Pożegnania nastał czas - Korona za burtą. Wisła utrzymana
To już jest koniec, oficjalnie nie ma już nic. Korona Kielce po jedenastu sezonach spędzonych na najwyższym szczeblu rozgrywkowym oficjalnie schodzi na zaplecze. Zdecydowanie lepsze nastroje będą zaś mieli w Krakowie. Miejscowa Wisła dzięki zwycięstwu nad ŁKS-em utrzymała się w lidze.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
ŁKS Łódź 1:2 Wisła Kraków (9' Pirulo - 45+2', 52' Turgeman)
Raz się przegrywa, raz się przegrywa - powinno brzmieć motto Wojciecha Stawowego wiszące zaraz po wejściu do klubowego gabinetu. Bowiem ŁKS pod wodzą nowego szkoleniowca jeszcze nie wygrał. Na podparcie spadku honorem pozostały zaś jedynie trzy kolejki, na co przy obecnej grze się nie zanosi. Najlepsza spośród ostatnich okazji nadarzyła się bezapelacyjnie dzisiaj - w spotkaniu z krakowską Wisłą. Aczkolwiek i tu znakomite nastroje nie trwały długo (zrodziły się po bramce Pirulo). Utrzymały się bowiem niespełna 45 minut, a misterny plan łódzkiego zespołu zniszczył Alon Turgeman. Izraelski atakujący w doliczonym czasie pierwszej połowy trafił po raz pierwszy. Po przerwie zrobił to również po raz drugi. Niepowodzenie w pogoni za hat-trickiem może zaś zawdzięczać Rafałowi Boguskiemu. Kapitan "Białej Gwiazdy" po nieskazitelnym meczu z Górnikiem Zabrze - dziś dał się we znaki nawet swojemu zespołowi.
Trafić zimą takiego piłkarza jak Turgeman to jest naprawdę duża sztuka. Duże brawa dla Wisły.#ŁKSWIS
— Andrzej Twarowski (@TwaroTwaro) July 3, 2020
Po niewykorzystanym rzucie karnym, zmarnowanej jednej i drugiej stuprocentowej sytuacji sprawił, że obrona gospodarzy zagrała wybitnie. Straciła bowiem tylko dwie bramki, które idąc tropem swoich poprzedniczek - należy umieścić w kategorii ''kuriozalne''. Szczególnie tę wywalczoną kilka minut po wznowieniu drugiej odsłony. Główną rolę ponownie odegrał Jan Sobociński. Młodzieżowy reprezentant Polski w przeciągu zaledwie 10 sekund udowodnił, dlaczego pomimo spadku ŁKS-u prędko do Ekstraklasy nie wróci. Zaczęło się od... wrzucenia drugiej piłki na murawę. Następnie przegrany pojedynek z Alonem Turgemanem i w końcu faul im. Janka Sobocińskiego (inaczej tego nazwać nie można) ostatecznie zamieniony na gola zdobytego z jedenastu metrów.
Porażka z "Białą Gwiazdą" przygody z Ekstraklasą jednak nie kończy. Do ostatniego tańca z udziałem "Rycerzy Wiosny" pozostały jeszcze trzy kolejki, które będą jednocześnie znakomitą wymówką na odejście z honorem. Bowiem do tego wystarczy zaledwie jedno, skromniutkie zwycięstwo.
Wisła w większości fatalna (brak Błaszczykowskiego), ale Turgeman bardzo dobry. Wręcz za dobry na czwarty od końca zespół w tabeli #łkswis
— Przemysław Gajzler (@przemekgajzler) July 3, 2020
Korona Kielce 1:1 Arka Gdynia (82' Tzimopoulos - 6' Nalepa)
Zanim pierwszy gwizdek arbitra rozbrzmiał po raz pierwszy - piłkarze Korony już wiedzieli. Wiedzieli, że w przyszłym sezonie Ekstraklasy nie zagrają. Skromne (2:1) zwycięstwo Wisły Kraków nad ŁKS-em zepchnęło kielczan na zaplecze, a starcie z Arką Gdynia okazało się meczem o przysłowiową pietruszkę. W przeciwieństwie do poprzednich starć nie zostało jednak oddane lekką ręką. Wręcz przeciwnie - Koronie zagrała odważnie, co w końcowych minutach spotkania zabrało dwa punkty przyjezdnym.
Czterech trenerów w jednym sezonie. Szrotomierz dawno przepalony. Bez chemii na linii klub - kibice. A prezes pyta, dlaczego miałby się podać do dymisji. Tak @Korona_Kielce żegna się z ligą.
— Mateusz Miga (@MateuszMiga) July 3, 2020
Początek meczu nie wskazywał jednak na jakiekolwiek podziały. Kielczanie wychodząc odważnie, znów przeszarżowali, co w 6. minucie meczu wykorzystali przyjezdni. A dokładniej Michał Nalepa. Pomocnik Arki popisując się uderzeniem w stylu Petteriego Forsella, wyprowadził swój zespół na prowadzenie, lecz jak pokazał czas - szybko zdobyta bramka gdynian pogrążyła. Ci przez kolejne 80 minut toczyli nieudolną obronę Częstochowy, która legła na kilka minut przed końcem spotkania. Autorem spektakularnego powrotu (po serii ataków) był Themistoklis Tzimopoulos, a jego bramka niemal pogrążyła gdynian. Bowiem "Arkowcy" by liczyć na pozostanie w lidze, muszą wygrać pozostałe trzy mecze i liczyć na taką samą liczbę potknięć w wykonaniu "Nafciarzy". W skrócie - plan nierealny.