Ofensywna piłka? Jak najbardziej, ale z głową...
Mecz przeciwko Lechowi Poznań kibice krakowskiej Wisły najchętniej wymazaliby z pamięci. Zero celnych strzałów, dużo błędów w defensywie i dziurawy środek pola skutkowały tym, że "Biała Gwiazda" odniosła druzgocącą porażkę w stosunku 0:5. W skrócie - Wisła na tle Lecha wyglądała po prostu jak drużyna najwyżej z II ligi. Co jednak zastanawiające, niektórzy szukają absurdalnych usprawiedliwień tego fatalnego występu. I właśnie głównie do nich adresowany jest niniejszy tekst.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć jedną rzecz: Jestem zdecydowanym zwolennikiem Adriana Gul'i na stanowisku trenera Wisły. Słowak ma wszystko, żeby zostać w Krakowie na lata - jego drużyny grają generalnie otwartą piłkę, lubi stawiać na młodych zawodników i ma bardzo dużo charyzmy. Nie jest więc tak, że krytyka tego meczu i niektórych decyzji 46-latka oznacza, że mam co do niego jakieś wielkie wątpliwości. Chciałem wyjaśnić to na początku, bo ludzie (a zwłaszcza kibice) mają tendencje do skrajności - jeśli ktoś raz skrytykuje jakąś osobę za określone zachowanie, z automatu oznacza to, że jest przeciwnikiem całej osoby. Jak raz pochwali, to na pewno zawsze ją popiera. Uwierzcie mi, tak to zwykle nie wygląda, jednak jest to temat na inną dyskusję.
Przechodząc do meritum - Wisła w Poznaniu zaprezentowała się po prostu tragicznie. Nie chcę robić porównań z najgorszymi spotkaniami za Artura Skowronka czy Macieja Stolarczyka, jednak nie ulega wątpliwości, że przy Bułgarskiej zostaliśmy zmieceni z powierzchni murawy i nawiązaliśmy do tamtych mrocznych momentów. Nie funkcjonowało absolutnie nic - w ofensywie drużyna była bezzębna, w środku za wolna, a w obronie popełniająca proste błędy w ustawieniu. Po raz kolejny nie wypalił eksperyment z Janem Klimentem na skrzydle, a taktyka polegająca na wysoskim pressingu okazała się samobójstwem.
I po takim meczu Wisły zaczęły krążyć w moim mniemaniu dziwne opinie. Pierwsza z nich: Lepiej przegrać 0:5 grając z otwartą przyłbicą niż 0:2 murując się całe spotkanie. To jest po prostu bzdura. Rozmiary porażki są nieistotne w pojedynczych meczach rozgrywanych w formule play-off, natomiast jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, bramki mają niebagatelne znaczenie przy końcowym układzie tabeli. W związku z tym pisanie, że niższa porażka niczego nie zmienia, to po prostu futbolowa niewiedza. A już pisanie, że lepiej przegrać 0:5 na swoich warunkach niż zremisować po męczeniu buły jest taką bzdurą, że aż szkoda to komentować. Ale dla tych co nie rozumieją: W sporcie chodzi o maksymializację szans na dobry rezultat, a nie o wrażenia artystyczne (chyba że mówimy o łyżwiarstwie figurowym albo gimnastyce). Oczywiście ofensywna gra nie przeczy dobrym wynikom a nawet często pomaga je osiągać, jednak ten mecz to akurat nie jest ten przypadek, o czym za moment.
Drugi argument zwolenników taktyki obranej prze Gulę na ten mecz - "Jak mamy się nauczyć gać ofensywnie, skoro tego nie będziemy ćwiczyć?" Według mnie można to ćwiczyć w jakichś trzydziestu kolejkach ligowych grając z rywalami, których piłkarze aż tak nie odbiegają poziomem od naszych. I właśnie to jest najważniejsza kwestia - jakość piłkarzy. Jeśli dysponujesz składem na lepszym lub podobnym poziomie co przeciwnik, możesz próbować narzucić mu swój styl gry. Natomiast jeśli masz zawodników zdecydowanie słabszych, wolniejszych, gorszych technicznie, to się nie otwierasz, bo wiesz, że przy odpowiednio zmotywowanym i przygotowanym rywalu to się skończy katastrofą. A na nieszczęście dla Wisły, Lech był zarówno świetnie przygotowany jak i zmotywowany. Reasumując - porywanie się z motyką na czołgi to nie akt odwagi, ale po prostu głupota i brak wyobraźni.
Kolejna rzecz: "Piłkarze zebrali doświadczenie i na pewno zaprocentuje to w kolejnych meczach". Podręcznikowe pustosłowie. Co ma zaprocentować? Czy pod wpływem manity w Poznaniu Aschraf zacznie szybciej biegać, Skvarka będzie posyłać podania jak De Bruyne, Forbes odkryje w sobie skuteczność Ronaldo, a Kliment będzie najlepszym skrzydłowym w lidze? No nie - to wciąż będą tacy sami piłkarze. Piłkarze gorsi od tych z Lecha i jeśli ten mecz zostałby rozegrany za tydzień w tych samych okolicznościach, z tą samą taktyką i tymi samymi personaliami - wynik byłby identyczny lub bardzo podobny. Jedyne na co może wpłynąć ten mecz, to na mental, jednak może to pójść w dwie strony - albo piłkarze od teraz będą niesamowicie walczyć do utraty tchu, albo też wpadną w dołek i odbije się to na reszcie sezonu.
Teraz pewnie posądzasz mnie czytelniku o hipokryzję, o ile nie zrobiłeś tego wcześniej. W końcu napisałem na początku, że podoba mi się u Adriana Gul'i styl gry, po czym krytykuję mecz, w którym jego drużyna go zastosowała. Już jednak tłumaczę o co mi chodzi, bo tutaj wbrew pozorom nie występuje żadna sprzeczność. Nie mam nic przeciwko ofensywnemu stylowi gry, ba - uważam, że należy iść w tę stronę. Byłem pierwszym krytykiem Kiko Ramireza, który na meczach z najsłabszymi drużynami ligi bazował na niskiej obronie i pojedynczych przebłyskach gwiazd. Uważam zatem, że grę do przodu należy kultywować. Ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Póki skład Wisły nie jest konkurencyjny z tymi najlepszymi, to akurat w tych kilku spotkaniach trzeba zagrać bardziej pragmatycznie. Nie ma w tym niczego złego - fajerwerki z przodu zostawić na słabszych/równych, a na wyraźnie silniejszych obrać inne środki. Głęboko wierzę, że za jakiś czas Wisła będzie dysponować takim składem, który przyjedzie do Poznania i będzie dyktować warunki gry. Jednak to jeszcze nie jest ten czas.