Hit nie rozczarował - kapitalny Lech miażdży Jagiellonię!
Hit nie rozczarował. Szybkie tempo, pomysł na grę ofensywną, błędy, które nie załamywały… Lech i Jagiellonia stanęły na wysokości zadania. Świetny mecz obejrzeliśmy w Poznaniu, to najważniejsza rzecz. Wygrał zespół dowodzony przez Christiana Gytkjaera, Mario Situma, no i wreszcie zasilony przez Darko Jevticia. 5:1 to wymiar kary, z którym kłócić się ciężko.
To był bardzo dobry, a wręcz rewelacyjny mecz Lecha – napisać to można bez żadnego zwlekania.
Była świetna pogoda oraz dobre widoki na przyjemne spotkanie - co potwierdził choćby komentator Canal+, Bartosz Gleń.
Są takie miejsca gdzie widoczność dla komentatora jest🔝Ukłony dla techników pic.twitter.com/hsnhBdcy7s
— Bartosz Gleń (@BartoszGlen) 11 de marzo de 2018
Składy również nie zaskoczyły – najsilniejsze zestawienia, jakie mogli posłać obaj trenerzy.
Składy ⤵️ #LPOJAG#OSHEE pic.twitter.com/4TWlBLf2JJ
— LOTTO Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) 11 de marzo de 2018
Jagiellonia zaczęła ten mecz jak z Legią. Atak pozycyjny, tempo, ustawianie się – wszystko było dokładnie takie, jak widzieliśmy w Warszawie. Zrzucanie wszystkiego na mrozy przy Łazienkowskiej nie miało wtedy sensu. Dziś mieliśmy momentami nawet 15 stopni (tyle pokazywał mój termometr), a i tak „Jaga” grała świetnie. Tempo Przemysława Frankowskiego przy jego rajdach to była wyższa szkoła jazdy. Szybkiej jazdy.
Poziom reprezentacji to dziś coś oczywistego w przypadku piłkarza Jagiellonii. Fantastycznie rozwinął się najpierw pod skrzydłami Michała Probierza, a dziś Ireneusza Mamrota.
Później znów Nenad Bjelica musiał przeżywać męki po tym, jak nie został uznany w ostatecznym rozrachunku gola Mario Situma. VAR prześladuje trenera Bjelicę, natomiast w pełni trzeba tutaj oddać, że tak właśnie wideoweryfikacja ma działać. Właśnie w takich sytuacjach. Ale cóż… Lech pokazał charakter. Przerwa na zejście Pawełka, wejście Kelemena, ale czy oni się tym podłamali? W żadnym wypadku. Gola strzelił ten, którego typowałem do walnięcia hat-tricka – Christian Gytkjaer.
Ale wiecie co? Poprzednie akapity są bez znaczenia, bo Lech po przerwie wyszedł zupełnie inny. Pierwszy oddech w maratonie, jakim był ten mecz złapał po decyzji VAR. Ale po przerwie stłamsił kompletnie drużynę Ireneusza Mamrota. Miały na to wpływ zapewne wymuszone zmiany, natomiast nie było żadnego planu B w ekipie z Białegostoku.
A gola strzelił ten, który błyszczy mocno w ostatnich tygodniach. Emir Dilaver zasłużył na gola, fantastycznie odnalazł się w miejscu, z którego władował piłkę do bramki Kelemena.
Aha, znowu miałem olbrzymi niesmak po bluzgach w kierunku Tomasza Musiała. To była prawidłowa decyzja, aby cofnąć gola Situma. Śmieszne wyglądało, jak najpierw wydawało się, że pokazał na środek, ale tak naprawdę większość ludzi na trybunach odczytało to źle. To był znak oznaczający rzut wolny. Brak gola. I rozpoczął się festiwal wulgaryzmów.
Tak się nie robi.
Natomiast, to, co stało się przy odgwizdanym karnym dla Lecha, który potem wykorzystał Darko Jevtić. Jeśli rzeczywiście mówi on do sędziego VAR: „Paweł, ja Cię nie słyszę k…a”, a potem podtrzymuje decyzję, która jest błędna (obrońca Jagiellonii trzyma ręce przy sobie i próbuje uniknąć kontaktu), to niestety najlepszej noty za to spotkanie nie otrzyma.
Ostatecznie, znowu, jak sędzia Marciniak w meczu Tottenham – Juventus, nie ma niesmaku, gdyż wynik się zgadza. Jedna zła decyzja nie sprawiła, że przegrała lepsza drużyna. Lech dalej jest u siebie niepokonany, a charakter, jaki pokazał… to trzeba chwalić.
Aha, brawa też dla Kamila Jóźwiaka. Po tych wszystkich perturbacjach związanych z jego losem, ewentualnym odejściem z Lecha, przedłużaniem kontraktów… dobrze, że to już daleko za nim. Idealny gol na 4:1.
A gola Trałki skomentuję tak – jeśli drużyna rywala daje sobie wbić gola, którego strzelcem jest Łukasz Trałka… to zagrała bardzo słabo.