Nowy lider - niedziela z Ekstraklasą
W tym sezonie zauważamy pewien trend, gdy faworyci miewają problemy z punktowaniem po zakończeniu przerwy na mecze reprezentacyjne. Ta prawidłowość dotyczy również ligi, która jest najbliższa naszym sercom – Ekstraklasy. W Poznaniu doszło do pojedynku Lecha z Rakowem i częstochowianie w ostatniej chwili wyrwali jeden punkt, bo końcowy wynik meczu rozegranego na ulicy Bułgarskiej to 3:3. Ten wynik miał ogromne znaczenie dla układu tabeli, bo doszło do zmiany lidera. Legia Warszawa, za sprawą zwycięstwa nad Cracovią 1:0, zrzuciła ekipę spod Jasnej Góry z fotela lidera i to oni zaczynają patrzeć na wszystkich z góry.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
LECH POZNAŃ – RAKÓW CZĘSTOCHOWA 3:3 (33’ M. Ishak, 47’ J. Moder /k/, 51’ D. Ramírez – 16’ Ivi, 31’ O. Zawada, 90+2’ D. Szelągowski)
Lech Poznań: F. Bednarek – A. Czerwiński, L. Šatka, D. Crnomarković, T. Puchacz – M. Skóraś (88’ B. Butko), P. Tiba, J. Moder, J. Sýkora (72’ F. Marchwiński) – D. Ramírez – M. Ishak (89’ N. Kaczarawa)
Raków Częstochowa: J. Szumski – M. Wilusz (67’ P. Schwarz), K. Piątkowski, A. Niewulis – F. Tudor (83’ D. Bartl), I. Sapała, M. Poletanović (79’ D. Tijanić), P. Kun – Ivi López, O. Zawada (79’ V. Gutkovskis), M. Cebula (83’ D. Szelągowski)
Wydawało się, że pewnym utrudnieniem dla Rakowa może być nieobecność Marka Papszuna na ławce trenerskiej. Trener Rakowa nie wspomagał swojej drużyny przy linii, bo musiał odcierpieć dyskwalifikację dwóch meczów nałożoną przez Komisję Ligi. Brak Papszuna nie był jednak aż tak bardzo odczuwalny, bo Lech i Raków stworzyły w pierwszej prawdziwie ciekawe widowisko. Do przerwy byliśmy świadkami aż 22 strzałów, z czego połowa z nich była celna i najistotniejsze, że z tych strzałów padły bramki. Najpierw Raków zdobył dwa gole na przestrzeni kwadransa, a pierwsze skrzypce zagrał Marcin Cebula – autor dwóch asyst. Najistotniejsze z perspektywy Rakowa może być jednak to, że zdobyte bramki nie były dziełem przypadku. Maciej Wilusz zagrał górną piłkę wprost na głowę Oskara Zawadę, a ten wycofał pod nogi Marcina Cebuli. Były piłkarz Korony wypatrzył Iviego Lópeza, a Hiszpan nie dał żadnych szans Filipowi Bednarkowi. Druga bramka dla Rakowa to ponownie zasługa dobrej współpracy na linii Marcin Cebula-Oskar Zawada. Pomocnik Rakowa zszedł na skrzydło, zdecydował się na płaskie dośrodkowanie i tym zagraniem wystawił piłkę Oskarowi Zawadzie praktycznie na pustą bramkę.
Dwa ciosy wyprowadzone przez Raków ocuciły Lecha, bo jeszcze przed przerwą zdobył gola kontaktowego za sprawą Mikaela Ishaka. Szwedzki napastnik poznaniaków wykorzystał dośrodkowanie Michała Skórasia i dał wyrazisty sygnał swojej drużynie do odważniejszej gry. Prawdziwy pokaz siły nastąpił jednak już po przerwie, bo ekipa z Wielkopolski wyszła na prowadzenie po dwóch golach zdobytych w sześć minut. Zaczęło się od juniorskiego błędu Macieja Wilusza, bo stoper Rakowa zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym i tym samym pozwolił Jakubowi Moderowi doprowadzić do wyrównania, pewnie wykorzystując podyktowany rzut karny. Raków jeszcze nie doszedł do siebie po straconej bramce, a już na tablicy wyników widniał wynik 3:2 dla Lecha. Wydawało się, że wrzutka Alana Czerwińskiego nie będzie stanowiła zagrożenia, bo właściwie do nikogo nie dotarła. Dani Ramírez zauważył jednak bezpańską piłkę, ruszył do niej i zaczął taniec z defensywą Rakowa. Rozgrywający zszedł do środkowej strefy boiska i uderzył na tyle precyzyjnie, że Jakub Szumski mógł bezradnie patrzeć, jak piłka wlatuje do jego bramki. Lech w wydaniu ligowym charakteryzuje jednak pewna przypadłość – głupio stracone bramki w końcowych minutach meczu i nie inaczej zdarzyło się dzisiaj, bo Raków doprowadził do wyrównania w doliczonym czasie gry. Dokonał tego rezerwowy w tym meczu Daniel Szelągowski, który praktycznie zawstydził całą defensywę Lecha. Młodzieżowiec przeprowadził taki rajd, którego na pewno nie powstydził się Leo Messi. Skrzydłowy Rakowa sprawił, że trzech piłkarzy Lecha przypominało tyczki i biernie patrzyli, jak 18-latek zdobywał gola.
Ludzie, dejta spokój z Realami, Barcelonami i innymi Bayernami. W Poznaniu, to jest dopiero meczycho!😀Przełączać natychmiast🥳 #LPORCZ
— Piotr Wołosik (@PiotrWolosik) November 22, 2020
Partidazo #LPORCZ! Szelągowski wszedł na pełnej! Gol na 3-3 w 92'. Mecz jak nie z Ekstraklasy! 👏
— Michał Pol (@Polsport) November 22, 2020
CRACOVIA – LEGIA WARSZAWA 0:1 (51' F. Mladenović)
Cracovia: Niemczycki – C. Râpă, D. Szymonowicz, M. Rodin, M. Sipľak – M. Dimun (64' Rivaldinho), F. Loshaj – I. Fiolić (81' P. Zaucha), Pelle, D. Pik (46' Thiago) – T. Vestenický (81' F. Piszczek)
Legia Warszawa: C. Miszta – J. Juranović, I. Lewczuk, A. Jędrzejczyk, F. Mladenović – A. Martins, W. Gwilia (64' R. Lopes), B. Kapustka – P. Wszołek, Luquinhas – T. Pekhart
Aktualny mistrz Polski z każdym tygodniem wygląda coraz lepiej, bo nie przegrał meczu od blisko dwóch miesięcy i korzystając z wpadki Rakowa, mógł wskoczyć na pozycję lidera. Ostatnia, odnotowana porażka to spotkanie o Superpuchar Polski, gdy rywalem była Cracovia i ten fakt dodawał smaczku starciu Legii ze zdobywcą Pucharu Polski. Sytuacja w zespole Legii Warszawa jest jednak daleko od ideału, bo Czesław Michniewicz wciąż musiał kombinować z pozycją młodzieżowca. Na ławce mecz rozpoczęli Michał Karbownik, Maciej Rosołek czy Szymon Włodarczyk, a w wyjściowym składzie znalazło się miejsce dla Cezarego Miszty. Plan Legii na pierwszą połowę był jednak niezwykle archaiczny, bo główną bronią był wrzutki na głowę Pekharta. Nic z tego nie wynikało, bo zamiary były bardzo czytelne dla defensywy „Pasów” i przed przerwą byliśmy świadkami bezbramkowego meczu.
Druga połowa była bardzo podobna, bo wciąż aktywne były skrzydła warszawskiej Legii. Nastąpiła jednak bardzo znacząca różnica, bo piłkarze grający w tym sektorze boiska dużo częściej uderzali na bramkę Niemczyckiego. Przodował pod tym względem Filip Mladenović, który dwukrotnie próbował zdobyć gola. Za pierwszym razem strzał zatrzymał się na poprzeczce, ale po kilku minutach już wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Akcje bramkową można podsumować, że była autorstwa bałkańskich boków obrony Legii. Asystę przy bramce serbskiego lewego obrońcy zaliczył Chorwat Josip Juranović, który ponownie poprawia swoje notowania jako prawy obrońca. Po zdobytej bramce przez gości z Warszawy, podopieczni Czesława Michniewicza oddali rywalom inicjatywę i sami opierali swoją ofensywę na oczekiwaniu kontrataków. Oba zespoły łączył jeden element wspólny - brak wykończenia pod bramką rywala. W efekcie na stadionie przy ulicy Kałuży doczekaliśmy się zaledwie jednego gola i jeżeli po dniu dzisiejszym będziemy pamiętali jakieś spotkanie, to wspomnienia w głowie pojawią się z meczu rozegranego w poprze popołudniowej. Dla Legii najistotniejsze jest jednak zgarnięcie kompletu punktów i wykorzystanie wpadki dotychczasowego lidera naszej ligi, chociaż emocje mieliśmy już nawet po ostatnim gwizdku sędziego. Cracovia w doliczonym czasie gry miała rzut wolny i wydawało się, że Tomáš Pekhart wcielił się w rolę rasowego defensora, bo wybił piłkę z własnego pola karnego. Pech chciał, że to nie było czyste wybicie i napastnik Legii dał sędziemu pretekst, by sprawdzić ewentualne zagranie piłki ręką. Po wideoweryfikacji arbiter nie dopatrzył się złamania przepisów przez Pekharta i zakończył to spotkanie.
Patrząc na naszą Ekstraklasę, to Filip Mladenović jest esencją dobrego transferu. Max na co stać polski klub i reprezentant mocnego kraju. Gość, który jest gwarancją. To nie był kot w worku.
— Piotr Koźmiński (@UEFAComPiotrK) November 22, 2020
🔚 #CRALEG
— PKO BP Ekstraklasa 😷 (@_Ekstraklasa_) November 22, 2020
45. zwycięstwo @LegiaWarszawa nad @MKSCracoviaSSA w #Ekstraklasa! pic.twitter.com/XpovdYjygY