10 rzeczy, jakie zapamiętam z 28. kolejki LOTTO Ekstraklasy
Dziś jest poniedziałek, a dzieje więcej niż w weekend. Oficjalne potwierdzenie praw do organizacji mistrzostw świata do lat 20 dla Polski, Jacek Magiera selekcjonerem tej kadry, Damian Kądzior wyjeżdża ze zgrupowania dorosłej kadry, a atmosfera sportowa wokół naszej drużyny napięta jak nigdy. Cóż, wróćmy na momencik jednak do naszej Ekstraklasy.
Podsumujmy sobie, jakie 10 rzeczy najbardziej zapamiętam z minionej kolejki polskiej ligi.
1.Zagłębie Lubin grające mecz w piątek o 18:00 musi być zwiastunem czegoś strasznego. Tak było też tym razem.
Jedyny mecz, w którym nie oglądaliśmy goli w ten weekend. Zakalec w Gliwicach – mecz Piasta z Zagłębiem. Dwóch drużyn, które jakościowo zasługują na to, by nie bimbać sobie w grupie mistrzowskiej do końca rozgrywek. Na trybunach nawet nie było 6000 ludzi, a padający śnieg tylko sprawiał, że warunki do gry były fatalne.
Ostatni raz tak słaby widział od czasu spotkania… Arka – Zagłębie(!) rozgrywanego też w piątek(!!), też o godzinie 18:00(!!!). Kasujmy tę godzinę z terminarza i to czym prędzej!
2. „Tego Gytkjaera to wyzywano tutaj wielokrotnie, a gość ma trzy bramki więcej od świetnego Niezgody.”
Tweet redaktora Sportowych Faktów, Konrada Marca (z soboty, z godziny 13:00) to kolejna ciekawa rzecz.
Natomiast piszę on prawdę - Christian Gytkjaer wreszcie złapał formę. Jarosław Niezgoda za to nawet nie dostał dobrej szansy, by podgonić ekstrawaganckiego Duńczyka. Mówienie, że Lech nie ma napastnika jest co najmniej głupie. Ma, wreszcie musi przestać szukać ciągłych wymówek. Ten Gytkjaer jest ich atutem. Teraz, gdy „Kolejorz” stracił 3 piłkarzy, możliwe, że nawet jest atutem największym.
3. Kapitalna sobota – 6 goli w Niecieczy, 5 goli w Białymstoku, 4 gole w Kielcach.
Aż nie chciał człowiek odchodzić od telewizora. Najpierw powrót z rezultatu 1:2 na 4:2 w wykonaniu „Portowców”, potem Jagiellonia dokonuje cudu i zwycięstwo z Arką zdobywa z drugiej połowie doliczonego czasu gry. A na koniec Korona daje się dojść Górnikowi, omal nie przegrywając spotkania z klubem z Górnego Śląska.
Emocji brakuje? No, nie sądzę.
4. Rozmowy wychowawcze: w Sandecji przed meczem, w Termalice – po meczu.
Śmiano się, że przy tych konwersacjach piłkarze mogą mieć przewagę liczebną nad kibicami. Wygląda to natomiast ciągle źle dla klubów grających w gminie Żabno.
Niuanse taktyczne, o których rozmawiają kibice Sandecji z trenerem Kazimierzem Moskalem (on jest Bogu ducha, a nie ewentualnego spadku Sandecji winny). Jacek Zieliński wrzucony do domu wariatów, gdzie tak naprawdę powinni raczej wejść do boksu trenerskiego Edward Lorens z Janem Pochroniem.
Inne drużyny mają szczęście, że w tych dwóch ekipach dzieje się najgorzej.
5. Coś o Cracovii.
Cracovio, co się z Tobą stało? Jesteś jedną z piękniejszych drużyn Ekstraklasy. Siedem meczów na „wiosnę” – tylko jedna porażka. „Pasy” w tej kolejce znów spełniły swój obowiązek i pokonały Sandecję.
Co prawda, boli, że Michał Probierz posłał do boju tylko dwóch Polaków w wyjściowym składzie. Natomiast, przykład Cracovii pokazuje, że dając czas człowiekowi rozsądnemu i kompetentnemu, można osiągać wiele. „Pasy” są o krok od pierwszej ósemki. Czy wreszcie doczekamy się derbów Krakowa w rundzie finałowej?
6. Coś o Śląsku Wrocław.
Śląsk przypieczętował swój los – spędzi okres po 7 kwietnia w grupie spadkowej. Nie ma w tej drużynie jakiejkolwiek duszy, nie ma celu, taktyka jest absolutnie daremna. Siermiężna gra, którą radziłbym obejrzeć Tomaszowi Hajcie. Zobaczyłby, czy rzeczywiście włoska piłka jest na tym samym poziomie jak mecze wrocławskiej drużyny.
Tadeusz Pawłowski z kolei zanotował kolejny już mecz bez ligowego zwycięstwa. Konkretnie osiemnasty z rzędu. Informację podał na Twitterze Andrzej Gomołysek. Bierzemy oczywiście poprawkę na to, że „Teddy” prowadził różne drużyny w różnych okresach, ale wygląda to słabo. Bardzo słabo.
7. Coś o Legii.
Legia już dostała po głowie. Raz w trakcie meczu, drugi raz – po jego zakończeniu Przeczytajcie zresztą TUTAJ.
8. Coś o Wiśle.
Joan Carrillo kontynuuje dzieło Kiko Ramireza i Manuela Junco. Pozwólcie mi jednak oczywiście doprecyzować.
Natomiast, gdzieś zniknęły wady, a zaczęły uwydatniać się zalety. Pol Llonch, Jesus Imaz, Fran Velez i wreszcie Carlitos. 20 goli w 28 meczach to jest wynik, którego nawet Nemanja Nikolić by się nie powstydził. Możemy się zachwycać panem Lopezem raz po raz, ale jak sobie przypomnimy, że – podobnie jak Dani Quintana – to gość na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej… to już pojawia się rysa na jego obliczu.
9. Jagiellonia liderem, natomiast w tym całym bałaganie mogła stracić swoją cenną pozycję.
Dziewiąty punkt od początku był zaklepany dla kogoś z meczu Jagiellonia – Arka. Miał tu wpaść albo Leszek Ojrzyński, albo Ireneusz Mamrot.
Jakby to powiedział znany komentator, Andrzej Borowczyk: „Trener rodem z Ciechanowa już był w ogródku, już witał się z gąską…”
No właśnie, ale pojawiło się coś nieprzewidzianego. Czułem się, jak widz meczu Manchester City – Queens Park Rangers. Od 1:2 do 3:2 w kilka chwil. Niewiarygodne, ale prawdziwe.
10. Tabela, kto jest czego pewny. Kto jest w mistrzowskiej, kto w spadkowej na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej?
Począwszy od 11. miejsca w dół, wszystkie zespoły będą grać w grupie spadkowej. Śląsk Wrocław, Piast Gliwice, Pogoń Szczecin, Lechia Gdańsk, Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Sandecja Nowy Sącz. Te ekipy spędzą swój czas na walce o utrzymanie.
„Faworytami” będą z pewnością dwie ostatnie ekipy. Środek tabeli jest na szczęście ściśnięty, dlatego 30. kolejka będzie emocjonująca do samego jej końca.
Jagiellonia swoim fenomenalnym wyczynem i wydarciem zwycięstwa Arce Gdynia przybliża się do pierwszej pozycji. Będzie to bezcenne, jeśli chodzi o kwestię terminarza. Jagiellonia w przypadku zrównania się punktami z kimkolwiek byłaby premiowana. Jest naprawdę blisko świetnej pozycji startowej przed "dogrywką".
Legia i Lech również są pewni grupy mistrzowskiej, ale ich pozycja robi się ciężka. Mistrz się oddalił i dla jednych, i dla drugich.