb
— AleksandraKalinowska (@Ola_Kalinowska) 20 kwietnia 2019
Nie takiego początku spodziewali się kibice zgromadzeni na stadionie. Gra nie zachwycała i toczyła się głównie w środkowej części boiska, nie mówiąc już o bramkach, których w pierwszej połowie nie zobaczyliśmy. Najciekawiej wyglądały okazje Andre Martinsa oraz Airama Cabrery, którzy wlali choć odrobinę optymizmu, że w tym spotkaniu coś się jeszcze wydarzy. Portugalczyk spróbował sił uderzeniem z dystansu, lecz jego strzał świetnie na obramowanie bramki sparował Michal Pesković. Hiszpan natomiast znów popisał się niebywałym sprytem i przy jego uderzeniu z kilku metrów zabrakło jedynie większej skuteczności.
Jakby Pesković nie dotknął tej piłki przy strzale Martins to pewnie byłby gol, jedna z kandydatur do parady sezonu #LEGCRA
— Łukasz C. (@9Lluc3) 20 kwietnia 2019
Pomimo bardzo przeciętnego spotkania w pierwszej połowie trzeba wyróżnić kilku zawodników. Nadzwyczaj dobrze prezentował się dziś Domagoj Antolić, który świetnie wspierał Andre Martinsa. Pomocnicy Legii dobrze rozprowadzali grę, lecz na przeszkodzie stali tym razem zawodnicy odpowiedzialny za dalsze konstruowanie akcji z Sebastianem Szymańskim na czele, który w pierwszej połowie sprawiał wrażenie zagubionego. Nie inaczej było po drugiej stronie barykady. Tutaj rządził i dzielił Janusz Gol, który już niejednokrotnie pokazywał swoją przydatności i dość trudno wyobrazić sobie zespół Michała Probierza bez doświadczonego pomocnika.
Pojadę klasykiem: chuja gramy... W ofensywie dziś dramat... Szymański chaos, Carlitos niewidoczny, Hama zniknął a Medeiros chyba poszedł go szukać... Mam nadzieję, że będzie porządny opierdol w szatni i w drugiej połowie będziemy jak bulteriery! @LegiaWarszawa #LEGCRA
— 🇭🇺Prawdziwy kibic Ⓛegii Warszawa (@Michal_Kowanski) 20 kwietnia 2019
Legia chyba wyciągnęła wnioski z ostatniego przyjazdu Cracovii do Warszawy, ale w sumie to mało co się dzieje. A krakowianie lubią drugie połowy, więc jeszcze może być ciekawie #LEGCRA
— Adrian Burtan (@aburtan1997) 20 kwietnia 2019
W pierwszej odsłonie byłoby to na tyle, a co przyniosła druga? No niestety niewiele. Prawdę mówiąc, to ta gra wyglądała jeszcze gorzej niż w pierwszej połowie, a gwiazdą wieczoru były proste straty i niedokładne podania. Bez dokładności ani rusz i zawiązanie ciekawej akcji może być jedynie marzeniem. Co prawda w drugiej połowie zobaczyliśmy gole, lecz nawet one nie poprawiły obrazu tego meczu. Najpierw po interwencji VAR-u arbiter Frankowski nie uznał bramki zdobytej z pozycji spalonej. Zdobywcą gola był Iuri Medeiros, a ratownikiem Cracovii... Sebastian Szymański, który znajdując się poza linią obrony zasłonił pole widzenia bramkarzowi "Pasów". Nie był to jednak koniec emocji. W doliczonym czasie gry fatalnie zachował się Michał Helik, który zaczepiając Williama Remy'ego sprokurował rzut karny. Do piłki podszedł Carlitos, który w takich sytuacjach się nie myli i rzutem na taśmę zapewnił zwycięstwo Legii.
Szymański biega, walczy, ale cały czas jak przyjdzie wykończyć sytuację czy obsłużyć kolegę ostatnim podaniem to wszystko psuje. Nawet z tą Pogonią ludzie go chwalili, ale bramki padały jak on się w tych akcjach piłki nie dotykał w kluczowych momentach #LEGCRA
— Łukasz C. (@9Lluc3) 20 kwietnia 2019
I w sumie to byłoby na tyle. Całe szczęście, że dzisiejszego dnia spotkań było nieco więcej, które uratowały Wielką Sobotę, a przeczytacie o nich poniżej.
Lechia Gdańsk 0:2 Piast Gliwice (29' Parzyszek, 90+5' Felix)
Zwracając uwagę na położenie w tabeli obu drużyn, można było nazwać to spotkanie hitem kolejki. Pozostałe mecze uświadczyły nas w przekonaniu, że starcie w Gdańsku było tylko prologiem do pięknego spektaklu. Początkowe minuty nie zapowiadały nie wiadomo jakiego spotkania. Gra toczyła się głównie w środkowej części boiska, a zawodnicy szczęścia próbowali tylko i wyłącznie skrzydłami. Sęk w tym, że jeśli tworzymy akcje oskrzydlające, to trzeba je zakończyć celnym dograniem czego w pierwszych minutach brakowało. Lechia wciąż grała swoje, co w końcu musiało poskutkować stratą bramki. Nie można mieć fury szczęścia przez cały sezon, a te skończyło się przecież w ostatniej kolejce, kiedy doznali klęski z Cracovią.
Identyczny scenariusz zaczął się formować przed upływem 30. minuty spotkania. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Piotr Parzyszek, który uderzeniem z półwoleja pokonał Dusana Kuciaka. Nie był to koniec złych informacji. Na chwilę przed końcem pierwszej odsłony bardzo, ale to bardzo nieodpowiedzialnie zachował się Jarosław Kubicki, który drugą żółtą kartką wykluczył się z tego spotkania, zmuszając swój zespół do gry w osłabieniu. Gol atakującego Piasta nie był ostatnim, a tego zdobył Jorge Felix, który w ostatniej minucie spotkania ustalił jego wynik. Jedno jest pewne, tak grająca drużyna nie ma prawa nawet marzyć o mistrzostwie, a co dopiero o zadowalającym wyniku na scenie europejskiej. Nie chciałbym w tym momencie komentować końcówki sezonu w wykonaniu Lechii, gdyż przed nami jeszcze 6 kolejek, ale słowa same się cisną na usta. Oficjalnie można stwierdzić, że zespół z Gdańska powtórzył wyczyn Lecha z poprzedniego sezonu i rozbił sobie głowę na ostatniej prostej. Lepszej szansy raczej nie dostaną, tym bardziej, że właśnie ominęła ich Legia.
Kandydat na mistrza kraju oddający całe zero strzałów celnych może istnieć tylko w Polsce.#LGDPIA
— Piotrek Sidorowicz (@PiotrSidorowic2) 20 kwietnia 2019
Zagłębie Lubin 2:3 Pogoń Szczecin (7' Bohar, 20' Starzyński - 11' Kozulj, 31' Buksa, 77' Drygas)
Nam strzelać nie kazano? Raczej niekoniecznie. Pięć bramek w spotkaniu drużyn walczących o europejskie puchary robi wrażenie i sprawia, że nasza liga nie jest tak nudna jak o niej mówią. Po ostatnich występach obu zespołów, faworytem tego spotkania było Zagłębie, które w rundzie wiosennej uzbierało najwięcej punktów. Po raz kolejny sprawdziła się nieprzewidywalność Lotto Ekstraklasy i ostatecznie górą była Pogoń. Nie wynik jest jednak najważniejszy, a gra drużyn w tym spotkaniu, która co jak co, ale naprawdę mogła się podobać. Takie spotkania chcemy oglądać, a taktyków formatu Bena van Daela oraz Kosty Runjaicia powinno być w naszej lidze znacznie więcej.
Piłkarze Zagłębia i Pogoni ewidentnie naoglądali się starcia City z Tottenhamem. Dzisiaj nie chcą być gorsi, póki co im to wychodzi... 😁 #ZAGPOG
— Maciek Łanczkowski (@mlanczkowski) 20 kwietnia 2019
Jagiellonia Białystok 3:3 Lech Poznań (42', 64' Imaz, 54' Kadlec - 5' Vujadinović, 21' Tiba, 77' Zhamaletdinov)
Jeśli ktoś myślał, że mecz w Lubinie był najlepszym z możliwych, to się naprawdę grubo mylił. W stolicy Podlasia zobaczyliśmy wszystko - dwa karne, bezbłędny VAR, tysiąc żółtych kartek, piękne bramki. Czego chcieć więcej? Może zwycięstwa jednej z drużyn, ale pomimo podziału punktów i tak było świetnie. Nikt się nie spodziewał, że Jagiellonia przegrywająca po 20 minutach dwoma bramkami, zdoła się podnieść, a nawet wyjść na prowadzenie. W Białymstoku działy się prawdziwe cuda, a przyjezdni nazwisko Jesusa Imaza zapamiętają jeszcze na długo. Hiszpan w przeciągu tygodnia ukłuł Lecha aż czterokrotnie powoli stając gwiazdą białostockiego zespołu.
4 bramki w ciągu tygodnia robią wrażenie. Zawodnicy Lecha @JesusImaz11 zapamiętają na zawsze.#JAGLPO
— Piotrek Sidorowicz (@PiotrSidorowic2) 20 kwietnia 2019