Gytkjaer śladem Hämäläinena? Przyszłość Duńczyka wielką niewiadomą
Od samego rana internet jest wręcz bombardowany informacjami o możliwych przenosinach Christiana Gytkjaera do stolicy. Taki rozwój zdarzeń jest oczywiście spowodowany kończącym się kontraktem, na mocy którego Duńczyk będzie mógł się związać z dowolnym pracodawcą. A kandydatów ponownie jest wielu. Nie mogło, więc zabraknąć miejsca dla warszawskiej Legii.
Już w sobotę mecz Bayern Monachium vs Freiburg! Ten i wiele innych meczów pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Zainteresowanie to wciąż jedno. Chęci piłkarza oraz możliwości finansowe klubu to oczywiście drugie. Ale by ten tekst nie nabrał kontekstu o możliwych przenosinach Gytkjaera na Łazienkowską, z miejsca zaznaczymy - Legii nie będzie stać na zakontraktowanie reprezentanta Danii. Po pierwsze ten już teraz zarabia 30 tysięcy euro miesięcznie, biorąc pod uwagę suchy kontrakt (podpisany jeszcze w 2017 roku). Do tego dochodzą oczywiście procenty, bonusy i rozmaite premie (chociażby za zwykłego hat-tricka zdobytego w starciu z Koroną). Po ich podliczeniu nie jest już tak kolorowo. Włosy stają dęba, a przychód sympatycznego snajpera z Danii grubo przekracza 100 tysięcy euro miesięcznie. Po tym mina faktycznie może zrzednąć.
Mimo wszystko znajdzie się osoba, która stwierdzi - ''ale Legia takie kontrakty wypłaca z drobnych". Otóż nie po oczekiwanej podwyżce. Bowiem jak twierdzi Damian Smyk z portalu Weszlo - Gytkjaer z kasy nowego pracodawcy chciałby pobierać przynajmniej dwa razy więcej, co przy dobrych wiatrach może się przełożyć na 300 tysięcy euro miesięcznie. Do tego trzeba doliczyć premię przy podpisie (w przypadku Lecha wyniosła 1 mln euro) i szansa na pozostanie Duńczyka w Polsce momentalnie zmierza w kierunku zera. Bowiem żadnego klubu Ekstraklasy nie będzie stać na jego utrzymanie.
A jak sprawa wygląda z perspektywy Legii. Czy transfer Duńczyka jest naprawdę potrzebny? Zainteresowanie jak to zainteresowanie. O tym informował już Radosław Nawrot. Po prostu musiało być, bowiem "Wojskowi" wyszliby na głupców, gdyby o usługi najlepszego atakującego ligi najzwyczajniej w świecie nie zapytali (niemal jak w przypadku Igora Angulo). Nieco inaczej sprawa przenosin Duńczyka do stolicy prezentuje się to po spojrzeniu na:
a) wiek Christiana Gytkjaera
b) obsadę ataku Legii Warszawa
W tym roku reprezentantowi Danii stuknęła "trzydziestka", czyli wiek, który powoli sugeruje rozmyślanie nad swoją przyszłością. Pakowanie kilkuset tysięcy euro miesięcznie w gracza, na którym się nie zarobi - wydaje się więc bez sensu. Poza tym spójrzmy na atak warszawskiego zespołu. Tomas Pekhart (i jego kapitalne przedstawienie się lidze), Jose Kante (wciąż klasowy napastnik) i Maciej Rosołek (gracz, na którym Legia ma jeszcze zarobić). Czy tu naprawdę potrzeba kolejnego napastnika z "trzydziestką na liczniku"? Każdy na to pytanie odpowiedzieć może sobie sam.
To może tak, Legia interesuje się Gytkjaerem i tyle. Dziwne byłoby, gdyby nie interesowała się takim gościem bez kontraktu.
— Radosław Nawrot (@RadoslawNawrot) June 16, 2020
I pewnie może nawet złoży ofertę - na razie nie złożyła.
Czy Gytkjaer zostanie Hamalainenem? Sami sobie odpowiedzmy. Znamy go.
Na razie to odległe