Rozstrzelane defensywy w Warszawie. Lech wraca na główny tor
W czwartek Pogoń, wczoraj Śląsk, dziś Lechia, a jutro? Fotel lidera dzień w dzień zmienia właściciela, lecz wciąż jest niedostępny dla Legii Warszawa. Piłkarza stołecznego zespołu po mało dynamicznym spotkaniu ulegli Lechii Gdańsk (1:2). Ponadto przełamania doznali zawodnicy "Kolejorza", a wielki powrót z dalekiej podróży zaliczyła Wisła Płock - zwyciężając w doliczonym czasie gry.
Raków Częstochowa 1:2 Wisły Płock (42' Brown-Forbes - 53' Szwoch, 90+3' Tomasik)
Składy:
Raków: Gliwa - Petrasek, Szymonowicz, Kościelny - Schwarz, Bartl (71' Malinowski), Skóraś, Nouvier (90' Musiolik) - Szczepański (90' Domański), Babenko, Brown-Forbes
Wisła: Dahne - Stefańczyk, Uryga, Rzeźniczak, Michalski, Rasak, Furman, Szwoch, Garcia (73' Tomasik), Merebashvili (89' Kwietniewski) - Kuświk (76' Ricardinho)
Zatrudniając Radosława Sobolewskiego na stanowisko szkoleniowca "Nafciarzy" prezes Jacek Kruszewski igrał z ogniem. Za wyciągnięcie zespołu z głębokiego kryzysu miał odpowiadać trener bez doświadczenia, który jedyne szlify zbierał w roli asystenta. Podjęte przez płocczan ryzyko zaczyna się jednak uzasadniać. Jacek Kruszewski doskonale wiedział co robi - zatrudniając "Sobola", a ten w Płocku radzi sobie bardzo dobrze. Zespół znów odzyskał wolę walki, a pojedyncze wpadki, nie powodują psychicznego załamania. Spotkanie rozgrywane w Bełchatowie, gdzie rywalem był Raków idealnie to oddało, a Wisła pomimo straconej bramki nie zapadła się pod ziemię. Wręcz przeciwnie! Drużyna, która wyszła po przerwie była zupełnie odmieniona, a gra do samego końca przyniosła cenne zwycięstwo.
Trener Sobolewski żyje na ławce. Ciekaw ile wykręca kilometrów w trakcie meczu. Dużo podpowiedzi i konkretnych komunikatów. #rczwpł pic.twitter.com/ey1BomZ2ok
— Maciej Wąsowski (@Maciej_Wasowski) September 28, 2019
Początki były jednak trudne. Po wymagającym meczu pucharowym, gdzie rywalem była Chojniczanka Chojnice - trener Marek Papszun zdecydował się na kilka zmian. Od pierwszej minuty nie oglądaliśmy między innymi Jarosława Jacha, którego w podstawowej jedenastce zastąpił Kamil Kościelny. Gra drużyny nie uległa jednak znaczącej przemianie, a częstochowianie nadal starali się grać swoje. Jeszcze w pierwszej połowie zawahanie w linii defensywy "Nafciarzy" wykorzystał Felicio Brown-Forbes. Gol Kostarykanina był jednak końcem dominacji Rakowa, który na drugą połowę po części nie dojechał. Po gwizdku rozpoczynającym kolejne 45. minut gry - zdecydowanie odważniej wyszli przyjezdni. Podopieczni Radosława Sobolewskiego bardzo szybko zabrali się za odrabianie strat, a w 53. minucie gola wyrównującego zdobył Mateusz Szwoch. Podział punktów nie zadowalał jednak "Nafciarzy", którzy po zapoczątkowaniu dobrej serii - nadal chcieli piąć się w tabeli Ekstraklasy. Ostatecznie trzy punkty gościom zapewnił Piotr Tomasik, który w ostatniej minucie starcia pokonał Michała Gliwę, ustalając wynik spotkania.
Legia Warszawa 1:2 Lechia Gdańsk (11' Wieteska - 38' Nalepa, 52' Augustyn)
Składy:
Legia: Majecki - Stolarski, Jędrzejczyk, Wieteska, Karbownik (56' Novikovas) - Martins, Gwilia, Antolić - Luquinhas, Nagy (46' Lewczuk), Niezgoda (46' Kante)
Lechia: Kuciak - Fila, Nalepa (62' Makowski), Augustyn, Mladenović - Łukasik, Gajos, Kubicki - Haraslin (72' Peszko), Udovicić (83' Paixao), Sobiech
Pozycja lidera w PKO Ekstraklasie nie jest, nie była i nie będzie pojęciem stałym. Przed rozpoczęciem kolejki w fotelu lidera rozsiadła się Pogoń Szczecin, wczoraj zmienił ją Śląsk Wrocław, który przodowaniem nacieszył się niespełna dobę. Dziś na szczycie tabeli zameldowała się Lechia Gdańsk, która po zwycięstwie z Legią Warszawa dorobiła się najokazalszego dorobku punktowego.
Szczelna obrona i bramkostrzelni stoperzy coraz częściej są przepisem na sukces trenera Piotra Stokowca. W poprzednim sezonie na potęgę karcił Michał Nalepa. Dziś do spółki z 26-latkiem dołączył również Błażej Augustyn, a całe widowisko przy Łazienkowskiej 3 otwierał Mateusz Wieteska. Napastnicy, którzy mieli w tym sezonie zachwycaj tymczasem znajdują się w cieniu. Linie defensywy były w tym spotkaniu nie tylko zabójcze, ale również szczelne. Duet stworzony z Mateusza Wieteskę oraz Artura Jędrzejczyka nie pozwolił Arturowi Sobiechowi na rozwinięcie skrzydeł. Doświadczony napastnik w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, dziś był niewidoczny, mało użyteczny, a jego gra była jedynie statyczna. Podobnie jak jego vis-a-vis w postaci Jarosława Niezgody. Po znakomitych występach z ŁKS-em oraz Rakowem - 24-latek nieco przystopował. W spotkaniu z Lechią znów zachował "czyste konto", a gdyby złych informacji było za mało - nie wytrwał do końca spotkania. Z powodu stłuczenia mięśnia czworogłowego nie pojawił się w drugiej części spotkania, a jego miejsce zajął Jose Kante.
Niezgoda zszedł z powodu urazu - ma stłuczony mięsień czworogłowy #LEGLGD
— Iza Koprowiak (@IzaKoprowiak) September 28, 2019
Gwinejczyk nie zdołał jednak powtórzyć wyczynu z Niepołomic, kiedy to zapewnił swojemu zespołowi awans do 1/16 Pucharu Polski. Poniżej optymalnej dyspozycji zagrał również Walerian Gwilia, a Legia bez wartościowego dowódcy nie była w stanie skruszyć gdańskiego muru. Gra pełna niedokładności, braku pomysłu, ale przede wszystkim polotu. Hity na stojąco zdążyły nas już przyzwyczaić do swego bytu, a starcia w Warszawie nie zdołał rozbujać nawet Szymon Marciniak. Przebieg tego spotkania nie przejdzie, więc do historii, a w pamięci zostanie jedynie wynik, który zapewnił Lechii pozycję na lidera na co najmniej 22 godziny.
Górnik Zabrze 1:3 Lech Poznań (39' Jimenez - 24' Jóźwiak, 43' Puchacz, 90+5' Gytkjaer)
Składy:
Górnik: Chudy - Sekulić, Wiśniewski, Bochniewicz, Janża - Ściślak (74' Baidoo), Manneh (59' Bainović), Jimenez, Zapolnik - Wolsztyński (53' Kopacz), Angulo
Lech: van der Hart - Gumny, Crnomarković, Dejewski, Kostevych - Muhar, Moder, Jóźwiak (79' Makuszewski), Puchacz (68' Kamiński), Amaral (82' Jevtić) - Gytkjaer
Hit soboty nie zachwycił, a formalności musiało dopełnić starcie w Zabrzu, gdzie już pierwsza połowa okazała się lepsza od meczu w Warszawie. Ostatnie spotkania z udziałem "Kolejorza" pokazały, że nie może być inaczej, a zachowania poznańskiej defensywy wyjaśniają dlaczego Lech znajduje się tak nisko. Zero zainteresowania dośrodkowującym Erikiem Janżą, brak krycia Jesusa Jimeneza w polu karnym i w ostateczności gol po uderzeniu głową zawodnika, który w rzeczywistości nie dorasta do szyi obydwóm stoperom. Liczba straconych goli w tym sezonie nie jest przypadkowa, podobnie jak oddziaływanie na drugą bramkę. "Kolejorz" na spotkanie z Górnikiem wyszedł bardzo ofensywnie. W podstawowym składzie znów mogliśmy oglądać Christiana Gytkjaera, który do spółki z Joao Amaralem odpowiadał za zagrożenie pod bramką rywala. Ponadto Dariusz Żuraw desygnował do gry Jakuba Modera, a pierwsze spotkanie 20-letniego pomocnika w wyjściowej jedenastce było bardzo udane. Brak Pedro Tiby na ogół nie był widoczny, a młodzieżowy reprezentant Polski znakomicie wszedł w buty po Portugalczyku.
Poznańska młodzież znów przypomniała o swojej wielkości. Na boisku błyszczał nie tylko Jakub Moder, ale również Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz oraz Robert Gumny. Pierwszy trafił do siatki rywala już w 24. minucie - asystował mu ten ostatni, a swoje pięć groszy dorzucił również Puchacz. Występujący dziś w roli skrzydłowego, wpisał się na listę strzelców jeszcze przed przerwą, nie dając szans bramkarzowi. I choć nie wszystko prezentowało się idealnie, lokomotywa nie zawsze znajdowała się na torze głównym, a rywal nie był z najwyższej półki, to krytyka na temat pracy Dariusza Żurawia przynajmniej na kilka najbliższych dni ucichnie. Dla "Kolejorza" liczą się tylko i wyłącznie 3 punkty, które pozwoliły im wrócić do czołówki PKO Ekstraklasy.
Można sie rozejść ... Gol Tymoteusza Puchacza w meczu @GornikZabrzeSSA vs @LechPoznan #GORLPO #Ekstraklasa pic.twitter.com/KmPInOSGxs
— Marcin Łoboz (@Marcin_Loboz) September 28, 2019