Defensywy zagrały na nerwach - Lechia i Wisła kończą bez punktów
Bez szczelnej defensywy nie ma skutecznej gry. O niefrasobliwej postawie swoich obrońców przekonali się w sobotę Piotr Stokowiec oraz Artur Skowronek. Szkoleniowcy Lechii Gdańsk oraz Wisły Kraków ulegli kolejno Rakowowi Częstochowa i Śląskowi Wrocław, kończąc drugą serię zmagań bez punktów.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Lechia Gdańsk 1:3 Raków Częstochowa (45+3' Haydary - 46' Cebula, 56', 76' Gutkovskis)
Lechia: Kuciak - Fila, Nalepa, Kopacz, Pietrzak (71' Kałuziński) - Makowski (81' Urbański), Kubicki, Sopoćko (41' Maloca) - Haidary (70' Paixao), Gajos (46' Udovicić), Zwoliński
Raków: Szumski - Piątkowski, Petrasek, Wilusz - Tudor (46' Bartl), Schwarz (84' Papanikolaou), Sapała, Kun - Tijanić (90+3' Lederman), Cebula (84' Malinowski), Gutkovskis (81' Musiolik)
Od zwycięstwa Rakowa Częstochowa nad Lechią Gdańsk rozpoczęła się sobotnia seria starć w ramach 2. kolejki Ekstraklasy. Podopieczni Marka Papszuna w pojedynku z faworytem budzili się dość długo. Efekty przyszły zaś zaraz po rozpoczęciu drugiej odsłony. W 46. minucie spotkania po ekwilibrystycznym uderzeniu nożycami do remisu doprowadził Marcin Cebula. Niespełna kwadrans po bramce byłego gracza Korony Kielce wynik meczu podwyższył Vladislavs Gutkovskis, który jeszcze przed upływem regulaminowego czasu gry świętował dublet w nowych barwach.
Festiwal PIĘKNYCH goli w Gdańsku! Ostatecznie jednak to piłkarze @Rakow1921 wracają do domu z kompletem punktów! ⚽#AkcjaMeczu to ZNAKOMITE wyrównujące trafienie Marcina Cebuli 🔥 pic.twitter.com/LTggq90k0y
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 29, 2020
Reprezentant Łotwy zamieniając Niecieczę na Częstochowę, przychodził do Ekstraklasy z łatką solidnego strzelca. Na przestrzeni całych rozgrywek zdobył bowiem 12 bramek, będąc jednym z najskuteczniejszych napastników na przestrzeni całego sezonu. W szeregach Marka Papszuna miał zaś zastąpić nieskutecznych do tej pory Felicio Brown Forbesa oraz Sebastiana Musiolika, na co w pierwszych minutach starcia z Lechią wcale się nie zanosiło. Łotysz na przestrzeni kilkunastu minut nie wykorzystał trzech dogodnych sytuacji. Piłkę w siatce umieścił dopiero w czwartej próbie. Wykorzystując dośrodkowanie Petra Schwarza, wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy. Na kwadrans przed końcem spotkania postawił zaś kropkę nad "i", wymazując przeciętny początek w nowych barwach.
Wszelki ciąg zdarzeń i niepowodzeń na stadionie Lechii miał oczywiście swój początek. Zanim do strzelania przystąpili Marcin Cebula oraz Vladislavs Gutkovskis, głośno zrobiło się o defensywie Lechii. Mocno zroszona murawa oraz brak przyczepności od pierwszych minut dawały się we znaki Michałowi Nalepie. Zawodnik gospodarzy po jednym z błędów był zmuszony interweniować wślizgiem, kończąc starcie jeszcze przed upływem pierwszej połowy. Lechia pomimo gry w osłabieniu o złożeniu broni nawet nie myślała. W doliczonym czasie pierwszej połowy błąd w ustawieniu Jakuba Szumskiego wykorzystał Omran Haydary. Jak pokazał czas – bramka zdobyta przez Afgańczyka była jedynie dobrym uśmiechem do złej gry. Gdańszczanie pierwsze w tym sezonie starcie przed własną publicznością ostatecznie przegrali (1:3).
Marcin Cebula? Ja wierzyłem i są na to taśmy
— Jakub Białek (@jakubbialek) August 29, 2020
Wisła Kraków 1:3 Śląsk Wrocław (40' Pawelec (sam.), 17', 75' Pich, 84' Sobota)
Wisła: Lis - Szot (85' Burliga), Janicki, Klemenz, Sadlok - Basha, Żukow (85' Buksa), Błaszczykowski, Yeboah (74' Jean Carlos), Savić (66' Mak) - Beqiraj
Śląsk: Putnocky - Celeban, Golla, Puerto, Pawelec - Łabojko, Sobota, Praszelik (84' Pałaszewski), Pich (90+1' Bargiel), Musonda (58' Samiec-Talar) - Piasecki (57' Scalet)
Pierwsze w tym sezonie spotkanie z udziałem "Białej Gwiazdy" zostało obarczone ogromnym strachem. Choć do 90. minuty spotkania wszystko przebiegało we właściwym kierunku, zaraz po zakończeniu starcia wydarzyła się rzecz wręcz niewyobrażalna. W dobie koronawirusa na boisko wtargnął jeden z kibiców, który jakby nigdy nic, zdecydował się na zdjęcie z Jakubem Błaszczykowskim. Kapitan Wisły lada moment został odizolowany od zespołu. Do chwili przeprowadzenia testu wielką niewiadomą był obarczony jego występ ze Śląskiem. Ostatecznie skończyło się jedynie na strachu. Były reprezentant Polski rozpoczął zaś spotkanie w podstawowym składzie, lecz spośród wszystkich zawodników "Białej Gwiazdy" najjaśniej świecił ktoś inny.
Niewykluczone, że coś z nich jeszcze będzie, ale z transferów Wisły na razie tylko Yeboah ma dobre wejście do ligi.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) August 29, 2020
Dla Yawa Yeboaha dzisiejsze spotkanie ze Śląskiem Wrocław było jednocześnie debiutem na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Od pierwszych minut był bardzo aktywny, świetnie współpracował z linią pomocy i w końcu zagrażał bramce strzeżonej przez Matusa Putnockiego. Słowak o zagrożeniu płynącym ze strony 23-latka przekonał się w końcowych minutach pierwszej odsłony. Po uderzeniu Ghańczyka piłka zdążyła jedynie zatańczyć na głowie Mariusza Pawelca, ostatecznie kończąc swój lot w siatce wrocławskiego zespołu. "Biała Gwiazda" pomimo bramki zdobytej na kilka minut przed przerwą do szatni schodziła z cennym remisem. Mecz kończyła zaś bez punktów.
Zeszłotygodniowa wyprawa podopiecznych Artura Skowronka do Białegostoku wskazała problem, o którym środowisko sportowe mówiło od kilku miesięcy. Defensywa krakowskiego zespołu zarówno w tym, jak i poprzednim sezonie nie stroniła od błędów. Przed tygodniem cegiełkę do remisu Jagiellonii dołożył Adi Mehremić. Dziś punktów w starciu ze Śląskiem pozbawił "Białą Gwiazdę" duet Maciej Sadlok - Rafał Janicki. Katastrofa w wykonaniu doświadczonych defensorów rozpoczęła się zaraz po upływie pierwszego kwadransa. W 17. minucie spotkania po błędzie lewego obrońcy rzut karny dla przyjezdnych sprokurował Janicki. Z wapna pewnie uderzał Robert Pich, lecz problemy Wisły nie odeszły w zapomnienie wraz z pierwszą odsłoną. Na kwadrans przed końcem spotkania nie popisał się duet stoperów. Błąd wiślackiej defensywy wykorzystał Robert Pich, a w ostatnich minutach regulaminowego czasu gry kropkę nad "i" postawił Waldemar Sobota. Śląsk wyjazdowe starcie ostatecznie wygrał (3:1), umacniając się na pozycji wicelidera Ekstraklasy.