Panel kumatych: grupa spadkowa LOTTO Ekstraklasy
Ekstraklasa 2017-18 to była mieszanka Monty Pythona, Darrena Aronofsky’ego, Kabaretu Koń Polski… wszystko, co śmieszne, niespecjalnie śmieszne, straszne, poruszające, wstrząsające… tu było wszystko. Niestety, w tym roku – nadal to podtrzymuję – poziom nie wzrósł, a raczej po raz kolejny poleciał w dół. Końcówka nie może nam przesłonić tego, że w większości Ekstraklasy nie dało się oglądać. Weryfikacja zapewne przyjdzie w eliminacjach europejskich pucharów. Droga do faz grupowych jest dłuższa, cięższa… a skoro teraz było źle, to skąd oczekiwać ratunku?
Tak rozpoczynam część pierwszą podsumowania tego sezonu LOTTO Ekstraklasy. Dowiecie się, co sądzę o formie każdego z klubów. W rywalizacji między sobą jednak gdzieś zapominamy o tym, co może czekać nas w lipcu i sierpniu. Zapomnijmy więc też teraz.
Forma zespołów – niech tylko to się liczy. Do dyskusji zaprosiłem dziennikarzy, kibiców i ludzi, dla których polska piłka nożna nie ma tajemnic. Efekty mojego panelu możecie przeczytać poniżej.
GRUPA SPADKOWA:
Cracovia
Wydaje mi się, że w tym sezonie częściej niż w poprzednim chwaliłem postawę drużyny prowadzonej przez Michała Probierza. Naprawdę. Wicemistrzowska Jagiellonia nie imponowała mi aż tak bardzo jak przeciętna momentami Cracovia. Być może wynika to z tego, że doceniam chęć pracy nad cięższym projektem ze strony trenera Probierza. Nawet mogę stwierdzić, że Cracovia bardziej zasługiwała na pierwszą ósemkę niż Zagłębie Lubin. A Krzysztof Piątek to przecież najskuteczniejszy Polak w tym sezonie ligowym.
Konrad Marzec, dziennikarz Sportowych Faktów, kibic Cracovii trochę porównał ten sezon do kolejki górskiej – gdyż wachlarz emocji, jakie pałały w sercach fanów „Pasów” był naprawdę szeroki. Oni ocierali się o dno, a później mieli okres, gdy punktowali najlepiej w 2018 roku.
Pamiętajmy, że już na rynku transferowym przed sezonem 2017-18 działo się mnóstwo. Wydawało się, że transfery takie jak Kądzior czy Forsell dadzą potrzebną jakość, tymczasem obaj nawet nie trafili ostatecznie pod skrzydła trenera Probierza.
Jeśli miałbym już wskazać takie momenty, które na zawsze zostaną w pamięci po tym sezonie, to z pewnością zapamiętam świetną metaforę z rośliną z konferencji prasowej trenera. Na pewno też warto przypomnieć znakomitą grę Helika i Piątka oraz nadzieję z drugiej części fazy zasadniczej, gdzie zapachniało nawet grupą mistrzowską. Niestety, feralny mecz w Niecieczy wszystko przekreślił. Brawo dla profesora Filipiaka, który wytrzymał ciśnienie i nie zwolnił Probierza w kryzysowym momencie. Jestem pewien, że to zaprocentuje. – mówi red. Marzec.
Ja na pewno też przypomnę sobie TO.
Pogoń Szczecin
Portowcy powstali z kolan. Bardzo dobrze się stało, że ten klub się utrzymał, bo sportowo przez większą część sezonu na to zasługiwali. Kosta Runjaić odmienił tę drużynę. Podobnie jak Marcina Brosza, cechował go spokój, zrównoważenie i chęć do ciężkiej, tytanicznej wręcz pracy. Wiadomo – można się śmiać, że w tej drużynie bez Adama Frączczaka nie ma goli, natomiast wreszcie pod wodzą bałkańskiego trenera Pogoń zaczęła przypominać drużynę.
Patryk Idasiak, kibic Pogoni i dziennikarz Retro Futbol uważa, że sytuacja wyglądała trochę tak samo jak w przypadku Cracovii.
W tym roku w Szczecinie świętowano 70-te urodziny Pogoni. Niewiele brakło, a skończyłoby się to olbrzymią tragedią. Cofnijmy się do przecież do połowy rozgrywek, 19. kolejka - Portowcy z bilansem 2-5-12 są pośmiewiskiem ligi i murowanym kandydatem do spadku. Po wygranej z Arką mają tragikomiczną serię 13 spotkań bez zwycięstwa (4 remisy, 9 porażek). Wielu sobie myślało, że już jest po zabawie. Tymczasem za sprawą Kosty Runjaicia, wyjętego niczym as z rękawa, piłkarze Dumy Pomorza zaczęli grać jak po pozytywnej przemianie Jacka Soplicy w Księdza Robaka
– zauważa red. Idasiak.
Trener wypracował sobie gigantyczną renomę w Szczecinie, drugą część sezonu Pogoń zakończyła na... trzecim miejscu, tylko za Legią i Jagiellonią. I to nie był żaden przypadek, a ładna, efektowna gra w piłkę, którą chce się oglądać. Odkurzenie Adama Buksy, przedłużenie kontraktu z Ricardo Nunesem, znakomita forma Lashy Dvaliego, zawsze cichy i skuteczny Adam Frączczak, a do tego sprzedaż za ogromne pieniądze Jakuba Piotrowskiego i wypożyczenie Adama Gyurcso. Pogoń kończy sezon może nie pozytywnie, ale bardzo bezpiecznie. Wydawało się, że muszą chwytać się brzytwy, a tymczasem na tafli wody pojawiła się całkiem spora gałąź w postaci Kosty Runjaicia
– dodaje Patryk Idasiak.
Arka Gdynia
Zastanawialiśmy się razem z Arturem Kwiatkowskim z radia ZapinamyPasy.pl, jak podsumować ten sezon Arki Gdynia, bo z jednej strony odnotować należy drugi finał Pucharu Polski, z innej strony „Arkowcy” zajęła dopiero 12. miejsce w lidze. Podobnie jak Artur, ciężko nam sobie wytłumaczyć odejścia Leszka Ojrzyńskiego, którego lista osiągnięć na Pomorzu jest naprawdę imponująca. Dodatkowo, Arka wreszcie zakończyła sezon Ekstraklasy nad Lechią Gdańsk.
Wydawało się, że Arkowcy powalczą o topowe miejsce w grupie spadkowej, bo było ich na to stać. Tak się jednak nie stało – Cracovia, Pogoń i Śląsk okazały się lepsze. Arka chyba po prostu uzna, że ten sezon się odbył i nic poza tym. Ani nie uznałbym go tego sezonu za niespodziankę, ani też za bardzo udany.
Ale naprawdę zastanawia mnie, dlaczego Leszek Ojrzyński musiał odejść z klubu. Twórca największych sukcesów Arki, czyli Pucharu Polski, Superpucharu Polski, kolejnego finału Pucharu Polski, a także wcześniej udziału w eliminacjach europejskich pucharów wyciskał z Arki i obecnych zawodników maksimum. Sama kadra Arki to solidni ligowcy, ci zawodnicy przede wszystkim walczyć mogą o utrzymanie. To już kolejny raz, gdy właściciel i zarząd Arki podejmuje dziwną decyzję – podobnie jak z Grzegorzem Nicińskim.
– twierdzi red. Kwiatkowski.
Od siebie dodam jedynie, że o ile ze sportowego punktu widzenia niektórych zmian bronić się nie da, o tyle Arka ma jakoś oko do wybierania następców z rozumem i godnością człowieka. Nicińskiego zastąpił Ojrzyński, a do Gdyni przyjdzie teraz Zbigniew Smółka, obecny trener walczącej o awans do Ekstraklasy Stali Mielec. Ale marzenia o grupie mistrzowskiej mogą być za moment weryfikowane w sposób negatywny.
Śląsk Wrocław
Jeśli szukamy kogoś odpowiedniego do oceny Śląska, to musi to być Michał Zachodny z Łączy nas piłka.
Jak zwykle był to sezon, w którym Śląsk obudził się w końcówce sezonu i po podziale ligi na grupy. Oczywiście, nie mogło się też obyć bez dramaturgii w postaci wymiany całej górnej części zarządzających - od prezesa do trenera i jego sztabu. Więc w zasadzie we Wrocławiu bez zmian: na koniec wszyscy zadowoleni, choć przed sezonem (nierealnie) zakładano walkę o europejskie puchary – stwierdza red. Zachodny.
Nieznany był i pozostaje kierunek, w jakim idzie klub: czy stawiać na Polaków, czy na doświadczonych, czy może jednak dać szansę młodzieży. Szarpanina trwa i ten sezon chaosu, niezadowolenia oraz stresów w zasadzie był dla kibiców Śląska "dniem świstaka". Na szczęście były i pozytywy: drużyna utrzymała się dzięki golom Marcina Robaka i paradom Jakuba Słowika – dodaje.
Ciekawe jest jednak ostatnie zdanie, jakie wygłosił dla mnie redaktor Zachodny. Sprawia, że niektórym działaczom Śląska może zrzędnąć mina. Streścić to można tylko frazą „wyniki lepsze od gry”.
Zadebiutowało, choć w zasadzie grając epizodycznie, kilku młodych piłkarzy. Ale wciąż liczba najwyżej przeciętnej klasy zawodników na sporej części pozycji sprawia trenerom ból głowy i latem nie obejdzie się bez kolejnej rewolucji.
Śląsk od zmian do zmian sobie trwa - o rozwoju więcej się mówi - niż jest go faktycznie.
Co jeszcze można dodać? Nadal Śląsk jest w rękach miasta. Mnóstwo się słyszy, jak by to chętnie się pozbyło klubu, ale… musiałbym napisać pewien cytat ze „Shreka”, żebyście zrozumieli, jaką postawę powinni przyjąć decyzyjni. Cierpliwość będzie kluczem. Pamiętacie, ile czekaliśmy w Kielcach?
Lechia Gdańsk
Największe rozczarowanie tego sezonu. Drużyna, która mogła strzelić 4 czerwca gola na wagę mistrzostwa Polski. Nie strzeliła. Wyrżnęła o dno i niemalże spadła z ligi, a utrzymała się w niej tylko dlatego, że kluby grające w Niecieczy okazały się być jeszcze gorsze jakościowo.
W Gdańsku wystrzeliły korki od szampana. Sezon 2017/2018 dobiegł końca. Drużyna, która rok temu biła się o mistrzostwo do samego końca, tym razem modliła się o utrzymanie – stwierdza Mikołaj Krzywkowski, dziennikarz Footroll.pl.
W drużynie potrzebne są gigantyczne zmiany i jedyne, co może cieszyć to obecność Stokowca. Na spory plus wygrane derby z Arką Gdynia, ale trzy mecze nie zamydlą oczu. – dodaje Mikołaj.
Sam też muszę stwierdzić, że właśnie akurat dobrze, iż trafił im się jako szkoleniowiec Piotr Stokowiec (rym nie jest zamierzony). Jeśli ktoś ma ogarnąć ten bałagan, to będzie nim na pewno ten właśnie trener. Pamiętacie Polonię Warszawa?
Aha, nikogo nie faworyzuję, natomiast… Arka pożegnała pięknie Krzysztofa Sobieraja. Sebastian Mila zaś zakończył karierę, a dostał tylko konferencję prasową. I coś poza tym? Nie. Żadnej ceremonii w trakcie meczu. Nic.
Piast Gliwice
Z kolei jeśli pytamy o Piasta, niezawodny będzie w swych opiniach i obserwacjach dziennikarz „Katowickiego Sportu”, Krzysztof Brommer.
Piłkarze Piasta przed ostatnim meczem sami przyznawali, że mogą uratować ligę, ale nie sezon, bo ten był bardzo słaby. Po raz kolejny z szumnych zapowiedzi walki o ósemkę nie wyszło nic. Rok temu Piast w dobrym stylu utrzymał się w lidze i wydawało się, że drużyna trenera Dariusza Wdowczyka pójdzie za ciosem. Początek rozgrywek był jednak fatalny, gliwiczanie zakopali się w dole tabeli i zaczęło robić się nerwowo. Gdy jesienią dokonano zmiany trenera, znów wydawało się, że wszystko wróci do normy. Zwłaszcza po solidnych zimowych transferach – uważa redaktor „Sportu”.
Gra może i była lepsza, ale zdobycze punktowe już nie. Głupie błędy, gole w końcówkach i nieskuteczność sprawiły, że do ostatniej kolejki Piast drżał o ligowy byt. Po utrzymaniu w klubie zapowiadają zmiany i można spodziewać się wymiany wielu ogniw, bo ewidentnie w klubie z Gliwic potrzeba "świeżej krwi" – stwierdza również Krzysztof Brommer.
Ja określiłbym to raczej dobitnie – Piast niestety może być murowanym kandydatem do spadku. Ostatni mecz wyszedł kapitalnie, natomiast nie ukrywajmy – jakość obroniła się raz, ale czy uda jej się to także po raz drugi? Niekoniecznie. Gerard Badia, Sasa Zivec i Tomasz Jodłowiec mogą to ciągnąć, ale nie w nieskończoność. Piast potrzebuje napastnika. Nawet pół – właśnie jak mawiał trener Wdowczyk.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Od zawsze, w Weszło FM byli to ulubieńcy na antenie, pieszczotliwie nazywani BB. Stąd też głos odnośnie „Spadających Słoni” zabierze ktoś z tego sympatycznego grona dziennikarzy.
Za Bruk-Betem w ekstraklasie tęsknił będę mniej więcej tak jak za wysypką na plecach. To mogła być fajna, budująca historia o klubiku, który dzięki pasji wielu ludzi potrafił stale i z gracją rozpychać się łokciami na salonach, ale coś w pewnym momencie poszło nie tak. Może państwo Witkowscy w zaczęli słuchać nieodpowiednich doradców, a może od dawna w klubie pewne rzeczy stały na głowie i teraz trzeba było zapłacić za to rachunek – stwierdza słusznie red. Mateusz Rokuszewski.
Pewne jest, że wesoła ekipa z gminy Żabno potrafiła skutecznie zniechęcić do siebie nawet tych, którzy długo patrzyli na tę zabawę w futbol całkiem przychylnym okiem. Na zabawę za swoje, co przy masie klubów utrzymywanych przy życiu dzięki miejskiej kroplówce wypada podkreślać. Liczę jednak, że w przyszłości ta kasa będzie wydawana lepiej niż na kontrakt Toivio czy odprawę dla kolejnego trenera, z którego próbowano zrobić paprotkę. Innymi słowy, mam nadzieję, że ktoś wyciągnie legendarne wnioski i - uwaga, kolejny banał - wróci silniejszy – stwierdza na sam koniec redaktor Weszło.
Z moim stosunkiem już się oswoiliście. Więc ciężko uważać, bym był jakoś specjalnie inaczej nastawiony niż Mateusz. Dobrze, że spadli. Szkoda jedynie Jacka Zielińskiego. On chyba walczył najmocniej ze wszystkich.
Sandecja Nowy Sącz
Sandecja przemknęła przez Ekstraklasę. Właściwie takim najbardziej znamiennym wydarzeniem z jej udziałem wciąż pozostaje ten happening z Freddym Adu. Zarządzanie wydawało się kompletnie bez pomysłu, a nawet były ich trener Radosław Mroczkowski już w trakcie sezonu wspominał przecież kilkakrotnie, że w tym klubie jest coś mocno nie tak.
Tak odnośnie Sandecji wypowiedział się z kolei Łukasz Olkowicz, dziennikarz Przeglądu Sportowego.
Muszę powiedzieć, że – podobnie jak Łukasz – niespecjalnie sądzę, że znów się zameldują w lidze w najbliższym czasie. Szansa na fajne pokazanie została zmarnowana koncertowo.
Kibice za 10-15 lat powiedzą, że nie zapamiętali wielkich występów Sandecji, tylko to, że na mecze jeździli do Niecieczy.
Tak samo, jeśli mówimy o tym, że zostać w Ekstraklasie mógłby tylko Trochim i Kolev, a Danek i Piszczek mają przejść do Cracovii – to jest to chyba za mało. Raptem kilku piłkarzy wyróżniających się, a gdzie jest reszta? Niestety, nie sprostali – dodaje red. Olkowicz.
Rozmawiałem nawet z trenerem Marcinem Broszem, czy nie kusiło Górnika, żeby pójść drogą Sandecji i postawić na doświadczonych ludzi w drużynie. Powiedział, że nie, woli swój sposób – sprowadzanie młodych, utalentowanych, którzy mogą okrzepnąć. Czas pokazał, czyja koncepcja była lepsza – kończy dziennikarz "PS".
Dla przypomnienia – w I lidze Sandecja skończyła wyżej niż Górnik. Ona pierwsza zapewniła sobie awans. Przygoda jednak absolutnie do zapomnienia.
CIĄG DALSZY O LIDZE JUŻ JUTRO – czekamy na decyzję Komisji Ligi odnośnie Lecha Poznań.